REKLAMA

3dfx - historia rewolucji, pychy, upadku i wstydu

19.01.2012 09.23
3dfx – historia rewolucji, pychy, upadku i wstydu
REKLAMA
REKLAMA

W 1996 roku na rynku zadebiutował produkt, który nie tylko na zawsze zmienił rynek komputerowych gier wideo, ale również upodobnił komputery nieco do konsol: wystarczyło kupić kartę Voodoo firmy 3dfx, a większość gier nie tylko wyglądała dużo lepiej, ale działała płynnie. To była prawdziwa rewolucja. Dziś firma 3dfx nie istnieje. Co się stało?

Końcówka lat dziewięćdziesiątych to był wyjątkowo łaskawy czas dla graczy. Wtedy bowiem był szał na zupełnie nowy rodzaj podzespołów komputerowych. Chodzi o akceleratory grafiki trójwymiarowej, które nie zastępowały karty graficznej, a ją uzupełniały. Kiedyś bowiem karty graficzne pełniły zupełnie inną rolę, niż teraz.

Dziś producenci kolejnych GeForce’ów i Radeonów chwalą się gigantycznymi mocami obliczeniowymi swoich kart graficznych. Ile to wykonują operacji na sekundę, ile to są w stanie wyrenderować wieloboków przy zachowaniu wydajności, jakie to obliczenia fizyczne wykonują i tak dalej. Kiedyś, dawno temu, nie był to obowiązek GPU. Wszystkim zajmowała się jednostka centralna komputera. Oznaczało to, że procesor nie tylko musiał radzić sobie z przeliczeniami, jakie narzucał system operacyjny, nie tylko z dźwiękiem i sztuczną inteligencją przeciwników w grze, ale również generowaniem grafiki trójwymiarowej. Dziś nazywamy to „programowym renderowaniem” i uważamy za starożytną metodę uzyskiwania obrazu. Kiedyś inne praktycznie nie istniały. Z pomocą przyszła firma 3dfx.

Diamond Monster 3D - pierwszy akcelerator z 3dfx Voodoo

Karta 3dfx Voodoo nie była typową kartą graficzną. Taką dalej należało mieć w swoim komputerze. Voodoo było urządzeniem wpinanym w port PCI obok karty graficznej, które zajmowało się tylko i wyłącznie częścią przeliczeń związanych z trójwymiarową grafiką. Co więcej, dany produkt (czytaj: gra) musiał mieć zaimplementowaną obsługę Voodoo. Oznacza to, że w momencie premiery produkt 3dfx był praktycznie bezużyteczny. Ten stan rzeczy potrwał bardzo, bardzo krótko. Twórcy gier (a także domorośli entuzjaści) błyskawicznie dostrzegli rewolucyjny potencjał Voodoo. Szybko powstały łatki do istniejących  produkcji, a praktycznie każda nowa gra obowiązkowo musiała owo Voodoo obsługiwać. Gry nagle zaczęły wyglądać dużo lepiej od najlepszych konsolowych odpowiedników, a z uwagi na odciążenie procesora komputera, nawet słabsze komputery były w stanie uruchomić i bez zacięć radzić sobie z wymagającymi superprodukcjami.

Karta była wyposażona w procesor graficzny taktowany z częstotliwością 50 Mhz, który miał do dyspozycji cztery megabajty pamięci DRAM. Gry porozumiewały się z kartą Voodoo za pomocą API nazwanego Glide, które było zmodyfikowaną wersją OpenGL, koncentrował się przede wszystkim na przeliczeniach geometrycznych i związanych z teksturowaniem. Glide narzucał jedno dość istotne ograniczenie: gry nie mogły pracować w rozdzielczości wyższej, niż 640 x 480 pikseli w 16-bitowej palecie kolorów. Dziś te parametry wydają się śmieszne, ale zapewniam was: w tamtych czasach to było więcej, niż trzeba.

Gry nie tylko działały dużo wydajniej, ale i wyglądały lepiej - zwróćcie uwagę na lewą ścianę za Larą Croft (znaleziono na portalu PCGH)

3dfx poszedł za ciosem. Rok później pojawiła się pierwsza, pełnoprawna karta graficzna Voodoo. Nazywała się Voodoo Rush i nie była już tylko akceleratorem: na płytce drukowanej umieszczono również układ zajmujący się grafiką 2D. Nie trzeba było już łączyć wbudowanej karty z akceleratorem. Wszystko znajdowało się w jednym urządzeniu. Voodoo Rush miał niestety jedną wadę w swojej zasadzie działania: przepustowość była dzielona pomiędzy układ 2D i układ Voodoo. W efekcie wydajność spadła o 25 procent. Gracze byli zdegustowani, a Voodoo Rush po roku został wycofany z oferty.

Błędy nadrobiła karta Voodoo2. Ponownie była wyłącznie akceleratorem grafiki 3D. Ale za to o jakiej wydajności! 90-megahercowy procesor graficzny i 12 MB pamięci EDO RAM oraz osobny, dedykowany układ teksturujący. Nie istniało na rynku równie wydajne rozwiązanie. To był prawdziwy potwór. Gry wyglądały bajecznie, działały w 60 klatkach na sekundę. Raj dla graczy! Co więcej, ci bardziej zamożni mogli skorzystać z rewolucyjnej techniki, wymyślonej przez 3dfx, która wykorzystywana jest dziś przez Nvidię. Chodzi o SLI, czyli możliwość pracy dwóch akceleratorów w tandemie. Bogaci gracze kupowali dwie karty Voodoo2, łączyli je w tryb SLI i mogli się cieszyć płynnym graniem w rozdzielczości 1 024 x 768 pikseli. Pojawiła się również karta graficzna Banshee, która była następcą Voodoo Rush. Była dużo wolniejsza od Voodoo2, ale posiadała wbudowany akcelerator grafiki 2D. I w przeciwieństwie do Rusha, była sukcesem rynkowym.

Voodoo2 - 3dfx w najwyższej formie

Konkurencja jednak nie spała. Voodoo2 to był ostatni wielki produkt 3dfx. Potem chyba ktoś zachłysnął się własnym sukcesem. Twórcy Voodoo już nigdy nie zaprezentowali czegokolwiek rewolucyjnego. Nie oznacza to, że od razu zniknęli z rynku. W 1999 roku do sprzedaży weszło Voodoo3, które nie było następcą Voodoo2, a karty Banshee. Poza zwiększoną wydajnością, znacznie przewyższającą Banshee i Voodoo2 nie wprowadzono nic nowego. Pojawiła się wersja z tunerem telewizyjnym oraz wykorzystująca port AGP. 3dfx też przestał być partnerem OEM (wszystkie karty Voodoo produkowały firmy trzecie), sam zaczął sprzedawać swoje rozwiązania. To był początek końca.

Nvidia wydała kartę graficzną GeForce 256. 3dfx nie wprowadzał żadnych nowych rozwiązań usprawniających generowanie grafiki. Firma postawiła na ciągłe zwiększanie przepustowości, taktowania procesorów, ilości zainstalowanej pamięci, i tak dalej. GeForce 256 oddał programistom gier do dyspozycji mechanizm Transform & Lightning, jeszcze bardziej odciążając procesor komputera od przeliczeń związanych z grafiką 3D. 3dfx nie miał na to żadnej odpowiedzi. Budżetowe karty Nvidii z łatwością pokonywały Voodoo4 i Voodoo5, które starały się nadgonić braki mocą obliczeniową swoich procesorów. Doszło do tego, że Voodoo5 5500 wymagał dodatkowego zasilania, bezpośrednio od zasilacza PC-ta (dziś to typowe, kiedyś to było kuriozum). Wolniej taktowane, z mniejszą ilością pamięci GeForce’y wciągały Voodoo5 nosem.

3dfx-owi jednak prawie się udało. Voodoo5 6000 miało być pierwszą na świecie konsumencką kartą graficzną ze 128 megabajtami pamięci a możliwości procesora graficznego jeśli chodzi o moc obliczeniową budziły nic innego, tylko szacunek. Na dodatek 3dfx był w końcowej fazie negocjacji z Microsoftem: pierwszy Xbox miał mieć wbudowany układ Voodoo. Nvidia wytoczyła jednak proces sądowy firmie 3dfx, który, jak się później okazało, miał na celu wyłącznie dobić firmę. Microsoft wycofał się z negocjacji i wybrał Nvidię dla swojego Xboksa. To była ostatnia szansa dla 3dfx.

Mityczna karta Spectre z Rampage, następcą Voodoo

Firma co prawda wreszcie dorobiła się odpowiedzi na potęgę GeForce’ów i coraz potężniejszych Radeonów. Powstał wreszcie następca Voodoo, Rampage. Nazywany był przez specjalistów w branży prawdziwym arcydziełem, urządzeniem, które odesłałoby Nvidię do deski kreślarskiej. Potężne procesory graficzne i dedykowane jednostki do przeliczeń Transform & Lightning dałyby 3dfx-owi, zdaniem analityków, dwuletnią przewagę nad konkurencją. Niestety, nie starczyło pieniędzy na produkcję.

3dfx w 2000 roku ogłosił plajtę. Firmę kupiła Nvidia, przejmując prawa do Voodoo, Rampage, znaków towarowych, Glide’a i SLI. Efektem przejęcia była karta GeForce FX. Część inżynierów 3dfx podkupił ATI, dzięki czemu powstał standard CrossFireX.

Młodsze pokolenie graczy już nie pamięta 3dfx. Firma upadła w niesławie. Ci nieco starsi jednak pamiętają chwile, kiedy po włożeniu do komputera Voodoo z gier magicznie znikała „pikseloza”, a ilość klatek na sekundę przestawała być jakimkolwiek zmartwieniem. Szkoda, wielka szkoda.

Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA