REKLAMA

Och, Carol - już nie jesteś CEO Yahoo!

07.09.2011 11.06
Och, Carol – już nie jesteś CEO Yahoo!
REKLAMA
REKLAMA

Ostatnio mam szczęście do przewidywania pewnych rzeczy – nie tak dawno, bo w lipcu, pisałem o tym, że „Carol Bartz ma coraz mniej czasu w Yahoo” i dzisiejszej nocy polskiego czasu okazało się, że pani prezes nie ma już w ogóle czasu, nawet tyle by przyjść do biura i usłyszeć o decyzji swoich szefów prosto w twarz – została zwolniona przez telefon, ponoć w ogóle się tego nie spodziewając. Rynek się chyba z kolei spodziewał, bo zareagował jednoznacznie – akcje Yahoo poszły +6% w górę. Odejście Carol Bartz raczej niczego w Yahoo nie zmieni. Wydaje się, że ten niegdysiejszy lider światowego internetu nie pozostanie długo niezależną firmą.

Carol Bartz była kuriozalnym prezesem Yahoo – przychodziła, aby wstrząsnąć firmą, zrestrukturyzować ją i rozpocząć nowe projekty, które miałyby wrócić nieco blasku niegdysiejszemu gigantowi światowego internetu, a tak naprawdę dała się poznać jedynie ze swojego bardzo niewyparzonego języka z dużą liczbą słów na literę f. Obok przekleństw nie pojawiały się żadne nowe spektakularne projekty, a i zakopywanie nierentownych przedsięwzięć było raczej powolne. Na dodatek Carol Bartz nie znajdowała zbytniego zrozumienia swoich działań wewnątrz firmy i śrubowała niechlubne rekordy niskiej akceptacji swoich pracowników schodząc do poziomu ok 30% poparcia własnej załogi. Stąd, po dwutygodniowym wewnętrznym śledztwie zarządzonym przez radę nadzorczą firmy stało się jasne, że Bartz musi odejść. Natychmiast.

Źródło grafiki: Glassdoor

Yahoo.com jest wciąż bardzo popularne. We wszystkich rankingach popularności zajmuje 4 miejsce po Google, Facebooku i YouTube. Według szacunków, z poczty Yahoo korzysta na świecie 270 milionów osób (z czego 100 milionów aktywnie), Flickr jest wciąż jednym z najpopularniejszych serwisów graficznych, a w niektórych miejscach (np. w Wietnamie) Yahoo jest częściej odwiedzane niż Google.

Radę nadzorczą najbardziej wkurzyło ponoć to, że z pozycji lidera na rynku reklamy display’owej, Yahoo spadł aż na trzecią pozycję, przegrywając zarówno z Google, jak i Facebookiem, który właśnie na reklamie display’owej próbuje budować swoją potęgę finansową. Nie widać także zbytnich rezultatów strategicznego partnerstwa z Microsoftem, które miało dać finansowy oddech spółce. Bartz nie udało się także skompensować sukcesu serwisu Flickr – to właśnie podczas jej rządów dochodziło do stopniowej marginalizacji niegdysiejszego super-cool serwisu na rzecz nowych konkurentów, na czele z Facebookiem oraz Instragram. W rezultacie zarówno przychody Yahoo, jak i cena jego akcji na giełdzie od dłuższego czasu stoją w miejscu. Prawdzie Yahoo to wciąż rentowna spółka, ale zyski na poziomie nieco większym niż 200 mln dol. kwartalnie przy takiej skali działań na pewno nie interesują udziałowców i przedstawicieli rady nadzorczej (choć oczywiście dla niejednego przedsiębiorstwa internetowego są marzeniem).

Co dalej z Yahoo? Jak czytamy w „Wall Street Journal”, rada nadzorcza zastanawia się ponoć nad zleceniem gruntownej analizy sytuacji firmy jakiejś zewnętrznej instytucji, która miała by dać odpowiedź na pytanie co robić – czy sprzedać firmę, czy jeszcze walczyć o jej wewnętrzną restrukturyzację. Próba ożywienia i odświeżenia Yahoo w całości wydaje się nie do zrealizowania. Koncern posiada kilkadziesiąt usług i skupienie się na większości z nich pochłonęłoby więcej zasobów, niż to warte. Teraz widać, że gigantyczna oferta w wysokości ponad 44 mld dol., którą swego czasu Microsoft wystosował na przejęcie Yahoo była punktem zwrotnym w historii firmy, bo gdyby doszła do skutku, to dziś udziałowcy nie mieliby problemu. Niestety zarząd Yahoo żądał wtedy od Microsoftu wyższej oferty i w końcu do porozumienia nie doszło. Z perspektywy czasu wydaje się, że to byłby dobry “deal”. Microsoft odświeżał wtedy swoje portfolio mocno stawiając na Binga, a Yahoo posiadało  rozwinięte usługi, ogromną bazę użytkowników i rozpoznawalną markę. Zamiast połączenia koncerny zawarły umowę, dzięki której Bing stał się silnikiem wyszukiwarki Yahoo w zamian za część przychodów z reklam. Tym samym stało się jasne, że jedna z pierwszych popularnych wyszukiwarek nie przetrwała próby czasu i rywalizacji z Google’em oraz Bingiem.

Dzisiaj wycena Yahoo na poziomie 44 mld dol. jest nierealna i nie wiadomo, czy Microsoft jest wciąż zainteresowany Yahoo.

A wracając do moich przewidywań – to aż strach mnie bierze na myśl, że ostatnio w „Newsweeku” pisałem, że „Ballmer musi odejść„.

współpraca: Ewa Lalik

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA