REKLAMA

Nie rozumiem zachwytów nad serwisem Quora

04.01.2011 09.10
Nie rozumiem zachwytów nad serwisem Quora
REKLAMA
REKLAMA

W większości przewidywań amerykańskich blogów technologicznych na temat tego, co ma się wydarzyć w 2011 r. widnieje pozycja – wystrzał popularności serwisu Quora na miarę „nowego Twittera”. Także i w Polsce rodzimi specjaliści – m.in. Grzegorz Marczak oraz Kuba Filipowski – zachwycają się serwisem. Sam miałem kilka podejść do Quory i muszę szczerze wyznać – tak jak często dość nieroztropnie zachwycam się nad rynkowymi nowinkami, tak Quorą jestem zawiedziony.

Zanim peany innych na temat Quory, krótki opis, czym serwis jest. To coś w rodzaju społecznościowej, kontekstowej wyszukiwarki. Zamiast wpisywać w tradycyjną wyszukiwarkę zapytania hasłowe i liczyć na to, że „dobry wujek Google” wyrzuci nam to, czego szukaliśmy, mamy szansę zadać pełne pytanie w Quorze (tę nazwę ciężko się odmienia przez polskie przypadki, wiem), licząc na to, że ktoś już je zadał, a ktoś jeszcze inny na nie odpowiedział. Serwis daje możliwość śledzenia odpowiedzi, więc dziś zadane pytanie i znalezione odpowiedzi możemy poszerzyć o to, co dopisze się pod tematem w przyszłości. Reszta to klasyka społecznościówek – połącz konto z Facebookiem i Twitterem, dodaj ludzi do obserwowanych, przeglądaj ich pytania i odpowiedzi.

Jak na takie innowacyjne start-upy przystało, najbardziej popularne zagadnienia związane są z branżą – o start-upach, o wynikach, o poradach biznesowych (przyp. red. nienawidzę tej całej paplaniny poradniczej, typu: jak zarobić milion; albo: jak dobierać zespół ludzi, itd.), czy ogólnie o rynku internetowo-technologicznym. W założeniu serwis ma być rajem dla blogerów, dziennikarzy czy studentów – zadaj pytanie a dana zostanie ci odpowiedź skomentowana przez innych podobnych do ciebie specjalistów. Oszczędzisz czas na „risercz”, który już ktoś wcześniej zrobił. Brzmi kapitalnie.

Jednym z propagatorów Quory jest najlepszy aktualnie, według mnie, bloger na TechCrunch – MG Siegler. W jednym ze wpisów przedstawił piękną wizję tego, czym serwis Quora miałby się wkrótce stać – Quora jest pierwszym nowym medium opisującym „to, co się aktualnie dzieje” od czasów początku bloggingu. Od ponad 10 lat ludzie polegali na blogach, które rozpoczynały dyskusje na dany temat. Od trzech lat ludzie polegają na Twitterze odnośnie tego samego. A teraz ludzie zaczynają polegać na Quorze odnośnie tego samego. Ten proces zaczyna się zazwyczaj od blogów (takich jak TechCrunch), a w końcu przedostaje się do mainstreamowych mediów. To samo stanie się z Quorą – w ciągu roku CNN będzie raportował informacje pochodzące z Quory. Dlaczego? Ponieważ to doskonałe źródło informacji.

No właśnie. Największą zaletą Quory ma być to, że to kopalnia informacji. Szczególnie dla tych, którzy szukają konkretnych informacji od razu z profesjonalnym komentarzem. Wszystko pięknie, tylko że ja tych informacji nie znajduję. Od kilkunastu dni, za pośrednictwem całkiem miłego dla oka rozszerzenia dla Chrome (działa także oczywiście na mojej domyślnej przeglądarce RockMelt), testuję serwis Quora przygotowując wpisy na Spider’s Web.

Generalnie mój „risercz” wygląda tak: odpalam większość ostatnich wpisów na dany temat ze Spider’s Web, aby przygotować historyczne tło. Następnie zadaję pytania Quorze, jak choćby przy wczorajszym tekście o Samsungu – „how many Droids has Motorola sold so far” (ile Droidów sprzedała dotychczas Motorola), czy w nieco wcześniejszym o topowych aplikacjach mobilnych w 2010 r. – „how many downloads has Instagram achieved” (ile pobrań osiągnęła aplikacja Instagram; przy okazji – to proste pytanie, bo całkiem niedawno deweloper pochwalił się milionem pobrań). I co? Ciągle Spider’s Web dostarcza mi więcej odpowiedzi niż niby rewolucyjny serwis Quora. Takie nie odpowiedziane zapytania mógłbym mnożyć. Naprawdę rzadko trafia się na jakiekolwiek odpowiedzi na Quorze.

Okey, ktoś może powiedzieć, że źle z serwisu korzystam, że powinienem bardziej przeglądać istniejące pytania i odpowiedzi. Tyle, że ja wtedy odpowiem – wolę Instapaper i serwisy wspomagające, typu: Give Me Something to Read czy Longreads. Tam też znajduję rekomendację tego co powinienem przeczytać na dany temat, na dodatek w formie jaką wolę – wyczerpującej, wnikliwej odpowiedzi.

Pomysł na serwis może jest i dobry, ale na razie w moim odczuciu Quora zawodzi w tym, do czego została powołana – nie jest po prostu doskonałym źródłem informacji. Może być w przyszłości, kiedy w serwisie więcej osób będzie dzielić się swoją wiedzą (choć serwis twierdzi, że ma już 500 tys. użytkowników), a przy okazji więcej pytań będzie zadawanych. Problem w tym, że zanim to się stanie upłynąć musi jeszcze sporo czasu, a i zadający pytania (jak choćby ja) do tego czasu się wykruszą, nie mówiąc o tym, że za chwilę będą pewnie nowe hity internetu.

A MG Siegler i jemu podobni czołowi amerykańscy blogerzy promują Quorę pewnie dlatego, że jak zauważyłem?, większość odpowiedzi pod interesującymi mnie zagadnieniami technologicznymi linkuje do? TechCrunch i im podobnym.

Ot i cała magia Quory.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA