REKLAMA

Dlaczego amerykańscy politycy nie pokonają piratów? Bo ich nic a nic nie rozumieją

15.12.2011 18.04
Dlaczego amerykańscy politycy nie pokonają piratów? Bo ich nic a nic nie rozumieją
REKLAMA
REKLAMA

W USA trwa właśnie dyskusja, która może okazać się niezwykle ważna dla przyszłości Internetu – tamtejsi politycy próbują przeforsować wprowadzenie nowych, wyjątkowo restrykcyjnych przepisów antypirackich. Mowa tu o osławionej ustawie SOPA, która – w skrócie rzecz ujmując – ma pozwolić na łatwiejsze cenzurowanie treści publikowanych w Internecie oraz uprościć usuwanie z sieci stron łamiących prawo autorskie. Zaproponowane regulacje są raczej z tych radykalnych – nic dziwnego, że ich ogłoszenie zaowocowało protestami… i nie tylko.

Pojawiły się też propozycje alternatywnych przepisów – w tym nieco łagodniejszej ustawy OPEN Act. Któraś z nich pewnie ostatecznie wejdzie w życie i pewnie narobi sporo zamieszania… ale do ograniczenia piractwa żadna z pewnością się nie przyczyni. Z jednego, prostego powodu – otóż propozycje te dobitnie pokazują, że politycy absolutnie nie rozumieją, o co piratom chodzi i co jest to całe piractwo.

Propozycja, która aktualnie wydaje się mieć największe szanse na wejście w życie, to ustawa SOPA (Stop Online Piracy Act) – naprawdę radykalna i szczerze mówiąc nie dziwię się, że budzi protesty. SOPA przewiduje m.in. wprowadzenie obowiązkowego blokowania przez dostawców Internetu dostępu do pewnych witryn (blokowanie może odbywać się nawet na poziomie systemu DNS – np. poprzez kasowanie z serwerów DNS adresów konkretnych witryn, blokowanie IP itp.).

Propozycje zawarte w opisie ustawy OPEN Act są zdecydowanie mniej radykalne – autorzy projektu skupili się raczej na odcięciu piratów od wszelkich źródeł pieniędzy. Chodzi tu m.in. o wprowadzenie regulacji, które uniemożliwią pozyskiwanie środków z reklam, przekazywanie opłat od użytkowników (w przypadku płatnych serwisów itp.).

Ale tak naprawdę obie te koncepcje pokazują, że amerykańscy politycy nie mają pojęcia czym jest i jak działa współczesne piractwo. Oni wciąż zakładają, że ich „przeciwnikami” jest tu jakaś organizacja czy sieć organizacji, która skupiona jest wyłącznie na tym, by czerpać zyski ze swojej złowieszczej działalności. Chcą odcinać piratom fundusze, bo sądzą, że brak możliwości zarabiania na piractwie skłoni ich do porzucenia tego haniebnego procederu.

A przecież to działa zupełnie inaczej – nie żyjemy już w czasach dominacji zarobkowego piractwa VHS i DVD. Dziś piractwo jest zupełnie innym zjawiskiem. Owszem, operatorzy serwisów w stylu Pirate Bay są w stanie z pewnością wyciągnąć z reklam całkiem niezłe pieniądze – ale to przecież nie oni są tymi piratami, z którymi tak bardzo chcą walczyć amerykańskie wytwórnie filmowe lub fonograficzne. Nie oni kopiują, rippują i publikują w Sieci wszystkie te filmy, seriale, płyty i gry – to robią dziesiątki tysięcy anonimowych internautów, którzy z jakiegoś powodu chcą poświecić swój czas dla innych, i to bezinteresownie (choć pewnie są jakieś wyjątki od tej reguły).

Jeśli Amerykanie zdołają zabrać im Pirate Bay i wszystkie inne trackery bittorrentowe, to wszyscy ci „piraci” znajdą sobie inny sposób na publikowanie torrentów. A jak ktoś zablokuje BitTorrenta, to się pojawi coś nowego. Przecież przerabialiśmy to już kilka razy (ktoś pamięta Kazaa? Grokstera? LimeWire? BearShare? eMule’a?).

Tak naprawdę, dziwię się, że „antypiratom” chce się jeszcze grać w tę idiotyczną grę. Mogłoby się wydawać, że po dwóch dekadach totalnie bezproduktywnego kopania się z problemem piractwa powinni się już nauczyć, że skoro w Internecie da się umieścić piracki plik, to ktoś zawsze znajdzie sposób, żeby to zrobić. A zabieranie mu służących do tego narzędzi zaowocuje wyłącznie opracowaniem nowych, skuteczniejszych. Nie ważne, czy ostatecznie w życie wejdzie SOPA czy Open Act – ale jestem gotów się założyć, że ten scenariusz powtórzy się raz jeszcze.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA