REKLAMA

Teberia: Przyszłość telewizji leży w... telewizji

31.12.2011 10.58
Teberia: Przyszłość telewizji leży w… telewizji
REKLAMA
REKLAMA

Zapraszam do przeczytania gościnnego wpisu Tomasza Siobowicza, który został opublikowany w najnowszych numerze e-magazynu o nauce, technologiach i gospodarce „Teberia”. Całe wydanie do znalezienia na stronie Teberii.

Internet okazał się punktem zwrotnym w historii wielu branż, których produkt końcowy da się sprowadzić do ciągu zer i jedynek. Nakłady papierowych wydań gazet spadają a ich witryny internetowe wcale nie cieszą się rosnącą popularnością. Przemysł muzyczny zgrzyta zębami od czasów Napstera. Wydawcy książek usiłują walczyć by nie stać się następnymi w kolejce.

Jednak nie wszystkie „tradycyjne” media mają się źle. Statystyczny Amerykanin spędza przed telewizją około 35 godzin tygodniowo. Finałowe mecze o mistrzostwo w futbolu amerykańskim z roku na rok biją rekordy oglądalności – ogląda je na żywo ponad 100 milionów widzów. To rekordowa oglądalność dla jednego programu. Telewizja zamiast kurczyć się pod naporem nowych mediów zaczyna do nich przenikać. Dzieje się tak między innymi dlatego, że programy takie jak „Idol” czy „Mam talent” mają rzesz swoich wielbicieli, którzy stale wymieniają o nich uwagi i komentarze za pośrednictwem komunikatorów internetowych i serwisów społecznościowych.

Przetaczająca się obecnie przez świat recesja zachwiała nieco rynkiem reklamy, a co za tym idzie spowodowała nieliche zamieszanie pośród nadawców programów telewizyjnych transmitujących swój sygnał do tradycyjnych odbiorników antenowych. Lecz dla nadawców odbieranych poprzez anteny satelitarne lub kabel było to jedynie niewielkie wahnięcie. W samych tylko Stanach Zjednoczonych liczba płatnych odbiorców w zeszłym roku wzrosła o prawie 2 miliony. Wzrost liczby użytkowników pociąga za sobą rosnącą lawinowo liczbę nadawców i stacji telewizyjnych. Na przykład w Indiach, gdzie na początku lat 90. ubiegłego stulecia były jedynie 2 kanały telewizyjne, odkąd zaczęła wzrastać dostępność telewizji nastąpiła eksplozja jej popularności, a liczba kanałów wzrosła do ponad 600 obecnie. Dla magnatów na rynku telewizyjnym ludzie dzielą się na tych, którzy posiadają subskrypcję i na tych, którzy jeszcze nie zdecydowali się na dostawcę usługi. Nie jest to czcza gadanina – gdy decyzja o odbiorze wielokanałowej telewizji zostanie już raz podjęta, użytkownicy niezmiernie rzadko rezygnują z korzystania z niej.

To co niewątpliwie pomaga telewizji utrzymać swą popularność to fakt, że jest ona z natury bardzo leniwym medium. Na nic się zdaje wieszczenie rychłego końca płatnej subskrypcji za kablówkę czy satelitę na rzecz swobodnego korzystania z darmowej oferty różnorakiej produkcji dostępnej w Internecie. Takie przepowiednie zakładają, że ludziom będzie się chciało zdobyć na trzykrotnie większy wysiłek w celu zapewnienia sobie dokładnie tej samej porcji rozrywki. Faktem jest, że wiele z ulubionych przez widzów seriali czy programów jest zaledwie o trzy lub cztery kliknięcia myszką, tym nie mniej brzmi to i tak jak nieco zbyt wielki wysiłek dla wielu z nich.

Co więcej – oglądanie telewizji to zajęcie o wiele bardziej towarzyskie niż mogłoby się wydawać. Ludzie lubią oglądać programy, które inni też oglądają. A do tego raczej w tym samym czasie co inni ludzie. Nawet wyposażona w urządzenia, które łatwo są w stanie nagrać i odtworzyć ich ulubione programy większość widzów przez ponad 80% czasu wybiera oglądanie telewizyjnych produkcji w porze ich transmisji.

Jak wynika z powyższego telewizja posiada swoje naturalne zalety. Pytanie tylko czy to wystarczy by zapewnić jej przetrwanie w dobie panoszącego się Internetu? Sieć komputerowa to kolejny gracz w walce o reklamodawców, na dodatek oferujący swoim klientom możliwość bardziej mierzalnego i precyzyjnego dotarcia do odbiorców. Rozwijająca się technologia zagraża telewizji rozczłonkowaniem jej na poszczególne programy tak jak to uczyniła z płytami z muzyką dając możliwość swobodnego wybrania z nich pojedynczych utworów. Nie mniej telewizja przetrwała gdyż jak dotąd udaje się jej lepiej niż konkurencji reagować na zagrożenia płynące ze strony nowych mediów.

Jedną z lekcji, które producenci telewizyjni, a wraz z nimi cała branża, przyswoili szybciej niż inni to akceptowanie zmian i nieustanne staranie się by wyjść na czoło fali tych zmian. Wprawdzie początkowa reakcja na pojawienie się oferty programów w sieci ze strony nadawców programów była taka sama jak reakcja przemysłu muzycznego na wymianę plików – dzwońcie po prawników. Lecz podczas gdy firmy płytowe grzęzły w coraz bardziej zawiłych bataliach sądowych, nadawcy zwarli swoje szyki i postanowili zaproponować alternatywę dla internetowego piractwa. Zaczęły powstawać serwisy takie jak Hulu (spółka pod patronatem amerykańskich stacji telewizyjnych ABC, Fox i NBC), które zaczęły odciągać piratów-amatorów od zakazanych źródeł rozrywki. Z czasem okazało się, że serwisy te zaczęły być konkurencją dla telewizji i działać na niekorzyść interesom telewizyjnej branży. Powód? Umożliwiają dostęp do wybranej oferty telewizyjnej (tylko część produkcji telewizyjnej jest oglądana) nie przynosząc jednocześnie tylu pieniędzy z reklam jak się tego spodziewano (co przedstawia sobą podobny problem z jakim borykają się obecnie internetowe wydania prasy). Zatem? Telewizja ponownie zmienia kurs.

Z oszałamiającą prędkością firmy z branży telewizyjnej budują serwisy video dostępne dla subskrybentów w sieci. Najbardziej trendy jest obecnie model w oparciu o autoryzowany dostęp – wystarczy potwierdzić opłacenie rachunku za ofertę programową danego nadawcy aby móc mieć dostęp do całej oferty, za którą się zapłaciło na dowolnym urządzeniu. Pod hasłem „Wszechobecna telewizja” jak grzyby po deszczu pojawiają się w Ameryce i Europie Zachodniej kolejne serwisy. Co się tyczy Hulu – stanie się on najprawdopodobniej serwisem funkcjonującym w ramach modelu biznesowego znanego pod nazwą „freemium” (w większości darmowy lecz z ograniczeniem dostępności dla niektórych programów za opłatą).

Przejście od modelu utrzymującego się w oparciu o pieniądze z reklam na model mieszany – częściowo w oparciu o reklamy, a częściowo w oparciu o płatną subskrypcję jest może nieco skomplikowany, ale logiczny. Stanowi dobry przykład tego, że nie wystarczy opanować nową technologię. W tym interesie chodzi o to, by zbudować ofertę dostępną w wersji cyfrowej tak by nie spowodować zapaści tej części oferty, które jest dostępna w wersji analogowej.

Telewizji udało się zapanować również nad innymi, potencjalnie niebezpiecznymi dla jej modelu funkcjonowania, technologiami. Mniej więcej dziesięć lat temu pojawiły się cyfrowe nagrywarki video, np. TiVo, które miały zmienić sposób w jaki ludzie oglądają telewizję. Urządzenia te pozwalały w prosty sposób nagrywać programy i oglądać je tak, że reklamy były odtwarzane ze zwielokrotnioną prędkością. Branża odpowiedziała wyświetlaniem reklam, które da się oglądać również z większą prędkością. Nadawcy programów dostępnych w kablu lub za pośrednictwem satelity do swojej oferty dodają tanie cyfrowe nagrywarki video do dekoderów i naliczając za nie dodatkowe opłaty swoim abonentom. A to oznacza dodatkowe pieniądze. Coraz doskonalsze modele tych dekoderów mają w niedługim czasie umożliwić wyświetlanie reklam dobranych do gustów i potrzeb widzów co sprawi, że telewizja stanie się poważnym rywalem Internetu.

Inni zaczynają się uczyć od telewizji. Na przykład branża muzyczna zaczyna coraz częściej przebąkiwać o włączeniu opłat licencyjnych z tytułu praw autorskich w rachunek za Internet. To model doskonale znany i przećwiczony w branży telewizyjnej. Dla przykładu – przez ostatnich kilka lat ESPN (sportowy gigant z USA) transmitował rozgrywki na swojej stronie internetowej. Koszty korzystania z tej transmisji były „zaszyte” właśnie w rachunku za Internet. Przedsięwzięcia podobne do Hulu to ostatni krzyk mody w medialnym światku. W polskich warunkach mamy również odbicie tego światowego trendu.

Jednym z przykładów jest Ipla – platforma multimedialna stworzona przez spółkę Redefine. To posunięcie rodzimego Polsatu, który w ten sposób zamierza wprowadzić TV do sieci. W zeszłym roku popularność platformy przysporzyła jej ponad 2 miliony widzów.

Aby móc za jej pośrednictwem korzystać z dobrodziejstw telewizyjnej oferty należy zainstalować specjalną aplikację. Może być ona instalowana na komputerze stacjonarnym ale są również wersje mobilne na iPhone’a oraz smartfony z systemem operacyjnym Android lub Symbian. A Ci z nas, którzy posiadają telewizory z funkcją Internet@TV mogą na nich korzystać z serwisu za pomocą pilota. Została również wprowadzona możliwość korzystania z serwisu dla użytkowników PS3.

W swojej najbardziej rozbudowanej wersji serwis posiada elementy społecznościowe – tu wymienić można komunikator, gdzie mamy możliwość stworzenia własnego profilu, wyszukania znajomych itp. Istnieje również czat z dostępną funkcją specjalną w postaci możliwości uczestniczenia w transmisjach na żywo gdzie można zadawać pytania osobom obecnym w danej chwili na wizji.

Oferta jest dość bogata. Są dostępne produkcje darmowe, poprzedzone reklamami. To głównie seriale, takie jak „Świat według Kiepskich” czy „Włatcy Móch”.

Są również kanały tematyczne, między innymi: sport, wiadomości czy muzyka. Oczywiście dostępne pozycje to przede wszystkim produkcja Polsatu. Są również transmisje na żywo niektórych propozycji programowych stacji a także dostęp do wielu bajek.

Oprócz dostępu bezpłatnego jest oczywiście ten płatny. Możemy np. wykupić konto VIP gdzie udostępnione materiały można oglądać w wysokiej rozdzielczości, bez reklam i z możliwością pobrania na telefon. Można również zamówić pakiety tematyczne, np. iplaNews, czy wreszcie opłacić możliwość oglądania transmisji na żywo lub przed premierą dowiedzieć się co zdarzy się w kolejnym odcinku naszego ulubionego serialu.

Oprócz tego mamy też katalog filmów, które możemy wynająć na 24 godziny. Wśród nich są zarówno starsze jak i nowsze produkcje. Jeśli nie chcemy ich oglądać za pośrednictwem aplikacji istnieje możliwość skorzystania bezpośrednio ze strony internetowej.

Nie jest to jednak tylko cud, miód i orzeszki. Zdarzają się również wpadki taka jak ta gdy mecz siatkówki Polska-Brazylia, opłacony przez wielu użytkowników nie został wytransmitowany za pośrednictwem aplikacji. Przerośnięte apetyty administratorów projektu przyciągnąwszy znaczną rzeszę widzów zapomniały o czymś tak podstawowym jak obciążenie serwerów i łącz internetowych. Nie dość, że transmisja nie doszła do skutku nikt nie pofatygował się ani przeprosić ani zaproponować zadośćuczynienia osobom, które poniosły koszt dostępu do usługi. Jak widać jeszcze trochę pozostaje nam poczekać na to, by nasza rodzima produkcja osiągnęła poziom światowego zarówno rozmachu jak i kultury.

Nie tylko producenci programów telewizyjnych próbują zapanować nad wchodzeniem w powszechny użytek nowych urządzeń do korzystania z mediów. Grupa znanych i wpływowych wydawców powołała do życia konsorcjum Next Issue Media, które ma za zadanie stworzyć wspólny system sprzedaży i dystrybucji produkowanych przez nich treści. Chcą mieć w ten sposób wpływ na kształt i funkcjonowanie rynku cyfrowych urządzeń przystosowanych do odbioru między innymi ich materiałów (czytniki e-książek, tablety). Podobnym przedsięwzięciem jest Digital Entertainment Content Ecosystem, które ma za zadanie stworzyć standardy dla odtwarzania i przechowywania zakupionych przez widzów filmów.

Swoją atrakcyjnością telewizja bije na głowę inne branże rozrywkowe. Jeśli weźmiemy pod uwagę zdolność przyciągania uwagi masowego odbiorcy nic nie jest w stanie pobić telewizji. Ponad 100 milionów widzów amerykańskiego Super Bowl to więcej niż wszyscy widzowie z USA spędzający czas na oglądaniu You Tube`a w przeciągu miesiąca (wyniki zebrane przez ComScore). Co więcej – niektóre programy są w stanie gromadzić liczne rzesze odbiorców, mimo tego, że dostępna jest teraz nieprzeliczona liczba kanałów i opcji do wyboru.

W 1992 Bruce Springsteen wydał piosenkę zatytułowaną „57 Channels (and Nothin’ On) [„57 Kanałów (i nic w nich nie ma)” tłum. red.]. Teraz kanałów telewizyjnych są setki. Mamy w nich wszystko – od filmów historycznych obrazujących dowolny okres lub wydarzenie, koreańskie melodramaty, mecze koszykówki drużyn akademickich, programy typu „Mam talent” np. z Hiszpanii, msze na żywo, czy relacje naocznych świadków z lądowania UFO. A to tylko kilka opcji spośród dostępnych setek. Zawsze coś można pooglądać, zawsze coś „leci”.

Nie ma w tej chwili zbyt wielu rodzajów programów telewizyjnych, które by nie było dostępne. A cały czas trwa wytężona praca, wpierana badaniem oglądalności i ankietowaniem widzów, nad stworzeniem hybryd najpopularniejszych z nich lub wymyśleniem nowych. Odzwierciedla to w prosty sposób liczbę ludzi, którzy mają dostęp do wielokanałowej telewizji. W samej tylko Wielkiej Brytanii liczba gospodarstw domowych z takim dostępem wzrosła z 30% do prawie 90% przez ostatnie 10 lat.

A wraz ze zwiększaniem się liczby dostępnych kanałów i opcji programowych ewoluował również telewizor. Niegdyś był to przysadzisty kloc. Stopniowo ulegał spłaszczeniu i zamieniał się w panel, a jego obraz stawał się coraz jaśniejszy i ostrzejszy. Rozprzestrzeniły się w naszych domach i oprócz salonów możemy je teraz spotkać w sypialniach, kuchniach, a nawet łazienkach (tam mają podgrzewane ekrany aby zapobiec skraplaniu się na nich pary wodnej). Ostatnio wypuszczone na rynek modele są tak cienkie jak laptopy. W tym czasie telewizja pojawiła się również w Internecie i w komórkach. Zaczyna być również coraz powszechniej dostępna w 3D.

Przez ten czas wszystkie przepowiednie wieszczące rychły koniec telewizji pojawiały się i znikały w iście video-klipowym tempie. Przewidywania, że oto nadchodzi era gdy dzięki powszechnej dostępności i obfitości materiałów nie będziemy już dłużej skazani na narzuconą nam ofertę programową jak dotąd nie sprawdziły się. Eksplozja liczby stron internetowych, serwisów społecznościowych, czy telefonii komórkowej zaskoczyła najśmielszych wizjonerów. Lecz nawet te wynalazki nie były w stanie zastąpić telewizji – jeśli już to raczej wcisnęły się i zajęły miejsce przy telewizorze.

Przyjrzyjmy się zwyczajom amerykańskich nastolatków. Statystycznie przeciętna osoba w USA w wieku 11 – 18 lat jeszcze kilka lat temu spędzała około sześciu i pół godziny konsumując różnorakie media – telewizję, filmy, muzykę, gdy video itd. Dzięki „podzielnej uwadze” byli oni w stanie upchnąć osiem i pół godziny chłonięcia różnych mediów w tym czasie. Wtedy socjologom wydawało się, że to już niemalże „punkt krytyczny” nasycenia mediami i że lada chwila młodzi konsumenci „eksplodują” od tego przeładowania. Niedawno powtórzono te badania i okazało się, że konsumpcja „poszła w górę” i teraz przy ogólnym wzroście czasu poświęcanego na odbieranie mediów o godzinę (do siedmiu i pół godziny) wzrosła również ilość „upchanych” w tym czasie godzin konsumpcji aż do prawie jedenastu. Oprócz rosnącego udziału nowych mediów wzrosłą również ilość czasu poświęcanego na odbiór telewizji.

Konkluzja – młodzież (i znaczny odsetek dorosłych) spędza niemal 70% czasu czuwania wpatrując się w jarzące się prostokąty. W tym nieco ironicznym stwierdzeniu jest zawarta dość istotna kwestia. Zaciera się stopniowo różnica między prostokątnymi ekranami telewizora, komputera i telefonu komórkowego. Telewizory już stosunkowo dawno temu zaczęły dublować monitory konsoli do gier video. Jakiś czas temu stały się odbiornikami cyfrowych transmisji radiowych. Obecnie stają się one punktami dostępu do Internetu.

Równolegle telewizyjna muza zaczęła wylatywać z zaciszy salonów. Wiele programów i kanałów telewizyjnych można z powodzeniem oglądać za pośrednictwem komputera, telefonu komórkowego czy tabletu. Strony oferujące strumieniową transmisję video stają się coraz bardziej profesjonalne – oznacza to, że poprawia się zarówno ich szata graficzna i funkcjonalność jak i zawartość oferowanych treści. Serwisy takie jak Hulu, czy iPlayer zaczynają zyskiwać na popularności. Początkowo taki obrót rzeczy napawał producentów programów telewizyjnych zachwytem. Jednak ostatnio zaczęli oni odczuwać zaniepokojenie.

Jak dotąd gdy tylko Internet zaczął mieć do czynienia z treścią jakiegokolwiek medium – wychodziło ono na tym jak Zabłocki na mydle. Sprzedaż nagrań muzycznych zaczęła ostro spadać od czasu pojawienia się Napstera w 1999 r. Internet przeciągnął również na swoje strony drobne ogłoszenia kosztem lokalnej prasy, gdzie przedtem się ukazywały. Wydawcy książek coraz żałośniej spoglądają na spadające w dół ceny e-booków (książek w wersji elektronicznej) oferowane przez internetowych detalistów.

Internet ma tendencję do rozczłonkowywania produktów mediowych, które trafiają w jego przestrzeń. Albumy płytowe zostają podzielone na utwory, gazety i magazyny zostają podzielone na pojedyncze artykuły. Internet ma również skłonność do wykluczania pośredników w procesie dostarczania treści od producenta do użytkownika końcowego, często z pirackich źródeł. W sieci użytkownicy mogą wybrać i pobrać treść, która ich zainteresuje bez płacenia za nią złamanego grosza. Jak zauważył Jeff Bewkes, szef koncernu Time Warner, jednej z największych na świecie firm mediowych, chyba najbardziej szkodliwym efektem pojawianie się Internetu było przekonanie, że pobieranie opłat od użytkownika treści jest działaniem wrogim w stosunku do klienta. Treść powinna być bezpłatna i co najwyżej opakowana reklamą, która ma utrzymywać jej tworzenie.

Mimo ogólnej tendencji do narzekania na jakość programów oferowanych w telewizji od lat 90. ubiegłego stulecia obserwuje się poprawę i obecnie wiele z seriali, które możemy oglądać, na stale rosnącej ilości kanałów, jest zarówno lepiej napisana, lepiej zagrana jak i lepiej sfilmowana. Choć nie mają jeszcze rozmachu hollywoodzkich produkcji jednak nie są to już tanie „brazylijskie” seriale-tasiemce, które rozgrywały się w wiecznie tych samych pomieszczeniach w tej samej obsadzie aktorskiej i w tym samym układzie kamer.

Dziś problemem telewizji nie jest to, że nie ma czego w niej oglądać. Dziś problemem jest, jak zauważył sir Howard Stringer, szef Sony, nie brak możliwości lecz ich nadmiar. Już teraz zaczyna być widać, że dostępne jest tak wiele różnych treści, na tak wielu różnych platformach, że niedługo ich publiczność będzie tak mała, iż dochód uzyskiwany za jej pośrednictwem nie wystarczy na stworzenie dobrej jakości programów.

Internet ostro współzawodniczy w walce o pieniądze wydawane na reklamę. Już teraz w Wielkiej Brytanii wydatki na reklamę w sieci przewyższają te na reklamę w telewizji.

Nie mniej spotkanie telewizji z nowymi technologiami okazuje się być dość dalekie od przewidywań tęgich głów i nie wydaje się przypominać tego co spotkało inne media. Co prawda rosnąca ilość opcji i dostępnych wyborów oraz platform umożliwiających dostęp do telewizyjnych treści faktycznie nie sprzyja mniej popularnym programom i stacjom jednak dzięki temu mrowiu potentaci mogą spać spokojnie. Same tylko transmisje sportowe w telewizji przeżywają obecnie swój „złoty okres”. Widzowie i owszem – są zainteresowani  różnymi nowinkami technicznymi – lecz ku rozczarowaniu jajogłowych i ludzi biznesu oraz speców z rozproszonych w wielu miejscach na świecie odpowiedników Doliny Krzemowej nie zamierzają się wyzbyć swoich salonowych odbiorników.

A wysiłki są zaprawdę olbrzymie. Na przykład dość nietypowym posunięciem, jak na producenta procesorów, jest zatrudnienie przez Intel zespołu antropologów. Badacze z tego zespołu podróżują z jednego kraju do drugiego i spędzają czas w domach jego mieszkańców aby dowiedzieć się w jaki sposób ludzie korzystają z technologii. Ludzie z tego zespołu przepytują również kierowników działów w sklepach ze sprzętem elektronicznym na temat tego czego oczekują klienci. Obecnie kupujący chcą najczęściej jednego – kabla, który umożliwiłby im podłączenie ich komputera do odbiornika telewizyjnego.

Nie mniej nie chodzi wcale o oglądanie dostępnych w Internecie treści video – przeciętny użytkownik YouTube spędza około 15 minut dziennie przeglądając dostępne tam materiały. Ten sam użytkownik korzysta z oferty telewizyjnej około pięć godzin dziennie. Czy jednak rosnąca ilość urządzeń umożliwiających łatwy dostęp do sieci, oraz kolejne serwisy oferujące strumieniowe przesyłanie materiałów video nie staną się zamiennikiem dla telewidzów. „Dla części z nich to już w tej chwili zamiennik” jak stwierdza Chase Carey, prezes News Corporation.

Jedną z przyczyn popularności materiałów video dostępnych w sieci jest przyjemność w doświadczeniu korzystania z nich. Strona Hulu jest naprawdę estetycznie zaprojektowana. YouTube posiada bardzo użyteczną usługę w postaci rekomendacji podobnych materiałów do aktualnie oglądanego. W porównaniu z tymi serwisami większość stron gdzie dystrybutorzy sygnału udostępniają swoje materiały jest prymitywna. Tradycyjna telewizja z pilotem nigdy nie będzie w stanie dorównać Internetowi innowacyjnością – jednak jest w stanie nie zostawać daleko w tyle. I nawet jeśli ktoś zdecyduje się przejść na całkowicie internetowy odbiór produkcji telewizyjnych – zwykle będzie to zakres nieco szerszy niż tylko kilka seriali czy meczy. Chęć podzielenia się i sprawienia przyjemności bliskimi, jak np. kanałem mody dla kobiet, czy kanałem kreskówek dla dzieci, to jeden w bardziej istotnych powodów, dla których kanały i stacje telewizyjne nie muszą już teraz obawiać się o swoje jutro. Ale nie wszystko złoto co się jarzy. Biznes musi przecież zarabiać.

Większość witryn internetowych, które oferują strumieniowy przesył video utrzymuje się z reklam. Osoby, które chcą obejrzeć jakiś klip są zmuszone do oglądnięcia krótkiego filmu reklamowego odtwarzanego przed właściwą treścią oraz kilku przerw w trakcie oglądania dłuższych programów. W tych przerwach reklamowych jest również najczęściej wyświetlany wskaźnik czasu pozostałego do końca reklamy tak aby upewnić niecierpliwego widza, że nie będzie to trwało wieki. Stawki z tytułu reklamy są dość wysokie – dotarcie do widza w serwisie oferującym wideo może być droższe niż dotarcie do niego poprzez telewizję. Jest to jednak wynikiem głównie zmniejszonego czasu trwania reklamy. Np. użytkownik serwisu Hulu podczas oglądania godzinnego programu będzie oglądał tylko około jedną czwartą reklam, które musi przesiedzieć telewidz. Oznacza to między innymi to, że wpływy z tytułu udostępniania treści video poprzez serwisy internetowe są dość mizerne – i to jeszcze przed opłaceniem części należnej firmie utrzymującej serwis.

Za dostępnością treści video w sieci idą kolejne biznesowo niekorzystne następstwa. Ponieważ tak wiele programów jest dostępnych na kliknięcie myszką ludzie coraz mniej chętnie kupują zestawy i kolekcje swoich ulubionych programów. Wydatki na DVD w Stanach Zjednoczonych spadają. I dzieje się to nie tylko za sprawą recesji czy rozprzestrzeniania się tanich wypożyczalni tych nośników. Szczególnie ostry spadek sprzedaży programów telewizyjnych na DVD zaobserwowano w momencie gdy zaczęły być one dostępne w sieci, jak mówi Bewkes z Time Warner.

Największe zmartwienie w związku z dostępnością do materiałów video w sieci jest nieco szerszej natury. Przemysł telewizyjny jest skomplikowaną i delikatną strukturą złożoną z wielu wzajemnie powiązanych interesów. Dostępność w sieci jest zagrożeniem dla stabilności tej struktury i co za tym idzie fortunom firm mediowych.

Jednym z mitów o wielkich firmach mediowych jest to, że to wielkie i zdywersyfikowane konglomeraty. To prawda, że zajmują się one całym wachlarzem działalności. Na przykład News Corporation oprócz produkcji programów telewizyjnych wydaje również książki i gazety. Time Warner wydaje magazyny. Disney ma parki rozrywki oraz udziela licencji na wykorzystanie stworzonych przez firmę postaci producentom np. szczoteczek do zębów. Nie mniej wszystkie te firmy gros swojego dochodu i ponad połowę swojego zysku wypracowują właśnie dzięki telewizji.

Telewizja wyszła poza telewizor po to, by znaleźć większą publiczność, co jej się udało, oraz zyski, co jej się nie udało. Lecz producenci telewizyjni, w odróżnieniu od muzycznych, rozpoznając grożące im niebezpieczeństwo, zamiast za biadolenie i ściganie winnych nieszczelnymi paragrafami, wzięli się za budowanie lepszych modeli biznesowych. W szczególności – precyzyjnie planują kiedy i gdzie umieścić swoje programy w sieci. Zwykle pomiędzy transmisją programu w telewizji i jego dostępnością w sieci jest dość duża przerwa – od kilku godzin do mniej więcej jednego dnia. Po około miesiącu programy znikają z sieci tak by zabezpieczyć sprzedaż wydań na DVD.

Istnieją również opcje związane z możliwością oglądnięcia odcinków programu, które dopiero mają być transmitowane z wyprzedzeniem – za dodatkową opłatą. Ponad połowa widzów, którzy subskrybują ofertę programową jest skłonna za niewielką dopłatą skrócić czas oczekiwania na kolejne perypetie ich ulubionych bohaterów.

Jednakże choć dziś sprawy wyglądają dość dla telewizji o wiele pomyślniej niż dla przemysłu muzycznego czy prasy jednakże już za kilka lat sytuacja może ulec zachwianiu. Jak do tej pory nie ma zbyt wielu opcji, jednak nawet te klika z istniejących obecnie serwisów, które przyciągają na razie niezbyt licznych odbiorców już teraz zaczynają nieco niepokoić przemysł telewizyjny. Nie wspominając o piractwie.

Wydawać by się mogło, że produkcja telewizyjna, podobnie jak muzyka czy prasa, staną się łatwym łupem dla internetowych piratów. Jednak poza kilkoma serialami mało kto jest przecież zainteresowany tym co pokaże słoweńska edycja „Mam talent” lub rosyjska edycja „Top Gear”. Zwłaszcza, że programy te ukazują się w wielu krajach w odpowiednich wersjach językowych niemalże równocześnie. W przeciwieństwie do przemysłu muzycznego, którego produktem są płyty składające się z utworów, lub do gazet i magazynów, składających się z artykułów – programy telewizyjne, podobnie jak filmy, posiadają walor bycia zamkniętą jednostką. Widzowie chcą oglądać cały odcinek „Seksu w wielkim mieście”, a nie tylko najlepsze pięć minut danego odcinka. A na dodatek, w odróżnieniu od produktu w postaci płyty z muzyką czy magazynu ilustrowanego, zaletą płatnej subskrypcji jest to, że gdy się już raz zapłaciło danemu dostawcy kablówki lub satelity – nic nie kosztuje oglądnięcie kolejnego programu lub zmienienie kanału. I to zachęca do regularnego wnoszenia comiesięcznych opłat za kablówkę czy satelitę.

Kolejną zaletą telewizji jest to, że wiele produkcji dostępnych za jej pośrednictwem jest dość otwarta pokoleniowo. Są one tematycznie dostępne jednocześnie dla kilku pokoleń. Dziadkowie, rodzice i dzieci mogą równie dobrze oglądnąć razem film dokumentalny o lwach na afrykańskiej sawannie, serial komediowy, czy pełnometrażową kreskówkę i w większości przypadków każdy znajdzie w tych produkcjach coś dla siebie. Oprócz faktu, że skutecznie i bez wysiłku mogą w ten sposób zagospodarować swój czas to jeszcze będą mieli o czym porozmawiać ze swoimi znajomymi i rówieśnikami, którzy najprawdopodobniej również oglądali to samo w tym samym czasie. Fakt, że telewizja jest tak społecznym medium, jest również przyczyną dla której mało prawdopodobne jest by pojawił się niekończący się zalew kanałów tematycznych. To raczej kanały które są w stanie lepiej przyciągnąć uwagę do swoich produktów (czytaj – mają lepszych speców od reklamy, czyli większe budżety) będą produkowały kolejne sezony sprawdzonych i popularnych gatunków telewizyjnych.

Telewizor… Patrząc na to pudło, które w ubiegłym stuleciu zajęło miejsce w naszych salonach wydaje się, że nic nie robi tylko sobie tam stoi. Tymczasem tak naprawdę ono ciągle się zmienia. I jeśli miałbym obstawiać, która ze znanych nam branż mediowych ma szansę wygrać swoją cyfrową przyszłość i przetrwać w równie dobrej kondycji jak podczas swoich tłustych lat – byłaby to telewizja.

Tomasz Siobowicz

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA