REKLAMA

Z archiwum: Bohaterowie są zmęczeni

09.03.2010 10.30
Z archiwum: Bohaterowie są zmęczeni
REKLAMA
REKLAMA

Dziś w ramach wykopalisk archiwalnych bloga Spider’s Web mój pierwszy tekst opublikowany w „Newsweeku Polska” w lipcu 2008 r. (a trzeci z kolei dla nich przygotowany?). „Bohaterowie są zmęczeni” przedstawia dwie wielkie postaci świata tech: Billa Gatesa i Steve’a Jobsa, którzy w 2008 r. stali na rozdrożu swoich karier. Czytając ten tekst dzisiaj prawie dwa lata po publikacji widać, że wszystkie pytania dot. Steve’a Jobsa pozostają otwarte. Wciąż nie ma na nich odpowiedzi, a w moim odczuciu są kluczowe jeśli chodzi o przyszłość firmy Apple na rynku. Pytania o Steve’a Ballmera również pozostają otwarte, choć? w dwa lata po jego debiucie u sterów Microsoftu mamy już chyba czytelny obraz jego sposobu zarządzania firmą?, nieprawdaż?

Gates i Jobs to dwie największe postaci świata nowych technologii. Wśród pokolenia trzydziestoparoletnich szefów Google, Yahoo, MySpace, AOL, czy Flickr, traktowani są jako ci, którzy stworzyli świat komputerów i oprogramowania, podwaliny ich sukcesu. Od zawsze w opozycji do siebie, od zawsze w nieustannym wyścigu o palmę pierwszeństwa, od zawsze kompletnie różni. Dzisiaj życie rzuca ich na rozstaje dróg. Gates znajduje się tam z własnej nieprzymuszonej woli; Jobs może nie mieć wyboru.

Bill Gates od zawsze był wizjonerem, naukowcem (chociaż bez formalnego tytułu) ubranym w szaty biznesmena. To wybitny myśliciel, filozof głoszący swe teorie w dobie postmodernistycznego świata nowych technologii. Steve Jobs to z kolei artysta z maniakalnym uwielbieniem dla prostoty i detalu. To mag negocjacji biznesowych i jedyny człowiek na świecie, który powalił na kolana trzy z największych rynków na świecie: informatyczny, filmowy oraz muzyczny.

Czas biegnie jednak nieubłaganie także dla nich. Gates oficjalnie przechodzi na emeryturę biznesową 1 lipca 2008 roku, co zresztą zapowiadał od 10 lat. Jobs, po przebytej w 2004 roku chorobie nowotworowej musi powoli myśleć o swoim następcy w Apple.

Gates to dzisiaj bardziej filantrop i polityk, obywatel świata, którego głównym celem jest zbawienie ludzkości. Gotów jest rozdać swoją 50 miliardową fortunę byle by zostawić świat trochę lepszym, niż jest teraz. Jobs to ciągle rekin biznesu, z radością pożerający nowe rynki. Z niekłamaną satysfakcją ogłosił właśnie nowy cel ? rynek telefonii komórkowej powodując popłoch wśród wiodących graczy na rynku.

Gates opuszcza Microsoft jedynie fizycznie. Jego spuścizną dla producenta Windows pozostanie na zawsze rozpoznawalność i utożsamienie z produktami koncernu z Redmond. W oczach przeciętnego konsumenta komputer to Windows, a Windows to Gates. Ta zależność jeszcze długo będzie największym handicapem Microsoftu. Gates opuszcza Microsoft w burzliwym okresie, ale to ostatni krok drobiazgowo zaplanowanego procesu, który zaczął się cztery lata temu. Wiosną 2004 r. Gatesowie zaczęli rozmawiać o tym, że gdyby Bill zwiększył swoją rolę w Fundacji Billa i Melindy Gatesów – i ofiarował jej nie tylko swoje dolary, ale także intelekt – mógłby ocalić lub polepszyć życie wielu ludziom. Gates sformalizował ten ruch w czerwcu 2006 r., kiedy Microsoft poinformował o dwuletnim procesie odchodzenia założyciela, mającym się zakończyć właśnie teraz.

Ewentualne odejście Jobsa związane z chorobą oznaczałoby katastrofę dla Apple. Wycena rynkowa firmy Apple i jej marketing sukcesu oparte są w 100% na tym charyzmatycznym wizjonerze branży nowych technologii. Jak bardzo obrazuje fakt spadku wartości akcji Apple o ponad 4% w ciągu dwóch dni po ostatnim keynote Steve’a Jobsa (słynne przemówienia szefa Apple, na których prezentuje nowe produkty i usługi), tylko dlatego że wyglądał na ?wychudzonego i zmęczonego?. Historia nabrała rozpędu na tyle, że oficjalne siły PR firmy Apple w postaci rzecznik prasowej Katie Cotton zdementowały oficjalnie plotki o nawrocie choroby nowotworowej szefa Apple, tłumacząc kiepski wygląd Jobsa ?przeziębieniem?, w co branża i inwestorzy raczej nie uwierzyli.

W pewnym sensie Steve Jobs sam jest winien takiej sytuacji. W 2003 r. nie poinformował opinii publicznej o chorobie nowotworowej, na którą cierpiał. Przez 9 miesięcy, kiedy prezes Apple próbował alternatywnych metod leczenia, władze spółki ukrywały informację o jego chorobie. Dopiero po udanej operacji usunięcia złośliwego raka trzustki 31 lipca 2004 r., świat poinformowany został o zagrożeniu życia Jobsa. Wtedy też dowiedzieli się o tym sami pracownicy Apple.

– W ten weekend przeszedłem udaną operację usunięcia raka z mojej trzustki – napisał Jobs w e-mailu do pracowników Apple. – W sierpniu będę dochodził do siebie; oczekujcie mnie w pracy we wrześniu.

Świat nowych technologii zamarł i po raz pierwszy zaczął zastanawiać się nad tym, czy „istnieje życie bez Steve’a Jobsa w Apple”. Uświadomiono sobie, że ten najbardziej charyzmatyczny wizjoner branży nowych technologii jest osobą śmiertelną. Kult, który otacza współzałożyciela Apple, nie zapewni mu bowiem fizycznej nieśmiertelności. Próżno rozglądano się za kimś, kto mógłby go z powodzeniem zastąpić. Jobs zbyt zdominował nie tylko firmę Apple, którą wydobył z finansowej zapaści po powrocie w 1996 roku, ale również rynek, który nieustannie oczekuje od niego nowych wspaniałych rozwiązań technologicznych. Jobs utożsamiany jest z firmą Apple i jej powodzenie na rynkach finansowych oraz konsumenckich zależy głównie od tego, co powie, jak się zachowa i co zaprezentuje.

Odejście Gatesa z Microsoftu właśnie teraz można traktować jako jeszcze jeden z serii bieżących kłopotów firmy zarządzanej aktualnie przez Steve’a Ballmera. Wprowadzenie na rynek nowego systemu operacyjnego Windows Vista to marketingowa i konsumencka tragedia. Microsoft wypuścił go o kilka lat za późno, bez obiecywanych wcześniej istotnych funkcji, a system działa tak kiepsko, że stała się rzecz bez precedensu: klienci domagają się od producentów komputerów, by sprzedawali nowe komputery ze starszym systemem – Windows XP. Microsoft dynamicznie traci udziały w amerykańskim rynku komputerów osobistych, głównie na rzecz Apple, które swoją strategię opiera na konotacji ?Mac fajny ? Windows nie fajny?. No i jest jeszcze Google. Microsoft tak fatalnie konkuruje z internetowym gigantem z Mountain View w Kalifornii – zarówno pod względem popularności wyszukiwarki internetowej, jak i reklamowych dochodów, na jakie owa popularność się przekłada – że próbował przejąć portal Yahoo za blisko 50 mld dolarów. Bez powodzenia. Po tej porażce już wiadomo, że internetowa strategia Microsoftu wymaga poważnych zmian, na które wcale się nie zanosi. Tymczasem próba wrogiego przejęcia pchnęła Yahoo w ramiona Google’a. Prezes Jerry Yang podpisał bowiem z głównym rywalem Microsoftu umowę na obsługę części reklam wyświetlanych przy wynikach wyszukiwania.

Ale mimo problemów z wizerunkiem, Microsoft jest silniejsze niż kiedykolwiek. Wystarczy spojrzeć na liczby. Przychody firmy z Redmond wzrosły o 18% we właśnie zakończonym roku fiskalnym 2008 (w czerwcu). Zysk netto skoczył jeszcze bardziej, o 27% do 18 miliardów dolarów! Czy o firmie z takimi wynikami można mówić w kategoriach jakichkolwiek porażek? Microsoft jest dzisiaj niczym perpetuum mobile, samonapędzająca się maszynka do robienia pieniędzy. Z Gatesem, czy bez, szybko się to nie zmieni.

Pozostaje jednak pytanie, czy Microsoft jest w stanie konkurować równie skutecznie bez swego założyciela. Steve Ballmer, który w 2000 r. przejął prezesurę od Gatesa po 20 latach spędzonych na wysokich stanowiskach kierowniczych, jest przekonany, że tak. Okres przejściowy był trudny dla obu stron. Jak twierdzi Ballmer, dopiero po pewnym czasie udało się ustalić kto ma więcej, a kto mniej do powiedzenia. Ale po trudnym okresie przejściowym Ballmer dobrze radzi sobie za sterami samodzielnie. Zresztą przecież Gates nie znika z powierzchni ziemi – przez jeden dzień w tygodniu będzie urzędował w Redmond (jednak w symbolicznym geście Ballmer zajmuje gabinet Gatesa, zmuszając Billa do założenia tymczasowego kantorka gdzieś dalej). A co będzie jeśli Gatesa całkowicie pochłonie praca nad szczegółami mikropożyczek dla krajów Trzeciego Świata i przestanie odbierać telefony od Ballmera? – Damy sobie radę – zapewnia Ballmer. – Gdyby naprawdę powiedział „W przyszłym roku nie poświęcę ci ani minuty”, poczułbym się źle. Ale firma dałaby sobie radę.

Ballmer będzie kierował spółką, zaś jeśli chodzi o nadzór specjalistyczny, lukę po Gatesie będą musieli wypełnić dwaj przywódcy techniczni, którzy podzielą się obowiązkami. Craig Mundie, w Microsofcie już od 16 lat, będzie częściej występował publicznie i zapanuje nad długoterminowymi projektami z dziedziny edukacji, opieki zdrowotnej i nad oprogramowaniem dla przyszłych superpotężnych komputerów. Skupi się też na fundamentalnych technologiach, takich jak mikroprocesory czy infrastruktura. Ray Ozzie – pionier branży oprogramowania (to on wymyślił program pocztowy Lotus Notes), który trafił do Microsoftu w 2005 r., kiedy ten przejął jego spółkę Groove – będzie udzielał się raczej wewnętrznie i opracuje strategię internetową na najbliższe kilka lat.

Apple nigdy nie było silniejsze niż teraz. iPod zmienił sposób w jaki słucha się muzyki; iTunes jest największym legalnym sklepem z plikami cyfrowymi na świecie; komputery Mac notują najwyższe udziały w rynku w historii, a iPhone wyznacza kierunek rozwoju telefonii komórkowej. Tyle tylko, że dobra passa może się bezpowrotnie skończyć jeśli zabrakłoby nagle Steve’a Jobsa.

Kto mógłby go zastąpić? Być może Jonathan Ive, główny projektant firmy Apple, którego projekty (iMac, iPod, iPhone) z miejsca stają się ikonami masowej popkultury. Żaden z pozostałych wiceprezesów Apple nie cieszy się takim uznaniem mediów i fanów jak właśnie Ive. Niektórzy nazywają go nawet „małym Stevem Jobsem”, choć wydaje się, że na wyrost. Jonathan Ive nie ma bowiem drygu medialnego, chęci i umiejętności promocji własnej osoby w środkach masowego przekazu. Woli komunikować się ze światem za pomocą swoich projektów, które stają się wyznacznikami rozwoju branży w następnych latach. Jonathan Ive nie ma chyba nawet ambicji zostania numerem 1 w Apple. Anglik z pochodzenia kupił właśnie posiadłość w swojej ojczyźnie i chyba z nią wiąże swoją przyszłość.

Najbardziej naturalnym, ale zarazem najmniej oczekiwanym przez rynek i media kandydatem jest numer dwa w Apple, jej szef operacyjny, Tim Cook, który z powodzeniem zarządzał firmą podczas nieobecności Steve’a Jobsa w 2004 r. Cook wydaje się być namaszczony przez samego Jobsa:

– Ludzie mówią: o Boże, gdyby Jobsa przejechał autobus, Apple miałoby kłopoty. Nie sądzę, żeby tak było. Mamy w Apple wspaniałych ludzi. Zrobiłem Tima Cooka szefem operacyjnym i oddałem mu dywizję Maka. Radzi sobie wyśmienicie – mówił niedawno Jobs w wywiadzie dla NBC.

Problem w tym, że Cook wydaje się być kompletnym przeciwstawieństwem Jobsa. Mało przebojowy, z kiepską aparycją, nie przekonujący podczas wystąpień publicznych, czasami wręcz przynudzający. Tim Cook zapewne radzi sobie doskonale w zamkniętych szczelnie przed opinią publiczną biurach Apple, ale przy porywającym tłumy Jobsie wypada niezwykle blado.

Na pewno na uwagę zasługuje Scott Forstall, nowy wiceprezes odpowiedzialny za oprogramowanie iPhone’a. Jego rola w Apple ciągle rośnie, a zważywszy na fakt, iż według analityków za dwa lata iPhone może generować 30% przychodów koncertu z Cupertino, w najbliższych latach Forstall może wyrosnąć na naturalnego następcę Jobsa. Podczas keynote wypada zaskakująco dobrze, choć ciągle brakuje mu niekonwencjonalnych zagrań, zaskakujących zwrotów akcji, które porywałyby tłumy wielbicieli Apple.

Steve Jobs może mieć jeszcze przed sobą długie lata życia i przewodnictwa firmie Apple. Ma dopiero 53 lata, a samo Apple ma świetlane perspektywy wobec problemów Microsoftu z nieakceptowanym systemem operacyjnym Vistą oraz iPhone’owi, który stoi na progu globalnego boomu porównywalnego z iPodem w pierwszych latach 21 wieku. Jego kiepska kondycja podczas niedawnego keynote w czasie konferencji WWDC może rzeczywiście być związana z chwilową niedyspozycją. Utrata wagi może być czymś naturalnym dla kogoś, kto przeżył raka trzustki. Według niemieckich naukowców, każdy kto przeszedł operację usunięcia raka trzustki może przechodzić cukrzycę, refluks, wrzody żołądka, nietolerancję dla dużych posiłków, a nawet awersję do różnego rodzaju pokarmu. Pacjenci po raku trzustki tracą od 5 do 10% procent masy ciała, a waga stabilizuje się dopiero po kilku latach od zabiegu.

– Jest niewielka grupa pacjentów, którzy po zabiegu mają notoryczne problemy z utratą wagi i energii. Często trudno jest nawet stwierdzić dlaczego – mówi Dr Filip Perek z Uniwersytetu Południowej Karoliny, który wykonał ponad 100 operacji raka trzustki metodą „Whipple” (tą, którą operowany był Jobs). – Ale jeśli będą aktywni i dobrze zarządzali swoją dietą, nie ma przeszkód, żeby prowadzili normalne życie.

Jobs nigdy publicznie nie wypowiadał się na temat swojego życia po operacji usunięcia raka trzustki. Nie ma więc pewności, czy jego aktualne problemy mają z nią związek. Nie ma również podstaw, aby stwierdzić, czy jego choroba nowotworowa nawróciła się, czy nie. Warto jednak stawiać pytania o ewentualną sukcesję po Steve’ie Jobsie. Apple jest bowiem spółką publiczną, której wyniki zależą w głównej mierze od charyzmatycznego prezesa. Wybór następcy Jobsa będzie dużo większym problemem Apple w nadchodzących latach niż powodzenie jakiekolwiek jej produktu.

A co będzie robił teraz Bill Gates? Ma pewne konkretne pomysły, wielkie i małe. Jedną z jego obsesji jest szczepionka na AIDS. Gates był rozczarowany, kiedy podczas prób klinicznych okazało się, że obiecujący preparat koncernu Merck jest nieskuteczny. Gates zdaje sobie jednak sprawę, że jego rola filantropa będzie zupełnie inna niż rola króla oprogramowania. – Nikt nie organizuje wielkich targów dotyczących malarii, więc nie ma mowy o tym, że do jakiegoś miasta przyjedzie 50 tys. ludzi, którzy będą powtarzać: „No, niedługo przemówienie Billa na temat malarii” – wyjaśnia.

– To może być większa zmiana niż mu się wydaje – mówi Paul Allen, wspominając własne odejście z Microsoftu w 1983 r. – Człowiek nie zawsze ma świadomość jak dramatycznie zmienia się jego życie, kiedy okazuje się, że od jego codziennych decyzji przestaje zależeć los innych ludzi.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA