REKLAMA

Jest, czy nie ma efektu halo, czyli scena makowa w Polsce

09.12.2009 13.03
Jest, czy nie ma efektu halo, czyli scena makowa w Polsce
REKLAMA
REKLAMA

Miałem ostatnio okazję posprzeczać się z kimś ważnym na polskiej scenie makowej o tzw. efekt halo wokół iPhone’a. No, może posprzeczać to zbyt mocne słowo, ale na pewno przedstawić odmienne zdanie. W skrócie można powiedzieć, że ja uważam, że efekt halo iPhone’a działa i będzie działać w Polsce, natomiast mój interlokutor twierdził, że go nie ma i nie będzie.

Na czym polega „efekt halo”? To fenomen przyciągania użytkowników danej marki (w tym przypadku iPhone’a) do innych marek tego samego producenta (w tym przypadku głównie do komputerów Mac). Zadowolony użytkownik iPhone’a zainteresuje się komputerem Mac, z którym łączy go nie tylko ten sam pomysł na system operacyjny, ale także filozofię marki (jeśli odpowiada mi to, co oferuje iPhone, może odpowiadać mi także to, co oferuje Mac), jej pozycjonowanie (skoro iPhone jest produktem skrojonym na miarę moich potrzeb, to może Mac również) oraz wartości emocjonalne (skoro czuję więź emocjonalną z moim iPhone’m, to może będę ją czuł także z Makiem).

Firma Apple to przykład chyba najlepszego przywiązywania klientów do swoich marek na rynku technologicznym. Poprzez budowę zamkniętych ekosystemów, jak na przykład połączenie iPoda z iTunesem, iPhone’a (iPoda touch) z AppStore, czy komputera (fizycznego) Macintosh z systemem operacyjnym Mac OS X, Apple zręcznie przemyca cały worek wartości emocjonalnych, które wylewają się na tego, kto „wdepnie” choćby w jeden z nich. To przecież jeden z podstawowych wyznaczników sukcesu marketingowego, a co za tym idzie biznesowego Apple.

Istnienie fenomenu halo wokół iPhone’a w Stanach Zjednoczonych jest bezsprzeczne, co widać choćby w rosnących udziałach Apple na rynku komputerów (głównie tych związanych z ujęciem wartościowym rynku). Apple jest zdecydowanym liderem w niszy komputerów o wartości 1000 dolarów plus. Ma również bardzo wysoką świadomość marki.

A jak jest na rynku polskim? Czy rośnie liczba macuserów ze względu na sukces iPhone’a? Na pełen obraz sytuacji jest jeszcze chyba za wcześnie, zważywszy na fakt, że oficjalnie iPhone w Polsce jest dopiero od 15 miesięcy. Ponoć liczba sprzedanych komputerów Mac w Polsce nie rośnie ostatnimi czasy, co ma zapewne związek głównie z kryzysem ekonomicznym (a decyzje zakupowe marek premium się wtedy odkłada na później). Ponoć?, ale spójrzmy co się od tych dwóch lat na scenie makowej zmieniło?

To, że nie istnieje środowisko makowe – jak podsumował ówczesny dyskurs w głośnym felietonie Piotr Chyliński – ma dokładnie taki wymiar jak pokazano w filmie dokumentalnym MacHeads. Kiedy w 2007 r. Steve Jobs ogłaszał na Macworld nowy produkt – iPhone, co w Polsce nastąpiło w sierpniu 2008 r. przy polskiej premierze smartfonu Apple, w jednym momencie narodziła się nowa frakcja „macheadsów” – tych, którzy oszaleli na punkcie iPhone’a. I to ona przejęła najbardziej eksponowane i aktywne miejsce. Szybko powstały nowe centra wymiany informacji i myśli, które po części zastąpiły stare źródła. Z tych starych ostali się tylko ci najwięksi, którzy szybko dostosowali się do nowych realiów (albo ich użytkownicy skutecznie to wymusili). Szarlotka, która kiedyś definiowała to, o czym się o Makach i Apple w Polsce mówiło, dziś zepchnięta została na prawie niezauważalny margines. MyApple, które przez moment było miejscem wszystkich specjalistów „od Maka” w Polsce, straciło ich przez ignorancję właściciela i zarządców. Dziś MyApple to wciąż największe forum Apple w Polsce, ale zdecydowanie najwięcej dzieje się na nim w temacie: jak zhackować iPhone?a. Ci specjaliści od Maka, którzy opuścili MyApple albo się wycofali i aktualnie w ogóle się nie udzielają, albo założyli firmy około-makowe i coś tam sobie dłubią, albo są, ale już tylko obserwują.

Fachowość od MyApple skutecznie przejęło „Moje Jabłuszko„, ale z racji bycia miesięcznikiem, wykluczone jest z bieżących, codziennych dyskusji (a strona istnieje zbyt krótko, aby ocenić jej potencjał). Najciekawsza dyskusja przeniosła się więc na blogi, których powstało wiele. Te, które już istniały, jak na przykład Fotogenia, Apple Blog i po części Makowiec odebrały starym źródłom najciekawsze debaty. iPodInfo przejął użytkowników iPoda, a później (szczególnie na początku) użytkowników iPhone’a. Powstały silne MacKozer oraz Bushman-Editing, z których ten pierwszy opisywał (teraz nieco zmienił charakter) tony makowego oprogramowania, a ten drugi dostrzegł potencjał w krótkich notkach o iPhone kierowanych do najmłodszego użytkownika. Ciągle radzi sobie nieźle Mój Mac, który ostatnio również otworzył się na iPhone’a. Jest Moridin z garstką własnych czytelników. O sobie nie wspominam, bo mi nie wypada. Co ciekawe, pojawiają się też blogi korporacyjne, takie jak Applemania, czy ostatnio iPhoneGuru. Oprócz tych powyżej, jest jeszcze co najmniej kilkanaście mniejszych blogów.

Jaki ma to wszystko związek z efektem halo iPhone’a? Taki, że nikt mi nie wmówi, że rozkwit „applemanii” w Polsce, który obserwujemy nie tylko poprzez liczbę serwisów, blogów i for na temat Apple, ale także na ulicach, gdzie nie sposób nie dostrzec użytkowników iPhone?a na każdym wręcz rogu, nie będzie miał przełożenia na wzrost liczby macuserów. To się jeszcze dopiero kształtuje, iPhone ciągle jest na fali wzrostowej zainteresowania, ale kiedy jego użytkownicy już go dokładnie zeksplorują, zainteresują się także Makiem. I go kupią.

Tyle, że na nowa fala macuserów, to zupełnie inna będzie od tej, którą znają starzy macuserzy. Nie gorsza – inna. Ale to już temat na zupełnie inną dyskusję.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA