REKLAMA

Ostatni kwartał Nokii przed Windows Phone głęboko na minusie

20.10.2011 16.01
Ostatni kwartał Nokii przed Windows Phone głęboko na minusie
REKLAMA
REKLAMA

Ciężko było oczekiwać, aby ogłoszone dziś wyniki finansowe Nokii za trzeci kwartał tego roku były inne. Przedłużające się przejście z Symbiana na Windows Phone oraz wielka porażka poniesiona z MeeGo sprawiły, że firma przyniosła ogromne straty (choć mniejsze niż w poprzednim kwartale) w wysokości pond 70 mln euro, sprzedając przy tym prawie 5 mln urządzeń mniej niż udało jej się sprzedać w analogicznym kwartale zeszłego roku. Jedynym segmentem, na który można patrzeć z jakimkolwiek optymizmem jest dział klasycznych telefonów komórkowch, które nieco poprawiły ogólny wynik i spodobały się inwestorom na tyle, że jeszcze przed otwarciem giełdy akcje Nokii „urosły” od 8% do 10%.

W skali rocznej fiński producent traci jednak udziały na praktycznie wszystkich wiodących rynkach i nie są to spadki, które można by przemilczeć. Europa, uchodząca do niedawna za główny rynek zbytu dla telefonów z logo Nokii, tym razem zapomniała o swojej wierności, czego dowodem była sprzedaż mniejsza o prawie 10 mln (-29%). O urządzeniach tego producenta praktycznie zapomnieli też mieszkańcy USA (sprzedaż poniżej 1mln w tym kwartale), a w Chinach zainteresowanie wyraźnie spadło (-21%). Rok do roku Finowie tracą więc grunt pod nogami i to grunt, na którym jeszcze kilka lat temu czuli się niesamowicie pewnie.

Jeśli jednak porównamy najnowsze kwartalne wyniki Nokii, do osiągnięć z kwartału poprzedniego, powyższe statystyki na papierze nie musza wyglądać aż tak źle. Wzrost sprzedaży urządzeń mobilnych, z wyjątkiem rynków rozwijających się, został odnotowany chociażby właśnie w Europie, gdzie sprzedano ponad 10% urządzeń w porównaniu do drugiego kwartału 2011. Można więc zaobserwować powolne wydobywanie się z najgłębszego kryzysu, który jednak nie zostanie najprawdopodobniej zażegnany aż do momentu udanej wspólnej z Microsoftem premiery Windows Phone.

Według wszelkich badań sukcesywnie bowiem spada globalny udział Symbiana w rynku inteligentnych telefonów komórkowych, staczając się z pierwszego miejsca na drugie, ustępując tym samym Androidowi, którego już nigdy nie będzie miał szansy dogonić. Z rok na rok Nokia nie dość, że sprzedaje zatrważająco mniej swoich smartfonów (strata roczna w wysokości 38%) to na dodatek z kwartału na kwartał sprzedaje je coraz taniej (-8% w skali roku, -2% od ostatniego kwartału). Można by oczywiście doszukiwać się plusów, w postaci chociażby niewielkiego wzrostu ilości sprzedaży w stosunku do drugiego kwartału zeszłego roku, ale przy wyraźnym spadku cen, tłumaczonym przez Nokię wzrastającym zapotrzebowaniem na tańsze smartfony, zaledwie 1% „w górę” to zdecydowanie zbyt mało. Spadek średniej ceny sprzedaży (ASP) dotknął również klasycznych telefonów, które poszybowały aż o 20% w dół w porównaniu do zeszłego kwartału o 11% i o 20% do poprzedniego roku.

Największemu jeszcze kilka lat temu producentowi telefonów komórkowych nie wszędzie jednak powodzi się tak źle. Okres przejściowy, pomiędzy Symbianem a Windows Phone udaje mu się dość skutecznie (choć wcale nie bezboleśnie) „przezimować” na rynkach rozwijających się, gdzie jego sprzedaż nieprzerwanie rośnie od kilku kwartałów. W ciągu ostatnich czterech miesięcy udało się dostarczyć na nie m.in. ponad 18 mln telefonów obsługujących jednocześnie dwie karty SIM, które podczas gdy w Europie i USA nigdy nie cieszyły się szczególną popularnością, przykładowo w Indiach są jednym z najpopularniejszych rozwiązań. I wbrew pozorom nie jest to jedynie krótkotrwały „ratunek” – Indie i podobne rynki zaczynają bogacić się w coraz szybszym tempie i producenci nie osiągający zbyt dobrych wyników w krajach zaawansowanych technologicznie, mogą próbować tam właśnie amortyzować swoje straty.

Czy Nokia tonie? Niekoniecznie. W dalszym ciągu wyniki ratuje stary „trzon” Nokii w postaci prostych telefonów komórkowych, które jak się okazuje, nadal potrafią przynieść jakieś pieniądze. Bez wątpienia tonie za to dział smartfonów, który od pewnego czasu (Samsung) lub od samego początku (Apple) stanowi najbardziej zyskowny element tego biznesu. Śmierci (przynajmniej finansowej) Symbiana można się było jednak spodziewać – Nokia już nie wiąże z nim żadnej przyszłości.

Paradoksalnie utrzymać się Nokii na powierzchni pomogli właśnie inny producenci, wycofujący się coraz odważniej (patrz: Sony Ericsson) z segmentu tzw. „dumbphone’ów”, zostawiając w nim ogromną przestrzeń dla Finów, którzy skrupulatnie ją wykorzystali. W pewnym momencie jednak wszyscy będą mieli lub przynajmniej chcieli mieć smartfona, a wtedy, jeśli Nokii nie uda się z WP7, będzie to dla niej koniec ostateczny.

Wyniki nie są więc pod żadnym względem zaskakujące – można się było spodziewać, że Nokia nie będzie w stanie poprawić zbyt wiele przed wprowadzeniem Windows Phone, który dość rozsądnie postanowiła się wdrożyć w momencie, kiedy osiągnie przynajmniej pozorną dojrzałość. W ciągu ostatnich czterech miesięcy udało się zrobić to, co było możliwe – zminimalizować straty (z 500mln do 70mln), odrzucić balast w postaci Meego, sprzedać trochę więcej zwykłych telefonów oraz rozpocząć tworzenie systemu, który miałby zastąpić wysłużone S40. Mało kto wierzy już bowiem w kolejne odsłony Symbiana, który nawet jeśli nie jest tak strasznie opóźniony za konkurencją, po prostu nie potrafi się już w żaden sposób dobrze sprzedać.

Na szczęście dla Nokii teoretycznie niewiele czasu pozostało już do wejścia w końcową fazę transformacji. W ciągu najbliższych dni ujrzymy oficjalnie pierwsze urządzenie (urządzenia) z jej logo i systemem operacyjnym Microsoftu, które powinny ostatecznie pomóc w zażegnaniu kryzysu i wyciągnąć fińskiego producenta na powierzchnie. I to właśnie od sprzedaży telefonów z WP7, a nie od tego, czy od poprzednich kwartałów zależy przyszłość Nokii. Pytanie tylko, czy partnerstwo z Nokią pozwoli Microsoftowi wyraźnie zwiększyć udział w rynku, ale na to pytanie trudno jest dziś odpowiedzieć. Jeśli jednak ten plan ostatecznie się nie powiedzie, prawdopodobnie Finowie jeszcze przez kilka lat mogą „koczować” na rynkach rozwijających się, aby potem po cichu wycofać się z tego biznesu. Innego wyboru nie mają – postawili wszystko na jedną kartę.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA