REKLAMA

Alternatywne wyszukiwarki radzą sobie coraz lepiej

18.04.2012 13.32
Alternatywne wyszukiwarki radzą sobie coraz lepiej
REKLAMA
REKLAMA

Google najpopularniejszą wyszukiwarką jest i basta. Mimo kilku lat i wydanych miliardów dolarów, Bingowi nie udało się zagrozić pozycji Google’a z wielu powodów – w Stanach Zjednoczonych Bing radzi sobie jeszcze całkiem nieźle, ale brak dodatkowych usług i obsługi wielu języków (w tym polskiego) wciąż powoduje, że Bing to taki młodszy i gorszy brat Google’a. Na dobrą sprawę nie ma dobrego konkurenta dla wyszukiwarkowego giganta, ale, jak wskazują ostatnie statystyki Blekko i DuckDuckGo zapotrzebowanie na alternatywne wyszukiwarki wśród użytkowników istnieje.

Blekko, wyszukiwarka, w której za pomocą “slashowania” można sortować wyniki według tematyki czy dat notuje ostatnio widoczny wzrost zainteresowania. Według Blekko, w grudniu 2011 roku z tej wyszukiwarki korzystało 1,58 miliona unikalnych użytkowników, natomiast w tym miesiącu jest to już 5,33 miliona unikalnych użytkowników. Według CEO Blekko, który rozmawiał z portalem Search Engine Land, spowodowane jest kilkoma czynnikami: coraz lepszymi algorytmami, niezadowoleniem z Google’a, dodatkowymi ofertami, obecnością na konferencjach branżowych i wydarzeniach i zamknięciem Yahoo Site Explorera.

Blekko

Nie tylko Blekko rośnie. Wyszukiwarka DuckDuckGo, która wyrosła z idei zachowania prywatności przy wyszukiwaniu też notuje coraz większą ilość zapytań, teraz już prawie 150 milionów dziennie. Informacji, ilu unikalnych użytkowników korzysta z niej nie podano, jednak wiadomo, że około 3 razy mniej, niż z Blekko. Mimo wszystko takie wzrosty robią wrażenie.

Problemem obu wyszukiwarek jest to, że jak Bing słabo radzą sobie z językami innymi, niż angielski. Co jednak ciekawe obie nie mają jakiejś specjalnej promocji, a na pewno nie porównywalnej do tej Google’a czy nawet Binga, na którego Microsoft przeznaczył już kilka miliardów dolarów.

DuckDuckGo

Problemem wszystkich alternatywnych wyszukiwarek jest to, że mają naprawdę małe szanse przebicia się do świadomości internautów, dla których Google jest synonimem “początku internetu”, czyli miejsca, w które wpisuje się nawet nawy stron, typu “spidersweb.pl” i dopiero potem przechodzi do strony. To Google oferuje całe portfolio połączonych usług, jak mapy, wideo, zapamiętywanie wyników i z każdym dniem poprawiane algorytmy wyszukiwania.

Jednak ostatnio Google spotyka się z falą krytyki w związku z wprowadzaniem do wyszukiwania coraz bardziej widocznych elementów społecznościowych, opartych zwłaszcza na Google+, czyli sieci społecznościowej, na której przeciętnych użytkowników internetu wciąż jest jak na lekarstwo. Wiele osób jest też zmęczonych nieustannym śledzeniem każdego poczynania, co wpływa nie tylko na wyświetlane reklamy, ale również na wyniki wyszukiwań. O ile Google nie ma żadnego poważnego konkurenta, to grupa internautów, którzy świadomie nie chcą go używać, przy okazji nie chcą używać też Binga, a znaną z plotek wyszukiwarkę Facebooka też ominą, jest prawdopodobnie dosyć duża.

Google’owi na razie nic nie zagraża. Od wzrostu małych wyszukiwarek ważniejsze jest dla niego to, jak poradzić sobie z oskarżeniami o monopol, czy faktem, że wraz z wprowadzaniem opłat za niektóre usługi klienci przenoszą się na darmowe alternatywy (jak w przypadku Map; coraz więcej firm rezygnuje z Google Maps na rzecz Open Maps). Dopóki Blekko czy DuckDuckGo nie zapewnią dobrego, językowego wsparcia dla różnych regionów, dopóki Bing też tego nie zrobi, dopóty Google może spać spokojnie.

Mimo wszystko wzrosty alternatywnych małych wyszukiwarek cieszą, bo znaczą, że coraz więcej internautów staje się świadomych, że Google nie jest jedyny. I nawet jeśli po wypróbowaniu alternatyw wracają do giganta, to prawdopodobieństwo, że przeniosą się, gdy pojawi się realny konkurent, jest spore. Teraz tylko czekać na konkurenta, byle nie w nieskończoność.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA