REKLAMA

"Curation" na masową skalę to na razie tylko marzenie geeków

02.01.2012 18.38
„Curation” na masową skalę to na razie tylko marzenie geeków
REKLAMA
REKLAMA

RedItLater, Readability, Flipboard czy dziesiątki innych aplikacji i usług służą do segregowania, filtrowania i układania informacji spływających z całego internetu, czyli kanałów RSS, sieci społecznościowych czy wybranej tematyki. Mają odciążać odbiorców i sprawiać, że informacje i treści są przystępniejsze, łatwiej do nich dotrzeć czy zachować na później. Idea jest świetna, a zainteresowani tematem od jakiegoś czasu twierdzą, że takie formy dystrybucji treści będą przyszłością. I wszystko byłoby prawdą, gdyby nie to, że to wciąż usługi dla geeków i pasjonatów technologii, a nie dla przeciętnego użytkownika, który i tak ginie w szumie informacyjnym. I nic obie z tego nie robi.

Read It Later podaje, że ma cztery miliony użytkowników. Dużo, mało? Patrząc na tematykę najczęściej zapisywanych artykułów, stron i autorów, do których użytkownicy wracają można śmiało odpowiedzieć – mało. Tym bardziej, że niektórym zdarza się już od kilku lat wieszczyć, że trend “curation” już za chwilę podbije świat i stanie się lekiem na zalew informacji. “Curation” jest dla geeków i osób świadomych, pochłaniających, a nie odbierających treści. A tych jet coraz mniej.

Wśród 19 najczęściej zapisywanych do przeczytania później autorów między majem a listopadem 2011 roku większość pisze dla Lifehackera. Tych 10 autorów pisze dla jedynie 7 różnych stron. To dosyć ciekawa informacja. Oznacza to tak naprawdę, że największą siłę wśród użytkowników Read It Later stanowią odbiorcy treści w różny sposób powiązanych z technologiami (oprócz autorów z Lifehackera w zestawieniu pojawiaja się też Gizmodo czy TechCrunch).

Read It Later nie podało niestety, jakie serwisy mają największy udział w zachowawniu treści na później, jednak po autorach można przypuszczać, że w czołówce nie ma za bardzo serwisów newowych, plotek i treści ogólnie rozrywkowych. Wynika to ze specyfiki Read It Later, którego sens polega na zachowywaniu długich treści, a nie tych kilkuzdaniowych.

“Curation” póki co nie spopularyzowało się i nic nie zapowiada, by w najbliższym czasie miało się tak stać. RSSy nigdy nie wyszły do zwykłego Kowalskiego, agregatory treści są używane przez osoby z większymi umiejętnościami a my żyjemy w trochę innym świecie. W świecie, w którym Flipboard czy Google Currents są gorącymi tematami, podczas gdy w App Store ogromną większość pobieranych aplikacji stanowią gry. Informacje kontra rozrywka.

Bo problemem “curation” jest to, że żeby w ogóle zacząć przygodę z odgórną segregacją treści i dobieraniem ich do gustu trzeba najpierw włożyć w to wysiłek – zasubskrybować kanały, zaznaczyć ulubioną tematykę, ściągnąć odpowiednią aplikację…

Facebook próbował wprowadzić segregację treści na poziomie samego portalu nie angażując do tego użytkowników – “top stories”. Skończyło się na protestach użytkowników i przywróceniu możliwości chronologicznej segregacji wpisów w kanale.

Wszystko dlatego, że brakuje dobrego wytłumaczenia, na czym polegają takie podpowiedzi i oswojenia ludzi (a nie geeków) z “curation”. Evernote jest świetne i może mogłoby być przydatne wielu osobom, jednak nie ukrywajmy – nie jest przyjazne od pierwszego wejrzenia i na oswojenie się z nim i poznanie podstawowych funkcji potrzeba czasu.

Tak samo jest z wieloma innymi narzędziami – tworzone są z myślą o użytkownikach, którzy mają świadomość potrzeby segregacji i zachowywania treści. To wciąż mniejszość i “curation” wygra ten, kto stworzy narzędzie czy projekt trafiający do mas.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA