REKLAMA

StartApp – aplikacje na start!

21.04.2012 08.09
StartApp – aplikacje na start!
REKLAMA
REKLAMA

Autorem tekstu jest Piotr Pawlik. Tekst pochodzi z najnowszego numeru magazyny Teberia, który dostępny za damo na stronie www.teberia24.pl

Wiele analiz wskazuje na to, iż rynek mobilny, zarówno jeśli chodzi o hardware jak i o software, będzie rósł w najbliższym czasie w zastraszającym tempie. Według raportu i prognoz firmy Gartner, ilość pobranych aplikacji między rokiem 2011 a 2010 wzrosła o ponad 100 % (do ok. 18 000 000), zaś do 2014 ma zostać pobranych w sumie dziesięć razy tyle! Samych smartfonów, które jeszcze jakiś czas temu uważane były za raczej niszowy i gadżeciarski produkt, sprzedano  w 2011 roku prawie 500 milionów.

Pojawienie się w latach 2008-2009 internetowych „store’ów” i „marketów” otworzyło również zupełnie nową epokę programowania. Wydaje się, że sprzedanie gry lub programu nigdy nie było tak proste, a powszechność i rozmiar rynku sprawiają, że nawet tania lub darmowa aplikacja może przynieść twórcy spore zyski. Możliwości te zauważyli programiści i przedsiębiorcy na całym świecie i po zalewie mediów społecznościowych możemy obserwować obecnie wzrastającą wciąż falę aplikacji – w samym Appstorze ich liczba, od dnia otwarcia do dziś wzrosła tysiąckrotnie co oznacza, że powstawało średnio ponad 350 aplikacji dziennie!

Za dużo smartfonów?

Sukces smartfonów w Polsce nie jest jeszcze tak spektakularny, jak na zachodzie,  jednak i u nas zmiany widać gołym okiem.  – Początki były bardzo trudne – wspomina Artur Starzyk z firmy Infinite Dreams, która na rynku smartfonów działa od dziesięciu lat. – Zaczynaliśmy od pierwszych smartfonów Nokii w roku 2002. Już wtedy czuliśmy, że ten typ urządzenia będzie w przyszłości czymś bardzo ważnym. Niestety przez długie lata nikt nie potrafił dobrze zdefiniować jak cały ekosystem mobilny powinien funkcjonować. Dynamiczny rozwój obserwujemy od czasu pojawienia się pierwszego iPhone’a – dopiero wtedy udało się połączyć wszystkie części układanki. Otrzymaliśmy świetny telefon, ale również bardzo przyjazny w użytkowaniu sklep z aplikacjami. No i rodzimy rynek też się rozwija, co nas bardzo cieszy. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu wystarczyło kilka pobrań, aby aplikacja pojawiła się w Top 10. Dzisiaj trzeba zmobilizować już kilkaset osób do pobrania gry, aby powalczyć o dobrą lokatę. Niestety, w odniesieniu do USA (to na razie największy rynek) to nadal liczby bardzo skromne.

Faktycznie polski rynek jest na razie ledwie ułamkiem amerykańskiego, jednak stosunek ilości smartfonów do tradycyjnych telefonów dąży stopniowo do stanu, jaki obecnie rejestruje się na zachodzie, gdzie połowa użytkowników sieci komórkowych korzysta już ze smartfona. Do ofensywy w Polsce szykują się też wielkie firmy, jak Samsung czy HTC, które pragną zwiększyć sprzedaż swoich produktów w naszym kraju o kilkanaście – kilkadziesiąt procent.

Powstaje również coraz więcej aplikacji przeznaczonych dla polskiego użytkownika. Michał Karmiński, twórca aplikacji EduKoala (zwycięzcy konkursu Startup Weekend Warsaw 2011) twierdzi, że Polski rynek aplikacji zaczyna być dochodowy. – Bardzo często powtarza się, że nieszczęściem polskich firm jest stosunkowo duży rynek, na jakim działamy. Bo z jednej strony 38 mln ludzi to spora rzesza osób, na których można zarobić pieniądze, z drugiej jednak można to zrobić bez konieczności podbijania rynków międzynarodowych. To może działać demobilizująco na programistów, pozbawiając ich ambicji globalnych. Spójrzmy na rynek np.: estoński, tam jest dużo więcej startupów odnoszących sukces międzynarodowy, jak chociażby Skype, co bierze się z nastawienia globalnego i małego rynku lokalnego.

Polska awangarda

W sklepach spotkać można coraz więcej aplikacji produkowanych w Polsce, a oprócz kopi sprawdzonych pomysłów z zachodu, powstaje też wiele oryginalnych projektów, jak choćby SaveUp, Cityrace, czy EduKoala. Ten ostatni jest programem wspierającym naukę języka obcego, który wykorzystuje mechanizm dostępny w każdym telefonie – odblokowywanie ekranu. Po zainstalowaniu EduKoali, zamiast zwykłego mechanizmu odblokowywania, na wyświetlaczu telefonu użytkownik widzi słówko w języku obcym i kilka propozycji jego tłumaczenia. Dopiero skojarzenie słówka z odpowiednim tłumaczeniem czyli poprawne rozwiązanie zagadki, spowoduje odblokowanie ekranu. Skąd pomysł na Koalę? – Aplikacji podobnych do EduKoali nie było w Android Markecie – przyznaje Michał Karmiński. – W czasie wymyślania pierwszej koncepcji EduKoali uczyłem się dość dużo hiszpańskiego i uznałem, że taka funkcjonalność mogłaby mnie dużo bardziej zmobilizować do nauki. To była główna inspiracja do stworzenia aplikacji.

Jednak jej twórca zastrzega, że oryginalność nie zawsze jest receptą na sukces. – Polska to duży rynek, który w dodatku dynamicznie się zwiększa. Z tego względu nie dziwie się, że wiele firm kopiuje rozwiązania odnoszące sukces w USA, zamiast pracować nad innowacyjnymi rozwiązaniami, bo jest to dużo prostsze i często bardziej dochodowe. Sami pracujemy nad produktem skopiowanym ze Stanów i zakładam, że dużo szybciej zacznie zarabiać na siebie niż EduKoala – przyznaje Karmiński.

O ile jednak przeszczepianie zachodnich rozwiązań na grunt polski może mieć sens, to jednak powielenie aplikacji już stworzonej może być poważnym błędem i oznaczać godziny zmarnowanej pracy. – Osobom, które chcą wprowadzić innowacyjną aplikację, które uważają, że jeszcze nie ma takiego programu w Google Play czy AppStorze, radzę spędzić kilka dobrych dni upewniając się czy wdrażanego rozwiązania na pewno jeszcze nie ma – radzi Michał Karmiński. – Niestety kilka razy przez zbyt dużą pewność siebie i zbyt małe zbadanie rynku, zajmowaliśmy się pracą nad rozwiązaniami, które jednak były już stworzone.

Od kiedy jednak aplikacje zaczęły powstawać w tempie dziesiątek i setek nowych produktów dziennie, programowanie stało się przedsięwzięciem dla ryzykantów. Nawet skrupulatne upewnienie się, że aplikacja tego rodzaju jeszcze nie jest dostępna w internecie, nie gwarantuje że ktoś nie wprowadzi aplikacji na kilka dni wcześniej lub skuteczniej jej nie rozreklamuje. Tysiące programistów na całym świecie łamie sobie głowy nad tym, jak napisać aplikację, która przebije się na listę Top10, stanowiącą najskuteczniejszą reklamę.

Polskie aplikacje nierzadko idą w awangardzie mobilnych rozwiązań. Aplikacja SaveUp korzysta z systemu rozpoznawania zdjęć w celu ułatwienia zakupów: wystarczy zrobić zdjęcie okładki książki lub płyty, a SaveUp znajdzie produkt w swojej bazie danych i skieruje klienta do sklepu, umożliwiając mu zdalne nabycie produktu w kilka sekund – Świat zmierza w kierunku zlikwidowania, a przynajmniej ograniczenia roli klawiatury – mówi Arkadiusz Skuza, założyciel firmy iTraff będącej producentem SaveUp’a. – Apple, Google i inni to wiedzą. Nie chcemy już tylko pisać do komputerów i klikać myszką, chcemy do nich mówić. Jednocześnie kochamy robić zdjęcia i chcemy by maszyny mogły zrozumieć i ten poziom komunikacji. W iTraff Technology chcemy, aby człowiek prowadził maszynę pykając foteczki.

SaveUp jest tylko początkiem projektu iTraff, gdyż technologię firmy można wykorzystać do wielu innych celów. Przykładem może być aplikacja Art4Europe służąca do identyfikacji dzieł sztuki przy pomocy zdjęcia. – Wkrótce każdy będzie mógł budować własne aplikacje z naszą technologią, już można się zapisywać na recognize.im – oświadcza Arkadiusz Skuza. – Otwieramy technologię, aby każdy na świecie mógł mieć własną aplikację z technologią rozpoznawania obrazu.

Ile za aplikację?

Według danych serwisu 148apps ponad 45% aplikacji w Appstorze dostępnych jest za darmo. Kolejne 25% można ściągnąć za minimalną możliwą cenę 99 centów, istnieją jednak produkty kosztujące nawet setki dolarów. Jaka jest zatem idealna cena aplikacji? Zdaniem wielu minimalna cena, czyli 99 centów to już cena zaporowa, bo powszechny dostęp do darmowych produktów przyzwyczaił klientów, że za 99 centów należy się już coś ekstra. Jednak badania Flurry Analytics wskazują, że być może nie cena jest problemem, ale sposób w jaki płaci ją użytkownik. Według wspomnianej analizy najlepiej zarobić można na aplikacjach typu freemium, czyli dostępnych za darmo w wersji podstawowej, ale wyposażonych w wewnętrzny system mikropłatności umożliwiający otwieranie różnego rodzaju funkcjonalności typu premium. Model freemium szczególnie popularny jest wśród gier przeglądarkowych, gdzie grać możemy za darmo, a dodatkową opłatę musimy uiścić np. za przedmioty dające przewagę w rozgrywce. Innym przykładem może być popularny program Skype: podstawowa funkcja (rozmowy przez internet) dostępna jest za darmo, jednak za inne funkcje, takie jak wykonywanie tradycyjnych połączeń telefonicznych trzeba już płacić.  Według wspomnianych badań, średnia suma wydana przez użytkowników „darmowych” aplikacji typu freemium (głównie gier) to… 14USD, przy czym ponad połowę dochodu wygenerowanego przez tego rodzaju aplikacje budują „mikropłatności” o pułapie 20 USD lub więcej.

Jednak zdaniem Marka Wyszyńskiego, jednego z założycieli Infinite Dreams, model freemium nie wyprze z rynku tradycyjnego, jednorazowego sposobu sprzedaży. – Prawdą jest, że model freemium czy adware [darmowa wersja aplikacji zawiera reklamy, które wyłączyć można za dodatkową opłatą – przyp. aut.] jest bardzo popularny. Ja jednak uważam, że na rynku jest miejsce dla gier za $0.99 jak i dla tych, co kosztują $9.99. Wszystko zależy od wagi produktu oraz jego grupy docelowej. Jeśli mamy na przykład do czynienia z wielką produkcją klasy AAA, której budżet może sięgać milionów dolarów, to naturalną rzeczą jest, że nie będzie ona wydana w formie freemium ani też nawet w cenie $0.99. Zresztą wystarczy spojrzeć na tytuły Top Grossing w AppStore. Są to produkty bardzo różnorodne, w bardzo różnych cenach.

rt

Odpowiednia cena aplikacji to nie wszystko. Pełny sukces oznacza nie tylko wysoką ściągalność aplikacji, ale przede wszystkim wiernych i lojalnych użytkowników, najlepiej schwytanych w jakąś sieć społecznościową. Taki model zastosowała firma Infinite Dreams przy produkcji gry „Let’s create! Pottery”. Gra pozwala każdemu posiadaczowi tabletu lub smartfona na spróbowanie swoich sił w ceramice, bez brudzenia rąk gliną i wypalania naczyń w piecu. Dotykając ekranu możemy nadawać kształt wirtualnym glinianym naczyniom oraz ozdabiać je. Skończone dzieło możemy umieścić w internetowej galerii, gdzie oceniane jest przez członków społeczności.  – „Let’s Create! Pottery” jest grą, której cykl życia jest bardzo długi – podkreśla Marek Wyszyński. – Dzieje się tak między innymi dzięki naszemu portalowi społecznościowemu (www.potterygame.com), na którym można publikować, oceniać i komentować ceramikę tworzoną przez graczy z całego świata. Do tej pory na portal przesłano ponad 200.000 dzieł!

Łatwiejszy start startupów

Choć Google Play (dawny Android Market) dopiero od niedawna umożliwia polskim programistom sprzedaż aplikacji, to klimat do otwierania startupów związanych z technologiami mobilnymi staje się w Polsce coraz bardziej przyjazny. Powstaje również coraz więcej instytucji, firm i infrastruktury wspierającej startupy: – w Warszawie tworzy się teraz świetny ekosystem startupowy.  Open Coffee, Appsterdam, Pitch Rally, Gamma Rebels, Reaktor… Tego wszystkiego jeszcze nie było rok temu, była pustynia, a teraz jest kilka bardzo jakościowych spotkań w tygodniu. Funduszy na startupy też jest coraz więcej. Wymówki powoli się kończą. Nie ma już wyraźnych powodów, żeby startupy z Polski nie mogły odnosić sukcesów w Dolinie Krzemowej – mówi Krzysztof Wacławek, szef Cityrace.me w wywiadzie dla Wyborcza.biz. Pojawia się też coraz więcej konkursów, w których wygrana dodaje startupom skrzydeł.

– Przyznam, że bez wygrania Startup Weekendu w Warszawie nie zdecydowalibyśmy się na stworzenie aplikacji. Od początku zdawaliśmy sobie sprawę, że jest to bardzo kosztowne, a zmonetyzowanie EduKoali nie jest takie proste – ocenia Michał Karmiński. – Zdobycie pierwszego miejsca dodało nam skrzydeł i pozwoliło skupić się mocno na projekcie, co zaowocowało ogromną ilością nowych pomysłów wdrażanych w aplikacji. Podobnego zdania jest Arkadiusz Skuza z iTraff Technology: – Startup Week 2001 bardzo nam pomógł. Zdobyliśmy uznanie i rozpoznawalność w Niemczech, Austrii i Szwajcarii. Poznaliśmy inwestorów z tamtych rynków. Pierwsza dziesiątka w Europie (bo tam znalazł się SaveUp) to wielki sukces całego zespołu iTraff Technology i nieocenione doświadczenie.

Rynek mobilny jest jeszcze bardzo młody (od otwarcia AppStore minęło niewiele ponad 3 i pół roku) i jeszcze nie w pełni okiełznany. Mimo to, Michał Karmiński ocenia, że o wiele bardziej sprzyja młodym firmom niż rynek dóbr materialnych. – Poza ograniczeniami językowymi nie odczuwa się za bardzo granic czy różnic w prawie. Skutecznie można pracować w Polsce nad aplikacją podbijającą rynek Brazylijski i odwrotnie. Jeśli miałbym wskazać najtrudniejszy element, z jakim spotykamy się jako EduKoala, to jest to przetłumaczenie aplikacji na inne rynki docelowe. – Najtrudniejsze jest to – dodaje Arkadiusz Skuza, – że trzeba pracować ze świadomością, że gdzieś na świecie ktoś robi dokładnie to samo co my, że ten ktoś jest mądrzejszy, ma więcej pieniędzy i możliwości niż my. Najtrudniejsze jest wówczas to, aby pozostać na tyle stukniętym, aby wierzyć, że nam się też uda być wielką, wspaniałą firmą z doskonałymi produktami poprawiającymi życie ludzi.

Podstawowym problemem pozostaje promocja i rozreklamowanie aplikacji. Wielu deweloperów przyznaje, że wybicie się z dziesiątek aplikacji powstających codziennie, stanowi największe wyzwanie. Każdy twórca aplikacji liczy na dostanie się na listę najpopularniejszych lub polecanych aplikacji, często promowanych na stronie głównej danego sklepu. Dobre miejsce w czołówce najpopularniejszych aplikacji wywołuje nierzadko efekt kuli śnieżnej i nowi użytkownicy zaczynają napływać szerokim strumieniem.

Nie tylko Gadu-Gadu?

Choć wśród najpopularniejszych polskich aplikacji wciąż królują programy przenoszące do smartfonów funkcjonalności znane z ekranów komputerów, takie jak Gadu-Gadu czy Allegro, to powstaje coraz więcej produktów właściwych tylko urządzeniom mobilnym. Polacy odkrywają smartfony i choć część z ich funkcji, jak np. geolokalizacja1 wciąż do nas nie przemawia, to zapał z jakim wielkie firmy ogłaszają podbój polskiego rynku dobrze rokuje zmianom. Rozkręca się również moda na startupy działające na rynku mobilnym, bardzo często tworzone przez młodych ludzi mających więcej zapału i pewności siebie niż doświadczenia i środków. Co można poradzić młodym przedsiębiorcom, wchodzącym dopiero na ten ryzykowny rynek? – Działajcie odważnie, zdecydowanie i przede wszystkim nierozważnie – radzi Arkadiusz Skuza.

Piotr Pawlik

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA