REKLAMA

Wiosenne porządki na smartfonach

03.04.2012 07.05
Wiosenne porządki na smartfonach
REKLAMA
REKLAMA

Czasem trzeba zrobić porządek w swoich urządzeniach. Ja zrobiłam wczoraj – przegrzebałam wszystkie zainstalowane aplikacje, zarówno na Androidzie, jak i Windows Phonie 7, którego posiadam. Od dawna wiem, że aplikacje to bardzo medialny i głośny temat, więc nie zdziwiło mnie badanie Flurry, o którym pisał Tomasz Boguszewicz mówiące, że wcale nie używamy aplikacji tak często i szybko tracą one naszą uwagę. To prawda: przejrzyjcie swoje urządzenia, pomyślcie ile aplikacji ściągnęliście z mobilnych sklepów, a ile tak naprawdę używacie na co dzień lub chociaż co tydzień. Ba – ile używacie chociaż raz w miesiącu.

Wczoraj wywaliłam około 60 różnych aplikacji, a przecież to tylko pozycje z dwóch miesięcy. Większość z nich pobrałam z czystej ciekawości, część przydała się w rozwiązaniu konkretnego problemu, ale jednorazowo, część mam, bo… mam. Inaczej nie da się tego wytłumaczyć – to aplikacje, które ściąga się z myślą „o, to się kiedyś przyda!”, a potem przez dwa lata nie uruchamia się ich więcej niż raz. Miałam jeszcze takie, które ktoś mi polecił, czy stały się nagłym hitem i pobrałam, bo trzeba było sprawdzić wokół czego taki wielki nagły szum. Bezsensowne stosy aplikacji, a gdy przyszła nagła potrzeba użycia czegoś konkretnego, to i tak zaglądałam do sklepu i ściągałam nowe. A w momencie, gdy człowiek zapomina, do czego miała służyć ta pozycja i jakim cudem znalazła się w moim smartfonie to coś jest nie tak.

To dosyć znaczące: mówiąc o systemach mobilnych, jako jedną z największych zalet wymieniamy liczbę aplikacji, które są na niego dostępne i liczymy to już w setkach tysięcy. Owszem, to ważny argument, ale nie najważniejszy. Słynna maksyma Jobsa „There’s an app for that” jest trochę na wyrost. Świetnie, gdy w sklepie możemy znaleźć odpowiedź na nasze potrzeby, jednak przeradza się to już trochę w histerię. Podstawowymi funkcjami smartfona są te komunikacyjne, czyli telefon, SMS-y, klient e-mailowy. Dobrze jak urządzenie integruje się jeszcze domyślnie z sieciami społecznościowymi, ale jeśli nie, to musi mieć dostęp do oficjalnych aplikacji Facebooka, czy Twittera. No i musi mieć przeglądarkę internetową…, i to w zasadzie wszystko, co stanowi trzon smartfonów. My możemy sobie gdybać, mówić, że nie możemy nie żyć bez edytora pakietu Office, czy czytnika RSS, ale to nie są funkcje aż tak ważne.

Odinstalowałam prawie 60 aplikacji. To takie porządki, przy których myśli się „a może to zostawię, może jeszcze kiedyś się przyda”, ale trzeba się przemóc i spojrzeć realnie: tego nie używałam od momentu zainstalowania, tamtego użyłam raz, to się nigdy nie przydało. Może i takie aplikacje nie przeszkadzają w codziennym użytkowaniu, a dopóki w smartfonie jest miejsce, to nie ma konieczności ich usuwania. Jednak po co je trzymać? Żeby mieć więcej ikonek?

Z 70 aplikacji, które zainstalowałam, zostawiłam 8. Pewnie i tak z 3, albo nawet 4 z nich nie będę używać na co dzień (już dzisiaj to widzę). Pewnie i tak za miesiąc okaże się, że pobrałam zylion kolejnych, których nie użyję. A potem kolejny raz zrobię porządki.

Dlatego liczba pobrań aplikacji, zwłaszcza darmowych, nie znaczy nic. Co z tego, że ściągnęło ją milion osób, skoro po tygodniu wiele z nich (i to pewnie znaczna) nie uruchamia jej i nie ogląda reklam? W zasadzie nawet nie zwraca na nią uwagi… No, ale aplikacje są modne.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA