REKLAMA

Twitter się zmienia bo ma problem

06.04.2011 08.50
Twitter się zmienia bo ma problem
REKLAMA
REKLAMA

Nie wiadomo czy to za sprawą powrotu na łono macierzy pomysłodawcy i pierwszego szefa Twittera – Jacka Dorseya – ale Twitter się zmienia. I nie chodzi nawet o kolejne próby komercjalizacji serwisu, nad którymi ma pracować CEO firmy Dick Costello, ale o zmiany w pozycjonowaniu oraz zmiany funkcjonalne, które mają chyba za zadanie poprawić użyteczność Twittera. Może to być odpowiedź na dość niepokojące dane na temat stanu aktywności użytkowników serwisu.

Może to mylne wrażenie, ale coraz częściej wydaje mi się, że moda na samoistne serwisy mikroblogowe co nieco mija. Pożera je w głównej mierze Facebook, który ze swoim streamingiem informacji na ścianie użytkownika z sukcesem kopiuje użyteczność Twittera, czy innych mikroblogów (nie mówiąc o polskim Blipie, który sobie w spokoju dryfuje). Może Facebook nie jest jeszcze źródłem informacji dla mediów w takim stopniu jakim jest Twitter, ale i tu serwis Zuckerberga próbuje walczyć (właśnie otworzyli profil „dla dziennikarzy”). Ma jednak nad Twitterem wielką przewagę – oprócz funkcji mikrobloga, oferuje użytkownikowi dziesiątki, o ile nie setki innych możliwości.

Twitter ma jeden spory problem – dość trudną barierę wejścia nowych użytkowników. Widzę to choćby po swoim profilu – dzięki specjalnym narzędziom mogę na bieżąco obserwować kto mnie dodaje, a kto usuwa z obserwowanych. Całkiem często zdarza się, że nowi użytkownicy Twittera w jednym dniu mnie dodają do swoich obserwowanych, a dwa dni później po prostu usuwają swoje konto. Najprawdopodobniej nie udało im się przebrnąć przez pierwszy szok „a o co tu w ogóle chodzi”: jak się po serwisie poruszać, kiedy mam na początku pustki oraz kogo obserwować i jak sprawić, żeby ktokolwiek chciał obserwować mnie. Dla starych twitterowych wyjadaczy to nie problem, ale spróbujcie wytłumaczyć w dwóch sensownych zdaniach mechanizm działania Twittera (tweet, retweet, odpowiedź, cytowanie, dlaczego w streamie nie wyświetlają mi się wszystkie tweety obserwowanego, itd.) – nie jest to wcale takie oczywiste.

W ostatnim czasie „Business Insider” przyniósł dość niepokojące dane na temat Twittera. Autor głośnego tekstu Nicholas Carlson próbuje obalać tezę, że Twitter ma 175 mln zarejestrowanych użytkowników. Według Carlsona, to liczba wszystkich użytkowników, którzy w całej historii Twittera zarejestrowali się w serwisie. Jednak faktyczny stan na dzień dzisiejszy jest zupełnie inny – 85 milionów kont na Twitterze obserwuje co najmniej jednego użytkownika. To oznacza?, że aż 56 mln kont nie obserwuje nikogo. 90 mln kont nie ma ani jednego obserwującego. Takich użytkowników z pewnością nie można nazwać aktywnymi użytkownikami.

Z resztą przy nieco wyższych liczbach wcale nie jest różowo: 56 mln kont na Twitterze obserwuje 8 lub więcej użytkowników. 38 mln obserwuje 16 innych kot, a tylko 12 mln – obserwuje co najmniej 64 użytkowników. Tylko 1,5 mln kont obserwuje ponad 512 użytkowników (pytanie czy to w ogóle możliwe – obserwować 500 użytkowników; ja obserwuję 200 i dla mnie to maksymalna liczba do uważnej obserwacji).

Interpretacja tych danych może być różna. Mnie wydaje się, że te dane – jeśli oczywiście przyjąć, że prawdziwe – potwierdzają problem zrozumienia Twittera. Oficjalnie Twitter nie odniósł się do głośnego tekstu „Business Insidera”. Niemniej jednak wprowadza zmiany, które zdają się wychodzić naprzeciw opisanym w tekście problemom.

Przede wszystkim zmienia się strona główna serwisu (tzw. homepage), a na nim główny marketingowy „claim” serwisu. Zamiast „what’s happening”, czyli „co się dzieje” będzie „follow your interest”, czyli „podążaj/obserwuj za swoimi zainteresowaniami”. To istotna zmiana pozycjonująca pierwotną funkcjonalność serwisu w nieco innym kształcie niż dotychczas. Z resztą to nie pierwsza taka zmiana, bo – jak pamiętamy – na początku Twitter pytał nas „co aktualnie robisz”. Można więc powiedzieć, że nowym mottem serwisu Twitter wraca bardziej do korzeni – nacisk znowu jest na użytkownika, a nie na to co się dzieje wokół niego.

W nowej stronie głównej serwisu – oglądanej przecież głównie przez tych, którzy są nowi na Twitterze (ci, co już tu są, pozostają przecież zalogowani) – nie ma „top tweets” ani „trending topics”. Są w zamian avatary najpopularniejszych użytkowników. To znowu powrót do pierwotnego kształtu Twittera i to tu najprawdopodobniej widać rękę Jacka Dorseya.

Czy to pomoże w zrozumieniu i akceptacji Twittera przez nowych użytkowników? Czy zmniejszy się odsetek tych, którzy po tym, jak nie zrozumieją specyfiki serwisu na tyle szybko, że zniechęceni go porzucą? To się pewnie okaże w najbliższych miesiącach. Niestety – niestety, bo sam jestem zagorzałym fanem Twittera – może być jednak tak, że Twitter będzie się zwijał w kierunku niszy. Niszy, która mimo że głośna, medialna i ciągle na świeczniku dzięki temu, że to tu najgłośniej rozgrywają się ważne wydarzenia społeczno-polityczno-kulturalne w sieci, ale jednak mała i jednak nie mainstreamowa.

Resztę przejmie Facebook.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA