REKLAMA

Carol Bartz ma coraz mniej czasu w Yahoo. Microsoft już czeka?

21.07.2011 09.30
Carol Bartz ma coraz mniej czasu w Yahoo. Microsoft już czeka?
REKLAMA
REKLAMA

Yahoo i jego ekscentryczna szefowa Carol Bartz nie mają dobrych wieści dla inwestorów – przychody spadły w drugim kwartale 2011 r. o 6% do 1,08 mld dol., a najgorsze jest to, że kurczy się koronny biznes firmy, czyli reklama display’owa. Tu Yahoo ma największy problem, bo z pozycji lidera na tym bardzo perspektywicznym rynku spadł na trzecią pozycję – wyprzedza go już nie tylko Google, ale również, a może przede wszystkim, Facebook, który w ostatnich 12 miesiącach zwiększył swój udział w reklamach display’owych CPC o 74%. Jeśli więc można domniemywać gdzie leży przyczyna spadków Yahoo, to z pewnością zazdrosny wzrok pani Bartz kierowany jest w kierunku rudych włosów Marka Zuckerberga.

Zyski lekko wzrosły z 213 mln dol. po 2Q 2010 r. do 237 mln dol. po 2Q 2011 r., ale ani nie są to duże pieniądze, ani prawdziwie oddające aktualny stan biznesu Yahoo – zyski wzrosły tylko dzięki porozumieniu z Microsoftem odnośnie podziału wpływów z reklam przy wynikach wyszukiwania. Prawda jest taka, że Yahoo od lat targany jest wewnętrznymi wojnami, które skutkują nie tylko ciągłymi wymianami na kluczowych pozycjach menedżerskich, ale również związanym z tym niskim morale pracowników.

Powoli kończy się czas, w którym Carol Bartz (szefuje Yahoo od stycznia 2009 r.) miała udowodnić, że Yahoo nie jest już tylko więdnącą melodią przeszłości. Kwartał za kwartałem jej mocne stwierdzenia, że działania restrukturyzacyjne zarówno na poziomie struktur wewnętrznych, jak i pozbywaniu się nierentownych serwisów pobocznych (vide sprzedaż Delicious) zaraz przyniosą efekt w postaci powrotu do pozytywnej dynamiki wzrostów powoli tracą na znaczeniu. Wydaje się również, że porozumienie z Microsoftem na poziomie wyszukiwanie/reklama nie ma zbytniego przełożenia na wyniki firmy, bo wzrosty w rentowności są niewielkie.

Coraz częściej mówi się, że Yahoo wkrótce pozbywać się będzie tego, co jeszcze da się opchnąć: niegdyś bardzo popularny, dziś już raczej specjalistyczny niż niszowy serwis wymiany zdjęć online Flickr oraz udział w chińskiej grupie e-commerce Alibaba (Yahoo ma 43% udziałów). Pytanie co będzie jeśli wszystko zostanie sprzedane, a Carol Bartz zostanie jedynie z działem sprzedaży reklam display’owych, które przecież i tak się kurczą.

Może się więc niedługo zdarzyć i tak, że sam Yahoo będzie szukał nowego właściciela. W tym przypadku oczy świata w pierwszej kolejności zwrócone będą właśnie na partnera Yahoo – Microsoft, który po nieudanej próbie przejęcia firmy wtedy, gdy była ona dużo bardziej wartościowa, za rok czy dwa będzie mógł ją kupić za przysłowiowe „orzeszki”. A wtedy ekscentryczna pani prezes Carol Bartz nie będzie już potrzebna.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA