REKLAMA

Eksperyment iPad: zakończenie. Podsumowanie testu iPad jako notebook

02.07.2010 07.10
Eksperyment iPad: zakończenie. Podsumowanie testu iPad jako notebook
REKLAMA
REKLAMA

Na początku czerwca rozpocząłem eksperyment – chciałem sprawdzić na sobie, czy iPad jest w stanie zastąpić laptopa. Dzisiaj eksperyment dobiega końca. Oto jego wyniki.

Dla przypomnienia – 8 czerwca na półkę powędrował mój MacBook. We wszystkich zadaniach miał od tego czasu zastępować go iPad. Tutaj ważne zastrzeżenie: nie zrezygnowałem z korzystania z komputera stacjonarnego. Tablet stał się moim drugim komputerem. Używanym wszędzie, tylko nie przy biurku.

To były bardzo ciekawe trzy tygodnie. iPad zdecydowanie zmienił sposób, w jaki pracuję. Co więcej – przekonał mnie ostatecznie do wymiany fotela w domowym biurze. Ale po kolei.

iPad nie nadaje się do długiej i intensywnej pracy. Jeśli jednak usunąć któreś z tych trzech słów (?długa?, ?intensywna? albo ?praca?), sprawdza się bardzo dobrze.

Intensywna praca – w moim przypadku przede wszystkim pisanie. Na ekranowej klawiaturze wbrew pozorom można napisać dłuższy tekst. To kwestia nauki i znalezienia odpowiedniej pozycji. Jest mniej wygodnie niż na laptopie, długie sesje stukania w szklany ekran to nic przyjemnego. Ale jeśli akurat masz wolne pół godziny (np. między dwoma spotkaniami), błyskawicznie uruchamiający się i ważący poniżej kilograma iPad jest idealnym narzędziem pracy.

Długa praca – czyli niekończące się spotkania, na których iPad pełni rolę notatnika. Dzięki bardzo dobrej baterii tabletu nie musiałem nigdy szukać gniazdka, ani nawet specjalnie kontrolować wskaźnika naładowania akumulatora. Wszystkie zabawy z laptopem: ładowanie dzień wcześniej, wyłączanie interfejsów bezprzewodowych, zmniejszanie jasności ekranu, itd. odeszły w niepamięci. Co za ulga. iPad ma jeszcze jedną, miłą cechę – by pokazać swoje notatki innym nie trzeba przekręcać całej maszyny.

Długa i intensywna rozrywka – czytanie, multimedia. Żaden laptop nie może równać się z iPadem pod względem komfortu czytania. To po prostu inna jakość – format tabletu jest stworzony do tego zadania. Poza tym, wspomniana już bateria. Na iPadzie znacznie przyjemniej ogląda się też filmy (zwłaszcza w łóżku albo na kanapie). Ścieżce dźwiękowej nie towarzyszy szum wiatraków.

Co to zmieniło w moim stylu pracy? Przede wszystkim pracuję więcej przy komputerze stacjonarnym. Dotąd, laptop służył mi do wykonywania części pracy również w domu. Powód był prozaiczny: niewygodny fotel przy biurku. Eksperyment zdecydowanie przyspieszył decyzję o jego wymianie. Z drugiej strony, dzięki iPadowi mogę lepiej wykorzystać wszystkie te sytuacje, w których zwykłego laptopa po prostu nie miałbym przy sobie (bo jest za ciężki, bo akurat rozładowała się bateria, itd.).

iPad jest znacznie przyjemniejszym komputerem do noszenia cały czas przy sobie. O ile laptop został stworzony do wożenia w samochodowym bagażniku, o tyle iPad doskonale pasuje do zwyklej torby na ramię.

Jest jeszcze kilka, innych miejsc, do których iPad pasuje lepiej niż laptop – to wygodny fotel, balkonowy leżak i kuchenny blat. Tablet przydaje się w domu zawsze wtedy, gdy chcesz szybko sprawdzić coś w internecie – przepis, recenzję filmu. Albo przeczytać newsy i maile przy śniadaniu.

Na temat wad iPada napisano już bardzo wiele. W trakcie eksperymentu najbardziej doskwierały mi dwie: brak flasha i niedojrzałość całej platformy.

Ta pierwsza uniemożliwiła m.in. zamówienie chińskiego dania z restauracji, której właściciel zapomniał o wersji HTML swojej strony WWW oraz sprawdzenie mapy korków udostępnianej przez TVN Warszawa. Chociaż zgadzam się z większością zarzutów pod adresem Flasha, uważam jednocześnie, że przeglądarka bez tego pluginu nie pozwala na korzystanie z internetu AD 2010 w pełni.

Jeśli chodzi o niedojrzałość. Teoretycznie, iPad to po prostu większy iPod touch – z mniej-więcej tym samym systemem operacyjnym. I tak właśnie jest, tyle że, od urządzenia z 10-calowym ekranem oczekuję trochę więcej. Chociażby możliwości wygodnej pracy z CMS Spider?s Web. Albo edycji dokumentów biurowych, które dostaję mailem, a potem odesłania ich w tym samym formacie, w którym przyszły (i niestety, rzadko kiedy jest to format iWork ?09, a zapisujący w formatach MS Office DocsToGo ma bardzo ograniczone możliwości).

Z odrzucenia przez Apple paradygmatu interfejsu WIMP i tradycyjnego systemu plików wynika wiele dobrych rzeczy (przede wszystkim to, że tablet da się wygodnie obsługiwać bez rysika), ale i sporo problemów. Wierzę, że zostaną one prędzej czy później rozwiązane. Na razie jednak iPad jest intruzem w świecie zaprojektowanym dla komputerów z myszką, dyskiem C:, pakietem MS Office 2007 i pluginem Flash.

Przez niedojrzałość platformy rozumiem również jakość pierwszych aplikacji. Są znacznie mniej stabilne i gorzej dopracowane niż ich odpowiedniki na iPhone (OK, jest parę wyjątków).

Z iPadem jest trochę jak z pierwszym iMakiem, tylko bardziej. Apple radykalnie odrzucił różne rozwiązania uważane dotąd za oczywiste (patrz: brak stacji dyskietek i portu drukarkowego w ?mydelniczce?). Dzięki temu, mógł zaoferować produkt, który znacząco różni się od tego, co proponuje konkurencja. Nie ma dziś na rynku innego urządzenia ważącego 700 gramów, pracującego na baterii 10 godzin, wyposażonego w 10-calowy ekran oraz modem 3G i kosztującego przy tym poniżej 3000 zł. Oczywiście, są netbooki Sony (Vaio X i Vaio P) oraz Nokii (Booklet 3G), tyle że żaden z nich nie spełnia jednocześnie wszystkich wspomnianych wymagań.

Co więc zrobię ze swoim MacBookiem po zakończeniu eksperymentu? Zostawię go na półce. Myślę, że przyda mi się jeszcze parę razy (zwłaszcza podczas dłuższych wyjazdów), ale na co dzień nie zamierzam z niego korzystać.

Co radzę Wam? Przyglądać się bacznie temu, co robi Apple ze swoim tabletem. Jeśli nie lubicie eksperymentów; zabaw z nożem kuchennym i jailbreak, z zakupem poczekajcie przynajmniej do momentu wydania iOS 4 dla iPada i oficjalnej premiery tabletu w Polsce (co prawdopodobnie nastąpi mniej-więcej w tym samym momencie). A najlepiej – do prezentacji kolejnej generacji sprzętu. Jeśli jednak chcecie już dziś zobaczyć, jak może wyglądać komputer osobisty za kilka lat – przypomnijcie się swojej rodzinie w USA i szykujcie karty kredytowe.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA