REKLAMA

Recenzja: Lenovo U300s – ultrabook prawie kompletny

02.01.2012 20.46
Recenzja: Lenovo U300s – ultrabook prawie kompletny
REKLAMA
REKLAMA

Cel ultrabooków jest prosty – dominacja. Przy projekcie rozwijanym przez Intela z praktycznie wszystkimi największymi producentami PC nie ma miejsca na żadne wątpliwości – ultralekkie i ultrawydajne laptopy mają w przyszłości stanowić o istocie wszystkich komputerów przenośnych. Na chwilę obecną nie widać jeszcze wprawdzie gigantycznego zainteresowania klientów, ale nie powinno to chyba nikogo dziwić – urządzenia są stosunkowo nowe i nieznane, ich ceny nadal można umiejscowić raczej w okolicach „wyższej klasy średniej”, a część z potencjalnych właścicieli może po prostu nie odczuwać potrzeby ich posiadania. Wszystko jednak zmienia się w momencie, kiedy weźmiemy ultrabooka do ręki lub popracujemy z nim kilka-kilkanaście dni, w ciągu których prawdopodobnie nabierzemy trwałego wstrętu do zwykłych, grubych laptopów.

Na samym początku muszę zaznaczyć, że w tym przypadku, w większości aspektów, laptopem wzorcowym nie będzie MacBook Air, a wprawdzie kilkuletni, ale w dalszym ciągu praktycznie niedościgniony ThinkPad X300, w roli przedstawiciela „starszej generacji ultrabooków” oraz T410, jako przedstawiciel Grubasów. Do dzieła!

Z ZEWNĄTRZ

Ultrabook Lenovo już od samego początku robi doskonałe wrażenie, zarówno jeśli chodzi o wygląd, masę, jak i rozmiary. Całość, o wymiarach 32×26 cm oraz imponująco małej grubości 18 mm, wykonana z pojedynczego bloku aluminium waży zaledwie 1,31kg, mieszcząc przy tym w sobie ekran o przekątnej 13” oraz podzespoły, których nie powstydziłby się żaden z „normalnych” laptopów.

Pomimo tego, że wewnątrz obudowy odnajdziemy elegancko wytłoczone logo serii IdeaPad, raczej nie powinniśmy obawiać się o jakość wykonania, która w przypadku większości fragmentów urządzenia wykonana jest niemal wzorcowo. Trudno znaleźć miejsce, w którym podczas normalnego użytkowania uginałaby się jakakolwiek część panelu z klawiaturą oraz Touchpadem – owszem, punktem krytycznym jest wąski fragment pomiędzy tymi dwoma elementami, który dość wyraźnie reaguje na nacisk, ale w codziennej pracy raczej nie jest to miejsce szczególnie często „użytkowane”, w związku z czym raczej nie powinniśmy obawiać się o jakiekolwiek uszkodzenia.

Poza tym na przednim panelu nie odnajdziemy praktycznie nic niezwykłego – ot sześciorzędowa klawiatura (o której więcej w dalszej części testu) znajdująca się w delikatnym zagłębieniu i (co ciekawe) pełniąca również dodatkową, dość niespotykaną funkcję, Touchpad oraz przycisk włączania/wyłączania/usypiania urządzenia (mały i płaski, ale wygodny w użytkowaniu). Lenovo w swoich staraniach o stworzenie jak „najczystszego” wyglądu usunęło również wszystkie naklejki, które zazwyczaj mamy okazję oglądać na obudowach komputerów przenośnych. Wnętrze laptopa jest więc praktycznie jednolite, eleganckie, a jednocześnie – dzięki zastosowanym materiałom – niezwykle efektowne.

Ekran w przypadku U300S zamocowany został na pojedynczym, długim zawiasie umieszczonym w centralnej części tyłu laptopa. Matrycę o rozdzielczości 1366×768 otacza stosunkowo gruba (ale nie przesadnie) ramka wykonana z materiału identycznego, jak w przypadku pozostałej części obudowy oraz wąski, gumowany pas mający najprawdopodobniej chronić ekran przed bezpośrednim kontaktem z klawiaturą oraz dostawaniem się kurzu. Wierzchnia pokrywa, delikatnie opadająca w przedniej i tylnej części, również wykonana z aluminium, zabarwiona została dla odmiany na kolor ciemno fioletowy (choć na co dzień wygląda raczej na czarny, co widać na poniższym zdjęciu) oraz ozdobiona dodatkowo logo producenta.

Pomimo, że takie rozwiązanie wygląda niezwykle efektownie, niestety jego ostateczne wykonanie pozostawia trochę do życzenia. Przede wszystkim stabilizacja i tak już giętkiego (ze względu na swoją grubość) ekranu zdecydowanie nie należy do najlepszych i wystarczy delikatne „puknięcie” w otwarty ekran, aby przez dobrą chwilę „falował” sobie w dość dużym zakresie.

Dość opornie natomiast przebiega proces jego ustawiania – o ile jeszcze otwiera się go (i rozkłada) bez najmniejszego problemu (można to robić jednym palcem), o tyle składanie lub przechylanie w naszym kierunku raczej nie obędzie się bez konieczności przytrzymania urządzenia. Winne są w tym przypadku dość niefortunnie zaprojektowane „nóżki” w podstawie, których kształt oraz materiał sprzyjają ślizganiu się U300S po „powierzchniach stołowych”.

Pomijając już problemy ze stabilizacją, pokrywa U300s nie jest po prostu aż tak solidna jak jego pozostałe elementy – oprócz tego, że możemy ją wyginać na różne strony (gdy jest otwarta) oraz „wgniatać” (w momencie, kiedy jest zamknięta), wydaje się też być całkiem podatna na rysy – głównie ze względu na jej kolor, który wyraźnie odróżnia się od reszty urządzenia i „naturalnego” koloru zastosowanych materiałów, przez co każda rysa na tym elemencie będzie prawdopodobnie bardzo widoczna.

Na pocieszenie warto dodać, że pomimo tych niedociągnięć, U300s jest zdecydowanie jednym z najsolidniej i najtrwalej wykonanych laptopów, z jakimi w ostatnim czasie miałem kontakt i po raz pierwszy odważyłem się przenosić go, trzymając całość w pozycji otwartej jedynie za jeden z dolnych rogów (działa też w ThinkPadach).

Na spodzie, w kolorze identycznym z pokrywą, nie ma praktycznie nic interesującego, z wyjątkiem faktu, że spoglądając właśnie na ten element odkrywamy, gdzie podziały się wszystkie naklejki (w tym licencyjna) oraz rozmaite oznaczenia producentów. Ten element potwierdza również co innego – w ultrabooku Lenovo (podobnie jak i w innych), nie mamy możliwości własnoręcznej wymiany baterii ani jakichkolwiek innych podzespołów. Całość jest konstrukcją w pełni dojrzałą (przynajmniej według producenta), w związku z czym warto dobrze przemyśleć konfigurację sprzętową, na jaką będziemy decydować się podczas zakupu.

KRAWĘDZIE i ZŁĄCZA

Pomimo niecałym 2 cm grubości, na bocznych krawędziach urządzenia udało się projektantom Lenovo umieścić całkiem sporą ilość niezbędnych wejść i złącz, choć niestety nie na wszystko starczyło miejsca. W rezultacie otrzymujemy dwa porty USB, przy czym jeden z nich jest „klasycznym” portem 2.0 (po lewej stronie), natomiast drugi jest już wersją 3.0, z dodatkową możliwością zasilania podłączonych urządzeń nawet po wyłączeniu naszego laptopa.

W bezpośrednim sąsiedztwie „lepszego portu” zlokalizowano jeszcze wejście słuchawkowe (z obsługą mikrofonu), złącze HDMI oraz gniazdo zasilania. Słabszy port może się za to pochwalić jedynie towarzystwem całkiem okazałym ujściem systemu chłodzącego i przycisku umożliwiającego szybkie i bezproblemowe przywracanie systemu do stanu pierwotnego lub zapisanego przez nas wcześniej (odpowiednik ThinkVantage w ThinkPadach).

Również i z przodu czekają na nas dwa elementy, a właściwie elegancko podświetlane ikonki, odpowiedzialne za informowanie o statusie urządzenia (włączony/uśpiony lub wyłączony) oraz naładowaniu/ładowaniu baterii. Nie rzucają się one specjalnie w oczy, ale kiedy potrzebujemy w krótkim czasie sprawdzić „co się dzieje z naszym laptopem”, sprawdzają się one doskonale.

Czego zabrakło? Oczywiście jakiegokolwiek wejścia na kartę pamięci, co wydaje się dość dziwnym posunięciem, zwłaszcza że jest to obowiązkowy element nie tylko w laptopach z wyższej półki, ale nawet w dużej części najtańszych netbooków. Dla niektórych oczywiście może nie stanowić to żadnej różnicy, natomiast dla tych, którzy często przenoszą zdjęcia z kamery/aparatu i nie chcą nosić ze sobą przeróżnych kabli, może to być dość poważnym utrudnieniem. Drugim problemem jest brak złącz umożliwiających podłączenie do internetu „kablowego”. Oczywiście trudno wymagać, aby w nowoczesnym laptopie pojawiło się złącze modemu (choć są takie przypadki) i odpowiedni port po prostu… nie zmieściłby się w tak cienkiej obudowie. Jest za to dostępny w większej wersji U400.

EKRAN (JAKŻE ON BŁYSZCZY!)

W przeciwieństwie do wyróżniającej jakości wytrzymania i innych elementów, które wymienione zostaną w dalszej części recenzji, ekran U300S jest co najwyżej zadowalający. Rozdzielczość 1366×768 jest wynikiem gorszym niż w przypadku „wyznacznikowego” MacBooka Air czy nawet mojego kilkuletniego X300, które mogą się pochwalić rozdzielczością 1440×900 przy takiej samej przekątnej ekranu. Nie chodzi tu nawet o to, że przestrzeń robocza jest zbyt mała – w większości przypadków jest całkowicie wystarczająca, jednak przy tej cenie sprzętu i pozycjonowaniu, warto byłoby dogonić konkurencję i zaoferować (w granicach rozsądku) tyle ile się da.

Poza nie najwyższą rozdzielczością ekran posiada też inne wady. Pierwszą z nich (choć mocno subiektywną) jest rodzaj matrycy, która zgodnie z najnowszymi trendami jest błyszcząca, przez co korzystanie z niej nie tylko na wolnym powietrzu, ale również w pomieszczeniach z silnym oświetleniem jest mocno problematyczne. Wszystko utrudnia dodatkowo dość niska (nawet w porównaniu z innymi ultrabookami) jasność, przez co w niektórych sytuacjach musimy naprawdę mocno się wysilić, aby dostrzec dokładnie co znajduje się na ekranie. Z jednej strony jest ona wprawdzie wyraźnie wyższa niż w moim X300, natomiast jeśli w tych samych warunkach oświetleniowych porównamy przydatność obu matryc, dość szybko dojdziemy do wniosku, że lepiej jest mieć nieco mniej „żywe” barwy, zyskując przy tym jednak pełną czytelność.

Niestety Lenovo nie wspomniało nic o planach wprowadzenia U300S z matowymi matrycami, a skoro nawet i ThinkPad X1 podzielił smutny los większości współczesnych laptopów, pozostaje nam liczyć jedynie na to, że ktoś w końcu przypomni sobie, za co klienci doceniają poszczególne typy wyświetlaczy i że na obydwa wciąż jest zapotrzebowanie.

Oczywiście nie da się powiedzieć, że ekran zastosowany w U300S jest zły – nie powala po prostu na kolana tak, jak np. jakość wykonania czy…

KLAWIATURA

W zależności od tego jak korzystamy z naszego laptopa, klawiatura może być dla nas ważna lub najważniejsza. W moim przypadku jest to podstawowy element komputera i rozpieszczony klawiaturami z „klasycznych” ThinkPadów (czyli nie licząc X1), podchodziłem do produktu Lenovo z pewnym dystansem. Na szczęście okazało się, że nie było on aż tak niezbędny – klawiatura w U300s jest zdecydowanie najlepszą klawiaturą, jaką miałem możliwość testować w ultrabookach, choć oczywiście i w tym miejscu nie uniknięto drobnych niedociągnięć.

Oczywiście (jak widać na zdjęciach), klawiatura zastosowana w U300S jest klawiaturą „wyspową”, w której mniejszych niż normalnie rozmiarów klawisze oddzielone są od siebie dość pokaźną wolną przestrzenią. Na szczęście, w przeciwieństwie do innych podobnych komputerów, tutaj klawiatura nie jest aż tak płaska i „płytka”, jak wydawałoby się, że wymusza to konstrukcja ultrabooka. Delikatnie wyprofilowane, charakteryzują się dość pokaźnym skokiem (praktycznie nie ma mowy, abyśmy nie poczuli wciśnięcia klawisza), nie bujają się zbytnio na boki, a przy każde naciśnięcie potwierdzane jest cichym kliknięciem (wyraźnie głośniejszym jedynie w przypadku spacji i Entera).

Jak jednak wspomnieliśmy, nie obyło się bez drobnych wad, które nie zmniejszają wprawdzie wyraźnie przyjemności z korzystania z klawiatury Lenovo U300S, ale z pewnością w urządzeniu z najwyższej półki, w dość wysokiej cenie, nie powinny się one pojawiać. Przede wszystkim brakuje jakiegokolwiek jej podświetlenia – czy to bezpośredniego podświetlenia spodu klawiszy czy też lampki doświetlającej z ramki obudowy (co w związku z konstrukcją byłoby raczej dość problematyczne). W ten sposób, jeśli planujemy pisać po ciemku, musimy albo znać perfekcyjnie układ klawiatury, ale przechylić ekran tak, aby doświetlał przynajmniej trochę ten element laptopa.

Drugi problem, o wiele mniej już dokuczliwy, wiąże się z dość specyficznym układem klawiszy, wynikającym prawdopodobnie z próby zmieszczenia wszystkiego co niezbędne na powierzchni teoretycznie mniejszej niż standardowa. W efekcie, praktycznie wszystkie przyciski są dokładnie identycznych rozmiarów (oczywiście z wyjątkiem spacji i Entera), a jeśli różnice już są, są bardzo niewielkie, co w połączeniu z brakiem podświetlenia może nam przysporzyć w niektórych sytuacjach nieco problemu. Najbardziej (przynajmniej początkowo) doskwiera rząd klawiszy funkcyjnych (Home, End, PgUp, PgDn) umieszczony przy prawej krawędzi oraz strzałki – w tych obszarach, przy pisaniu bezwzrokowym najczęściej zdarza się „pomieszanie”.

Kolejnym dziwnym zabiegiem jest zastąpienie podstawowych funkcji klawiszy F1-F12, przez ich dotychczasowe funkcje drugorzędny, takich jak regulacja głośności czy podświetlenia ekranu. W efekcie przez długi czas, zamiast np. wyszukać czegoś np. na stronie WWW, zwiększymy głośność, przynajmniej do momentu, kiedy nie przyzwyczaimy się do tego, że F3 jest teraz równe Fn+F3. Po dłuższym czasie użytkowania, można jednak zaryzykować stwierdzenie, że takie rozwiązanie (z wyjątkiem naruszenia przyzwyczajeń) nie jest aż takie złe – o wiele częściej przecież korzystamy właśnie z dodatkowych funkcji, choć z pewnością części z użytkowników niekoniecznie musi się ono spodobać.

Pomimo tego, że dość wyraźnie zaznaczyliśmy problemy z klawiaturą U300s, nie ma najmniejszych wątpliwości, że jest ona na chwilę obecną jedną z najlepszych (o ile nie najlepszą) wśród ultrabooków i jeśli miałbym kiedyś zamienić jednego ze swoich ThinkPadów właśnie na ultrabooka, to prawdopodobnie pod względem klawiatury (która jest dla mnie najważniejsza), wybór padłby właśnie na ten model.

Klawiatury dotyczy też ciekawostka, ponieważ nie pełni ona roli wyłącznie urządzenia do wprowadzania tekstu, będąc przy okazji… punktem, którym do wnętrza laptopa pobierane jest powietrze służące do chłodzenia podzespołów, które na szczęście opuszcza go już standardowym wyjściem ulokowanym z boku obudowy.

TOUCHPAD

Od razu muszę zaznaczyć – nie jestem miłośnikiem Touchpadów, do tego nawet stopnia, że jeśli nie muszę, nie korzystam z nich w ogóle. Niestety w przypadku U300S nie miałem wyboru urządzenia wskazującego (czytaj: nie było TrackPointa), więc zmuszony byłem (podobnie jak w przypadku klawiatury) do zmiany moich przyzwyczajeń i muszę przyznać, że w tym przypadku było nawet jeszcze łatwiej. W nowych ultrabooku Lenovo jest on po prostu niemal od początku do końca wykonany tak jak powinien i należy do zdecydowanej światowej czołówki w tej kategorii.

Przede wszystkim wyróżnia się sporym, o wiele większym niż w innych ultrabookach, które przebywają obecnie w naszej redakcji (Acer i Toshiba) rozmiarem i wrażeniami związanymi z korzystaniem z niego. Gładka powierzchnia, pokryta szkłem, jest niemal wzorcowo czuła na każdy wykonany na niej gest oraz kliknięcie, które możemy w tym modelu wykonać na dwa sposoby. Pierwszym z nich jest standardowe „puknięcie”, natomiast drugim jest wciśnięcie (z wyraźnym kliknięciem) całej powierzchni gładzika, co odbywa się zaskakująco łatwo, choć w żadnym przypadku „zbyt łatwo”. Jedyną niedogodnością może być fakt, że touchpada za nic nie da się wcisnąć w okolicach górnej jego krawędzi, a kolejne próby dokonania tego powodują wspominane już wcześniej uginanie się obudowy. Nie jest to jednak wielkim problemem i dość szybko możemy całkowicie naturalnie nauczyć się gdzie gładzik można, a gdzie nie można wcisnąć.

W dolnej części znalazły się dwa przyciski odpowiadające za prawy i lewy przycisk myszy, które w U300S stanowią integralną część touchpada, co od czasu do czasu może powodować drobne problemy związane z „nie oderwaniem do końca palca z powierzchni gładzika”, ale w większości przypadków spisuje się dokładnie tak, jak zaplanował to producent.

Oczywiście Touchpad nie byłby nowoczesnym touchpadem, gdyby nie oferował obsługi gestów oraz jednoczesnego dotyku w wielu miejscach. Zainstalowane fabrycznie sterowniki Synaptics umożliwiają nam m.in. powiększanie obrazu przez rozciągnięcie (pinch to zoom), przeciąganie trzema palcami (np. następne/poprzednie zdjęcie lub strona internetowa), przeciąganie czterema palcami (skróty do uruchamiania aplikacji), przewijanie dwoma palcami oraz obracanie, przy czym w przypadku większości z nich mamy do dyspozycji co najmniej kilka opcji konfiguracyjnych, związanych z czułością i ewentualnymi efektami dodatkowymi.

Jak sprawuje się taki rozbudowany touchpad w codziennej pracy? Przyznaję, że był to pierwszy raz, kiedy przestałem tak mocno tęsknić za trackpointem i nawigacja oraz obsługa urządzenia była płynna i wygodna bez jego obecności czy konieczności podłączenia zewnętrznej myszki (której ostatecznie w ogóle nie podłączałem). Jedynym, do czego można się delikatnie przyczepić to to, że chociażby „powiększanie przez rozciąganie” nie działa w przypadku Windowsa tak efektownie jak w przypadku komputerów od Apple – efekt jest być może ten sam, ale poziomyskalowania są chyba nieco rzadsze, przez co efekt pośredni jest nieco skokowy (efekt końcowy jest oczywiście taki sam) i nie aż tak naturalny.

Z wyjątkiem tego drobnego feleru kosmetyczno-systemowego, całość działa bez najmniejszego zarzutu – miejsca jest dużo, czułość jest niemal idealna, gesty są w większości przypadków intuicyjne i wygodne, a sama jakość wykonania stoi na najwyższym poziomie.

PODZESPOŁY I WYDAJNOŚĆ

Model, który trafił do nas na testy wyposażony był w dwurdzeniowy, niskonapięciowy procesor Intel Core i5-2467 o taktowaniu 1,6GHz, 4GB pamięci RAM oraz pamięć SSD o wielkości 128GB. Teoretycznie nie są to wprawdzie parametry z naprawdę najwyższej półki, ale wydajność tego kompaktowego sprzętu jest naprawdę imponująca. Oczywiście w codziennych pracach (Word, Outlook, Excel, czytnik RSS, przeglądarka z wieloma kartami, kilka-kilkanaście programów w tle) nie odczujemy żadnego dyskomfortu – podczas długich testów praktycznie nie zdarzyło się, aby komputer zakomunikował nam kręcącą się klepsydrą/kółkiem o chwilowej niedyspozycyjności.

Połączenie wymienionych parametrów daje nam jeszcze jedną ogromną zaletę – błyskawiczny start i wybudzanie systemu z trybu uśpienia, co jest jednym z głównych czynników, dla których jeśli zdecydujemy się na ultrabooka, tablet może okazać się dla nas zbędny (oczywiście pomijam różnicę w formie). Pełny start komputera (i to do momentu, kiedy faktycznie da się z niego korzystać), przy systemie nieco już „zapchanym” programami, wynosił podczas testów średnio zaledwie nieco ponad 20 sekund, podczas gdy jego wybudzanie i przechodzenie w stan uśpienia nie trwało nigdy dłużej niż kilka sekund i to „kilka” w tak dosłowny sposób, że praktycznie nie sposób było tego czasu dokładnie zmierzyć. Jeśli połączymy to z błyskawicznym łączeniem się z siecią WiFi (od razu po starcie systemu), otrzymujemy sprzęt w pełni funkcjonalny niemal natychmiast po jego uruchomieniu.

Dysk SSD sprawdza się też rewelacyjnie podczas pracy, gdzie w większości momentów jest zauważalnie szybszy od standardowego HDD, a dodatek obsługi USB 3.0 sprawia, że wymiana danych pomiędzy nośnikami obsługującymi tę technologię jest naprawdę błyskawiczna.

Dla nałogowych graczy złą informacją może być rodzaj karty graficznej zastosowanej w tym laptopie – jest to „zaledwie” zintegrowany Intel HD 3000, których choć jest w stanie poradzić sobie nawet z częścią najnowszych gier, nie zawsze radzi sobie z nimi idealnie. W przypadku gry FIFA 2012, po wybraniu rozdzielczości odpowiadającej rozdzielczości ekranu oraz włączeniu wszystkich możliwych (i dostępnych) dodatków i ustaleniu poziomu detali na najwyższy, rozgrywka była płynna… czasami. Ilość klatek na sekundę wahała się od grywalnych 30 do całkowicie niegrywalnych 10 i podobnie było z innymi nowymi tytułami (PES 2012, Fallout 3), które często wręcz buntowały się przeciwko brakowi dedykowanej karty graficznej. W większości przypadków, jeśli jednak zdecydowaliśmy się na zmniejszenie ilości detali, grało się już całkiem przyjemnie, choć oczywiście doznania wizualne stały na o wiele niższym poziomie.

Jeśli wiec planujemy kupić ultrabooka głównie do grania – przemyślmy to poważnie. Jeśli natomiast chcemy od czasu do czasu po prostu „w coś pograć”, raczej nie musimy się specjalnie wahać (chociaż też nie powinniśmy mieć zbytnio wygórowanych wymagań).

MULTIMEDIA I ROZRYWKA

Na U300S można więc bez większych problemów od czasu do czasu pograć, ale i oczywiście możemy też oglądnąć film lub posłuchać muzyki. Komputer oczywiście nie ma najmniejszych problemów z odtwarzaniem wideo w rozdzielczości 720p i 1080p, niezależnie od tego czy źródłem jest nasz dysk czy internet (np. YouTube).

W przypadku dźwięku wydobywającego się z laptopa nie można mieć większych zastrzeżeń, ale też nie powinniśmy oczekiwać zbyt wiele. W przypadku, kiedy wymagamy od laptopa, aby po prostu grał głośno, z całą pewnością będziemy zadowoleni – przy 10 dostępnych poziomach głośności, w domu poziom drugi wydaje się być już całkowicie wystarczający, a prawdopodobnie w okolicach ósmego do imprezy napędzanej za pomocą U300S dołączyli by się także sąsiedzi (prawdopodobnie w towarzystwie policji).

Jeśli chodzi jednak o jakość, tutaj jest już raczej średnio, prawdopodobnie z powodu umieszczenia głośników… pod klawiaturą. Dźwięk jest przez to w niektórych momentach nieco przytłumiony i czasem bez większego wyrazu, ale… szukamy ultramobilnego komputera z jak najmniejszą ilością kompromisowych rozwiązań czy domowego zestawu stereo? Jeśli tego pierwszego, to z całą pewnością będziemy zadowoleni (choć z całą pewnością znajdą się zarówno lepsze i gorsze pod tym względem laptopy).

SYSTEM I DODATKI

W pakiecie z U300S otrzymujemy system operacyjny Windows 7 w wersji Home Premium, który większości użytkowników powinien wystarczyć z nawiązką. Co warte wzmianki, nie doświadczymy tutaj niemal standardowej ilości tzw. „crapware” i wydaje się, że zainstalowane zostały jedynie najistotniejsze dodatki, dzięki czemu nie musimy zaczynać przygody z komputerem od „czystej” instalacji.

Jedynymi aplikacjami, które powitają nas na starcie są: pakiet Office w wersji Starter, oprogramowanie Intela do obsługi WiDi, programy do obsługi kamery, USB 3.0, kopii zapasowych i zarządzania energią oraz SRS Premium Surround Sound, w przypadku którego trudno określić dokładnie jakie ma zastosowanie, głównie z powodu dość specyficznego tłumaczenia funkcji („Jakie są Pani słuchając?” oraz „Wybierz Twój Głos zabrała typu”.

Programów zainstalowanych fabrycznie jest więc bardzo niewiele, ale… jakie to ma właściwie znaczenie w momencie, kiedy system i tak uruchamia się w 20 sekund i żaden z nich nie wydaje się w jakikolwiek widoczny sposób obciążać baterii?

ŁĄCZNOŚĆ ZE ŚWIATEM

Komputer bez połączenia z internetem dla większości z nas nie będzie prawdopodobnie szczególnie przydatny, dlatego też U300S oferuje całkiem sporą liczbę opcji z tym związanych, choć niestety i tu nie zabrakło dla wielu klientów najważniejszego – możliwości instalacji modemu 3G, który możemy użytkować wyłącznie w postaci zewnętrznego urządzenia na USB.

Poza tym jest praktycznie wszystko – od WiFi, przez Bluetooth w wersji 3.0, aż po WiDi, umożliwiające nam bezprzewodową transmisję dźwięku i obrazu w rozdzielczości 1080p przy 30 klatkach na sekundę do specjalnego odbiornika podłączonego do telewizora lub (w przyszłości) telewizora obsługującego tę technologię. Przeprowadzone przez nas testy potwierdzają, że takie rozwiązanie faktycznie ma „ręce i nogi” – jest proste, wydajne, bezproblemowe i efektowne.

Co ciekawe, pomimo tego, że teoretycznie mój T410 również posiada WiDi, transmisja obrazu nawet w rozdzielczości o wiele niższej niż 1080p praktycznie nie nadawała się do oglądania (pomimo większej ilości RAM i lepszego procesora), natomiast na U300s wszystko działało bez najmniejszego problemu.

Na szczególne wyróżnienie (po raz kolejny) zasługuje moduł i oprogramowanie odpowiedzialne za łączność WiFi, które pozwalają na połączenie się z siecią w ciągu ułamka sekundy. Różnica ta jest szczególnie widoczna zwłaszcza jeśli obok siebie postawimy dwa komputery – „standardowy” i ultrabooka i naprawdę wpływa niezwykle pozytywnie na przyjemność płynącą z korzystania ze sprzętu.

Dodatkową łączność ze światem zapewnia nam wbudowana kamera o rozdzielczości 1,3MPX oraz mikrofon. Obydwa te elementy spisują się bez większych zarzutów, chociaż ich jakość jest w dalszym ciągu mocno „laptopowa”.

HAŁAS

Testowany model nie był wprawdzie całkowicie bezgłośny, ale zdecydowanie zbliżał się do tego poziomu. System chłodzenia działa wprawdzie praktycznie przez cały czas, jednak z wyjątkiem ledwie słyszalnego szumu nie daje to żadnych negatywnych efektów i nawet podczas intensywniejszej pracy, kiedy wentylator nieco się rozkręca, nie da się określić jego poziomu głośności jako „przeszkadzającego”. Możliwe, że w absolutnie cichym pomieszczeniu, w którym nawet szelest kartek generuje ogłuszający łomot, hałas wydobywający się z U300S będzie osiągał poziom irytujący, jednak w normalnych warunkach możemy bez najmniejszego problemu pracować na nim komfortowo cały dzień, oglądać filmy (nawet te przez WWW), czy nawet dać odpocząć swoim szarym komórkom i pograć w bardziej wymagające (sprzętowo) gry.

CIEPŁO

Teoretycznie mały laptop, w którym wszystkie (wydajne) podzespoły umieszczone zostały na małej przestrzeni, dodatkowo opakowane w aluminiową obudowę, powinien przynajmniej w niektórych przypadkach nagrzewać się do czerwoności. Trudno jest jednak zaobserwować to w przypadku U300S w trakcie codziennego użytkowania. Owszem, uruchomienie np. najnowszego wydania gry FIFA i kilkugodzinna rozgrywka (wszystko oczywiście w celach testowych) powodowało dość odczuwalne nagrzewanie się dolnej części urządzenia, ale bądźmy szczerzy – kto (w chwili obecnej) zdecyduje się na ultrabooka jako urządzenie do grania?

W pozostałych przypadkach system chłodzenia działał niemal niezawodnie i nawet pomimo tego, że ultrabook był włączony przez praktycznie cały dzień (tzn. około 10-12 godzin), można było bez żadnego problemu pracować na nim – chłodne były zarówno miejsca, w których trzymamy nadgarstki (choć prawe robi się wyraźnie cieplejsze od lewego), jak i spod, dzięki czemu mogliśmy bez obaw położyć go sobie na kolanach.

Co ciekawe, oprócz „oddychającej klawiatury” oraz widocznego na pierwszy rzut oka „wywietrznika” po lewej stronie, dodatkowe otwory wentylacyjne znajdują się na tylnej stronie urządzenia i są na pierwszy rzut oka praktycznie niewidoczne, zarówno przy otwartym, jak i zamkniętym laptopie.

BATERIA

Pomimo tego, że całość zasilana jest akumulatorem posiadającym zaledwie cztery ogniwa, wyniki osiągane przez U300s należą do zdecydowanie zadowalających. Podczas normalnego użytkowania (przeglądarka, WiFi, kilka krótkich filmów z YouTube, trochę muzyki, Word, Outlook, jasność 7/10), przeciętny wynik oscylował w okolicach nieco ponad 5 godzin, zanim konieczne było ponowne podłączenie do ładowarki. W przypadku odtwarzania filmu z dysku twardego (WiFi wyłączone, jasność 6/10), udało się oglądnąć dwa niemal dwugodzinne filmy, natomiast w przypadku naprawdę poważnego obciążenia (FIFA 2012), bateria poddała się po nieco ponad 2 godzinach.

W ekstremalnym przypadku „maszyny do pisania” (jasność 5/10, wyłączone wszystkie metody łączności, włączony tylko Word), U300s dożył niemal 7 godzin zanim ostatecznie wyzionął ducha.

Przydatność dla użytkowników szczególnie ceniących sobie mobilność podnosi dodatkowo technologia Quick Charge (dostępna wyłącznie w modelu U300s), dzięki której możliwe jest naładowanie całkowicie rozładowanej baterii do 70% w zaledwie 40 minut (przy wyłączonym komputerze).

Problemów przy przenoszeniu nie powinien sprawiać także zasilacz, który choć nie należy do najmniejszych, charakteryzuje się całkowicie wystarczająco kompaktowymi rozmiarami.

CO JESZCZE?

Spośród dodatków, z których prawdopodobnie część z nas nigdy nie skorzysta, ale zdecydowanie warto je mieć i o nich wiedzieć, warto wymienić przede wszystkim technologię Intel Anti-Theft Technology, oferowaną wraz z drugą generacją procesorów Intel Core oraz Intel Core vPro. Rozwiązanie to pomaga nam uchronić nasze dane w przypadku zagubienia lub kradzieży komputera, poprzez całkowitą blokadę urządzenia na poziomie sprzętowym (nie ma więc możliwości jej obejścia) i/lub opcjonalne wyświetlanie spersonalizowanej informacji dla „szczęśliwego znalazcy” z np. prośbą o kontakt pod wskazany przez nas numer telefonu/adres. W przypadku, kiedy jednak uda nam się odzyskać nasz komputer, nie musimy martwić się o utratę danych – wystarczy prosta procedura, aby przywrócić system do pierwotnej postaci, bez naruszenia jakichkolwiek danych.

Co najistotniejsze, Intel Anti-Theft Technology nie wymaga do aktywacji… połączenia z internetem. Nasz złodziej nie będzie mógł więc skorzystać ze skradzionego laptopa nawet jako maszyny do pisania.

PODOBIEŃSTWO DO MACBOOKA AIR

Lenovo U300S nie jest podobny do MacBooka Air. Może właśnie dlatego robi takie dobre pierwsze wrażenie, zwłaszcza na osobach znudzonych kolejnymi „macbookairkillerami”, projektowanymi przy (ujmijmy to delikatnie) niewielkim nakładzie środków na kwestię wyglądu.

PODSUMOWANIE

Ultrabook Lenovo U300s z całą pewnością nie jest urządzeniem idealnym, choć trzeba przyznać, że na sporą część jego bolączek mogło po prostu zabraknąć technologii, które pozwoliłyby zrezygnować z niektórych kompromisów. Części błędów, takich jak np. brak czytnika kart SD można by jednak mimo wszystko prawdopodobnie w prosty sposób uniknąć, a przy okazji ucieszyć użytkowników ekranem z nieco wyższej półki.

Jeśli jednak przymkniemy oko na te niedociągnięcia, Lenovo IdeaPad U300s jednym z najlepszych (o ile nie najlepszym ultrabookiem dostępnym obecnie na rynku). Efektowny wygląd, wyjątkowa jakość wykonania i dbałość o szczegóły, niewielka masa i rozmiary, doskonała klawiatura (tylko o „oczko” gorsza niż w ThinkPadach) i rewelacyjny Touchpad, błyskawiczny start i wybudzanie, system operacyjny bez „śmieci”, długi czas pracy na baterii, sprawiają, że jeśli chcemy w tej chwili stać się posiadaczami ultrabooka, produkt Lenovo nie pozostawia nam raczej większego wyboru.

Jedynym problemem może być cena – na dziś wynosi ona bowiem od około 3900zł do 4100zl za tańsze wersje (z procesorem i5), co może dość skutecznie odstraszyć przynajmniej część zainteresowanych. Jeśli jednak dysponujemy takim budżetem, szukamy nowego ultramobilnego i wydanego laptopa oraz przeżyjemy kilka braków, z pewnością nie będziemy rozczarowani.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA