REKLAMA

Rewolucja obiecana przez Killbilla to wciąż śpiew przyszłości

10.10.2011 18.46
Rewolucja obiecana przez Killbilla to wciąż śpiew przyszłości
REKLAMA
REKLAMA

Pamiętacie Killbilla, niegdyś Blupilla? Projekt, który w pewnym momencie stał się głośny przygasł na dobre kilka miesięcy. Zapowiadanej w marcu rewolucji wśród operatorów komórkowych nie widać, a wszystko toczy się takim samym tempem jak wcześniej. Killbill jednak chce wrócić, odświeżony i z nowymi funkcjami. Wszystko ładnie, tylko że wciąż nie widać potencjału tej usługi.

O Killbillu zrobiło się głośno na początku roku za sprawą dobrej kampanii reklamowej i małej afery – operatorzy grozili użytkownikom, że skorzystanie z Killbilla jest jednoznaczne z udostępnieniem hasła do konta abonenckiego, co zabronione jest w regulaminach. Media złapały temat, a sam Kilbill zyskał całkiem niezły rozgłos. Miała być wojna z operatorami. A potem nagle wszystko ucichło.

Teraz Killbill powraca w nowej odsłonie z opcją analizowania nie tylko wiadomości tekstowych i połączeń głosowych, ale również tych internetowych. Zmiany dedykowane są zwłaszcza właścicielom smartfonów, oprócz tego uproszczono również interfejs. Tylko że te wszystkie zmiany przeszły niezauważone. Wydaje się, że najlepszy czas dla Killbilla minął i przed projektem teraz ciężki czas adaptowania się i przebijania do świadomości konsumentów. To będzie ciężkie.

Killbill w założeniu ma analizować historię używania telefonu i połączeń i na tej podstawie obiektywnie wybierać najlepszą dla użytkownika. Przy okazji szerokiego startu projektu pisałam, że analiza samych billingów to nie wszystko i że przy wyborze oferty telefonicznej bierze się pod uwagę mnóstwo innych rzeczy takich jak ceny urządzeń, zasięg, jakość sieci itp. i z tej racji Killbill nie jest wyrocznią, która wskazuje jedyną słuszną ofertę.

Po tych kilku miesiącach widać też, że Killbill praktycznie nigdzie nie istnieje. Nie ma go w mediach, na reklamach, nie mówi się o nim w sieciach społecznościowych, nie poleca znajomym. Czy odświeżona oferta może to zmienić?

Nie bardzo, przynajmniej nie teraz. Killbill celuje na razie w wąską grupę odbiorców – świadomych na tyle, by mieli chęć z internetowej porównywarki ofert i nieświadomych wystarczająco, by nie umieli znaleźć dopasowanego do siebie abonamentu. Oferta nie jest skierowana do osób nieinteresujących się kompletnie ofertami i nieobeznanych w meandrach cen, bo takie osoby korzystają po prostu z tego, co proponuje im konsultant albo co widzą w reklamie. Nie trafi także do ludzi z wiedzą na temat rynku, bo oni zdają sobie sprawę ze złożoności takiego wyboru. Killbill takim ludziom może tylko czasem posłużyć za pomoc. Poza tym usługa nie jest darmowa co eliminuje skorzystanie pod wpływem chwili.

Poza tym nie wiem, jak Wam, ale mi nie udało się uruchomić analizy ani na Windowsie, ani na Ubuntu mimo że z zainstalowaną javą wszystko w porządku.

Killbillowi ciężko będzie znaleźć miejsce na rynku, zwłaszcza gdy opadł pierwszy kurz. Warto obserwować go w przyszłości, ale raczej z ciekawości niż z nadzieją na rewolucję wśród polskich operatorów.

 

P.S. Dowiedzieliśmy że, że twórca i „ojciec” projektu, Sebastian Barylski, niestety nie żyje. To zmienia postać rzeczy i wyjaśnia przyhamowanie Killbilla, więc odwołuję, odwołujemy naszą opinię i wszystkich urażonych szczerze przepraszamy.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA