REKLAMA

Tradycyjny backup jednak pewniejszy od "chmury" czy Megaupload... przez głupie prawo

03.02.2012 09.12
Tradycyjny backup jednak pewniejszy od „chmury” czy Megaupload… przez głupie prawo
REKLAMA
REKLAMA

W Internecie wciąż wielkie zamieszanie wokół zamknięcia MegaUpload. Sprowokowało to wiele dyskusji na temat metod walki z piractwem. Zapomnieliśmy jednak o innej sprawie: wiele osób używało portalu jako swojego e-dysku. Całkowicie legalnie. Dane, najprawdopodobniej, przepadły. To jest ta bezpieczna chmura?

Nie mogło być gorętszego momentu na zamknięcie MegaUpload. Tu wielka afera o SOPA i PIPA, tam jeszcze większa o ACTA. Nie dziwię się więc nakręcaniu afery wokół MegaUpload. Nie czarujmy się, witryna się sama o to prosiła. Nie dość, że z premedytacją przymykała oko na piractwo, to jeszcze planowała uruchomić dział z darmową muzyką. To prowokuje dyskusję na temat słuszności tudzież absurdalności prawa dotyczącego prawa autorskiego, ale ja dziś nie o tym chcę. Warto pochylić się bowiem nad innym problemem: co z danymi użytkowników, które nie naruszały w żaden sposób własności intelektualnej, a są teraz, na skutek akcji Federalnych owym użytkownikom odebrane?

Osobiście coraz chętniej używam chmury i kopii zapasowych w Internecie. Wybrałem platformę Windows Live z uwagi na świetnego SkyDrive’a, zaczynam też bawić się Ubuntu One. Bardzo się cieszę, że Windows 8 będzie w pełni zintegrowany ze SkyDrive’em i ogólnie: chmura jest fajna! Nie mam też problemów z prywatnością, stosując prostą zasadę: to, czego bym nie chciał udostępniać w Internecie… nie udostępniam w Internecie. Prawda, że proste?

Coraz więcej moich danych ląduje na SkyDrive. Dokumenty, zdjęcia, pliki przeróżnych rodzajów. Na Hotmailu z kolei mam swoją pocztę, kontakty i kalendarz. Nie polegam jednak wyłącznie na chmurze: wszystko ma swój lokalny odpowiednik. Po prostu synchronizuję dane. I cieszę się, że siadając do innego komputera mam do nich dostęp. Bajka. I nie jestem w tym odkrywczy. Tak robi już bardzo wiele osób.

Mówi się jednak o coraz bardziej restrykcyjnym prawie antypirackim. Głośny jest przypadek pewnego młodego Brytyjczyka, który udostępniał na swojej witrynie łącza do seriali. Sam ich jednak nie przechowywał na swojej stronie. Ot, wskazywał: „tu i tu za darmochę można obejrzeć ten serial, a tam i tam tamten”. Nie złamał żadnego Brytyjskiego prawa. Jego strona została jednak zamknięta na polecenie amerykańskich służb, a sam zainteresowany będzie sądzony w USA. To przedsmak tego, co najprawdopodobniej będzie się działo przez najbliższe lata.

Zastanówmy się jednak co ów Brytyjczyk zrobił. Udostępniał linki. Wpisałem więc w Google zapytanie „Photoshop crack”. Chmara linków. Powtórzyłem zapytanie w Bingu. To samo. Przypominam, że nawet według polskiego prawa udostępnianie, posiadanie lub korzystanie z cracków jest nielegalne. A w rozumieniu prawa, czym się różni Bing od strony tego biedaka z wysp? Absolutnie niczym. Możemy debatować jeszcze nad tym, że tamta zamknięta witryna była statyczna, a wyniki wyszukiwarki są generowane dynamicznie. Nie jestem pewien, czy to ma jakieś znaczenie, mój znajomy prawnik też nie, ale podejrzewam, że różnica jest żadna. Oznacza to, że serwery Google’a czy Microsoftu mogą być w dowolnym momencie zamknięte.

Nie bądźmy jednak fantastami. Nie wierzę, by którykolwiek prokurator dostał zielone światło na zamknięcie takich gigantów, które dają tyle miejsc pracy i płacą tyle podatków. Możemy jednak śmiało się zgodzić, że usunięcie treści naruszających prawa autorskie z dowolnego portalu może być problematyczne, jeśli niemożliwe. Możemy też się zgodzić, że na skutek tego każdy tego typu usługodawca może czuć się zagrożony. A nie każdy jest gigantem.

Powiedzmy, że wybraliśmy jakiegoś mniejszego. Bardziej wrażliwego na atak FBI, prokuratury czy dowolnego innego, władnego organu. Takiego, jak MegaUpload. Okazuje się, że w każdej chwili możemy być od naszych danych odcięci. Chwileczkę, czy właśnie nie temu miała zapobiec chmura?

Chmura ma nas przekonać dwiema rzeczami: dostępnością z dowolnego komputera i swoją niezawodnością. Nasze dane zawsze bezpieczne, nie przepadną, jak zalejemy notebooka, lub jak ktoś nam go ukradnie. A tymczasem okazuje się, że Canonical, Amazon czy Microsoft mogą być zmuszeni do zamknięcia usługi na skutek działalności jednego bądź kilku z jej użytkowników.

Do takich absurdów doprowadziła chciwość korporacji. Lobbując surowe prawo same sobie zaczęły szkodzić. A także nam, użytkownikom. Zamiast wspaniałej, promowanej zylionami dolarów chmury wrócimy do dysków zewnętrznych i lokalnych kopii zapasowych, nie dając im zarobić ani grosza. Sami też cierpiąc, bo chmura ma serio wiele zalet. Co za głupie czasy…

Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA