REKLAMA

Paweł Opydo: Walka stulecia - Facebook vs Google+

18.07.2011 07.10
Paweł Opydo: Walka stulecia – Facebook vs Google+
REKLAMA
REKLAMA

Największy hejter Spider’s Web w historii (ale rośnie mu już godny przeciwnik…), największy szczekacz ze wszystkich szczekaczy i jednocześnie najmniejszy prowadzący the Geek Show, bufon nad bufony, cynik nad cyniki, czyli we własnej osobie i z własnej nieprzymuszonej woli Paweł Opydo, autor bloga Playr, we wpisie gościnnym na Spider’s Web. Zapraszam.

Google rzucił rękawicę Facebookowi… No dobra, to zbyt delikatne, zupełnie jakbym pisał dla Spider’s Web. To może inaczej: Larry Page charknął głośno i napluł w oko Markowi Zuckerbergowi. Mark nie bardzo wygląda na przygotowanego na taki atak, ale na pewno już zbiera ślinę w ustach. Jakie będą efekty tej batalii? Skupmy się, wytężmy mózgi i postarajmy się to przeanalizować, mimo, że 99% nie-geekowej populacji kompletnie to nie interesuje.

Dlaczego Google+ może wygrać?

Największym plusem plusa jest to, że… nie jest Facebookiem. Dopiero przy tej okazji zauważyłem, jak bardzo ludzie potrzebują czegoś nowego. Czegokolwiek nowego. Rzucili się na G+, bo to nowe i modne. Znajomy niedawno po założeniu konta pytał wszystkich wokół: „Jesteś już na Google+?”. Nieważne, że wszystko to wygląda jak klon Facebooka. Ważne, że nim nie jest.

Swoje robi też irytacja „fejsem”. Jest masowy, są w nim wszyscy, grają w spamujące gry, jest „głośno”. To tak jakbyście poszli do Galerii Krakowskiej i mieli do wyboru kawę w McDonalds i kawę w dopiero co otwartym Starbucks. G+ jest ładne, czyste i jest na nim mniej śmiecia.

Google ma tę przewagę nad innymi, którzy chcieliby zrobić fejs-killera, że ma już spory ekosystem usług i teraz może je włączyć do nowego serwisu. Nie muszą od zera budować bazy zdjęć, mają Picassę. Nie muszą pracować nad silnikiem wyszukiwania, udostępnianiem plików ani geolokalizacją. Nie muszą budować bazy klientów ani systemu zakupu reklam. Wszystko to już mają. Wystarczy poskładać i zintegrować w jednym, nowym serwisie.

Ich przewagą jest też świeży sposób myślenia. Spójrzmy na te kręgi. Nie są niczym nowym (o tym będzie za chwilę), ale Google podsunęło je użytkownikom pod nos i kazało z nich korzystać. I co? I nagle okazało się, że każdy tego potrzebuje, że taka funkcja jest do wirtualnego życia niezbędna!

Zuckerberg ma tę cechę, że z nieznanego mi powodu wierzy w ludzką inteligencję. A to zakłada, że tworzenie zamkniętych grup bez wymagania potwierdzania członkostwa nie spowoduje zalewu spamu (spowodowało), a to zakłada, że jak ktoś będzie potrzebował pogrupować znajomych, to sobie pogrupuje. To tak nie działa.

Google+ wygląda momentami jak Facebook po redesignie. Na pierwszy rzut oka wszystko jest bardzo podobne, ale po chwili okazuje się, że opcje, powiadomienia i nawigacja są przemyślane lepiej. Tak jakby przez te wszystkie lata projektanci przyglądali się niebieskiemu portalowi a potem postanowili zrobić to samo, tylko lepiej.

Dlaczego Facebook może wygrać?

Bo ma przewagę w postaci masy użytkowników, którzy nie mają pojęcia o istnieniu Google+, a na Facebooku mają swoje kontakty, zdjęcia, blogi i fanpage. Buzz wokół „Plusa” jest jak buzz wokół Buzz (podoba mi się to zdanie). Nowe? Tylko na zaproszenia? Ekskluzywne znaczy? Jachcęjachcęjachcę!!!

W tej chwili Google+ wygląda tak, że siedzi banda blogerów i innych geeków, i masturbuje się nad listą 100 najpopularniejszych w Polsce użytkowników. Jak chłopcy w piaskownicy z linijkami.

Jasne, fajnie, że nie ma śmieciowych aplikacji, quizów i głupot. Problem w tym, że jeżeli serwis stanie się popularny to… zaczną się pojawiać. Ba, zaryzykuję stwierdzenie, że zaczną się pojawiać jeszcze wcześniej (w końcu kto pierwszy ten lepszy), skutecznie wymazując tę przewagę z pamięci użytkowników.

A nowe funkcje? Kręgi w Google+ to nic innego, jak Listy w Facebooku, tylko obudowane ładnym interfejsem. Sam wielokrotnie tłumaczyłem znajomym, w jaki sposób mogą sobie pogrupować kontakty a potem np. wysyłać statusy tylko wybranym. Sami tego nie zauważyli.

Ale czy to wielki problem? Google pokazał, że taką rzecz trzeba tępakom podsunąć pod nos. Teraz wystarczy, że Facebook… podsunie. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że gdyby teraz dodał wszystkie nowe funkcje, którymi szczyci się G+, to większość jego użytkowników nawet nie wiedziałaby, że one istniały gdzieś wcześniej.

Kto wygra?

Google ma dwa problemy w tym pojedynku. Po pierwsze, potrzebują baaardzo wiele, żeby dorównać Facebookowi. Tymczasem w drugą stronę: Facebookowi brakuje zaledwie kilku funkcji Google+, które jego programiści mogą pewnie napisać w dwa tygodnie.

Po drugie: Google stawia wszystko na jedną kartę. Wcześniejsze eksperymenty, jak Buzz czy Wave, to były „strzały”. Można było je po jakimś czasie zamknąć i nic wielkiego by się nie stało. G+ ma być jednak na tyle zintegrowane z całą resztą usług firmy, że jego „wyrwanie” nie będzie takie proste. Jeżeli się nie uda, to rana będzie bardzo duża i będzie trzeba ją leczyć bardzo długo.

Facebook też ma dwa problemy. Po pierwsze: jest Facebookiem. Jest znany, masowy i zastany. Ludzie chcą czegoś nowego. Ot tak, odruchowo, cholera wie dlaczego. To jest trend, któremu nie można zapobiec dodawaniem nowych funkcji.

Po drugie, problemem może być… mocna integracja „Plusa” z usługami Google. Do tej pory Picassa albo Blogger nie stanowiły bezpośredniej konkurencji dla Facebooka, bo nie były częścią żadnego portalu społecznościowego. Teraz są. Jeżeli Google+ może wygrać, to nie dzięki samemu serwisowi, ale dzięki temu, że od pierwszego dnia spaja on masę popularnych w internecie usług.

Jaki będzie wynik batalii? Według mnie mimo wszystko Facebook wygra. Wyjdzie z tego trochę osłabiony i z podbitym okiem (co pokaże, że wcale nie jest nieśmiertelny). Google jest w znacznie gorszej pozycji – może na „Plusie” więcej stracić, niż zyskać.

Paweł Opydo: Studiował Hodowlę Bydła Rogatego i napisał na ten temat kilka książek. Przez chwilę był na Hogwarcie, ale rzucił, żeby zostać Sithem. Czytelnicy Spider’s Web wiedzą o nim prawdopodobnie więcej, niż on sam, więc nie ma sensu się tu rozpisywać. Nienawidzi pisać o sobie w trzeciej osobie więc zawsze wtedy kłamie.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA