REKLAMA

Uwierzyłbyś, że Kingston w Polsce to tylko cztery osoby?

17.12.2011 20.39
Uwierzyłbyś, że Kingston w Polsce to tylko cztery osoby?
REKLAMA
REKLAMA

W ostatni czwartek miałem przyjemność uczestniczyć w kameralnym spotkaniu prasowym firmy Kingston Technology i w zasadzie nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego – bo spotkanie jak spotkanie – gdyby nie fakt, że dowiedziałem się jednej niesamowitej rzeczy, która mnie całkiem zaszokowała. Czy ktoś może sobie wyobrazić, że Kingston – jeden z wiodących liderów na rynku pamięci USB i dysków nie tylko w naszym kraju, ale na całym świecie – zatrudnia w Polsce zaledwie 4 (słownie: cztery) osoby!? 

Dla pełnej jasności – Kingston w Polsce nie jest małą firmą. Jak się dowiedziałem podczas spotkania (chyba to nie jest tajne…), firma robi ok 50 mln dol. obrotów w naszym kraju, więc nie jest to wcale taki mały biznes – co najmniej 155 mln zł (w zależności oczywiście od kursu dolara). Kingston działa w Polsce aktywnie na wielu segmentach rynku na czele z pamięciami USB, dyskami HDD i SSD, pamięciami RAM oraz kartami flash i na wszystkich ma ambitne plany dominacji.

Skala działań jest naprawdę duża, szczególnie że Kingston prowadzi sprzedaż zarówno do klienta korporacyjnego, jak i konsumenckiego, oraz do producentów sprzętu komputerowego (tzw. OEM). Naprawdę trudno mi sobie wyobrazić jak zaledwie cztery osoby w Polsce, w tym jedna, który zarządza nie tylko naszym rynkiem ale całą Europą Środkowo-Wschodnią, są w stanie to ogarnąć, szczególnie że… Kingston formalnie nie ma swojego biura w Polsce. Wszyscy czterej pracownicy Kingstona pracują w domach, a – jak mi powiedzieli – spotykają się raz na jakiś czas (co tydzień, czasami co dwa) na lunchu w Warszawie by przedyskutować sprawy twarzą w twarz. Na co dzień głównym sposobem komunikacji pozostaje telefon oraz e-mail.

Polski „oddział” odpowiada przed europejską centralą w Anglii, gdzie jednocześnie mieści się centrum dystrybucyjne na Europę, więc cokolwiek polscy pracownicy Kingstona sprzedadzą, przyjeżdża właśnie z Wysp Brytyjskich. Polską, a także szeregiem państw z tzw. byłego bloku wschodniego, zarządza Paweł Śmigielski – przeuroczy człowiek, który jednocześnie jest chyba największą gadułą jaką kiedykolwiek w swoim trzydziestoparoletnim życiu spotkałem. Ale to taki typ gaduły-fascynata, którego – mimo że przynudza straszliwie dominując jednocześnie nad całym zgromadzonym wokół siebie towarzystwem – słucha się z niekłamaną przyjemnością. Śmigielski, który w Kingstonie pracuje od 18 lat (najpierw jako product manager z ramienia jednego z OEM, a następnie już bezpośrednio dla Amerykanów), potrafi tak pięknie opowiadać o w gruncie rzeczy niezwykle nudnym rynku pamięci i dysków, że trudno spostrzec kiedy mija najpierw pół godziny, a następnie cała godzina jego wywodu.

Śmigielski mówił w czwartek całkiem otwarcie nie tylko o tym, co jest priorytetem dla jego firmy na nadchodzący rok, ale także co, a raczej kto, jest największym zagrożeniem dla jego firmy. Samsung – ta koreańska firma była odmieniania w wypowiedziach Pawła Śmigielskiego przez wszystkie przypadki. Samsung atakuje na rynku dysków SSD, Samsung mocno wchodzi w rynek pamięci, w końcu Samsung ma dziś nieograniczoną pomoc finansową koreańskiego rządu.

Dla Kingstona priorytetem na przyszły rok jest rynek dysków SSD. Według Śmigielskiego, w 2011 r. sprzedanych zostało w Polsce ok. 100 tys. dysków SSD. To całkiem sporo zważywszy na ceny tych dysków. Przyszły rok ma przynieść kilkudziesięcioprocentowy wzrost wolumenu sprzedaży przy jednoczesnym spadku cen. W ciągu kilku najbliższych lat cena dysków SSD ma spaść do 1 dol. za 1 GB (oby szybciej!), a Kingston zamierza przypuścić mocną ofensywę, żeby uszczknąć dla siebie jak najwięcej. Według Pawła Śmigielskiego, rynek SSD będzie się konsolidował wokół trzech największych graczy: Kingstona, Samsunga i Intela.

Było też oczywiście w czwartek (długo) o innych segmentach rynku, na których Kingston aktywnie działa, ale to już były przenudy…, ale jak sam myślę o marce Kingston, to wydaje mi się, że brakuje jej nieco komunikacji marketingowej, która by pozwoliła na zbudowanie kilku pozytywnych wartości emocjonalnych. Na razie bowiem Kingston „jedzie” na bardzo wysokiej świadomości marki, co zapewnia mu rozpoznawalność nawet wśród kompletnie niezaawansowanej technologicznie części społeczeństwa. Odnoszę jednak wrażenie, że powoli marka się starzeje i traci swój „cool-factor”. I to może być największym zagrożeniem dla Kingstona, nie tylko w Polsce.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA