REKLAMA

Smartfon co się roamingowi nie kłaniał

18.08.2009 22.14
Smartfon co się roamingowi nie kłaniał
REKLAMA
REKLAMA
Są takie kraje w Europie, gdzie złowroga Unia nie prostuje bananów, nie mierzy ogórków suwmiarką i nie łamie świętych zasad wolnego rynku narzucając biednym operatorom głodowych stawek za roaming (przesłanie głosu na odległość tysiąca kilometrów to wszak przedsięwzięcie na miarę lądowania na księżycu, 4,9 zł za minutę takiego połączenia jest więc ceną dumpingową).

W tegoroczne wakacje trafiłem właśnie do tej, nieunijnej, Europy. Przed wyjazdem powziąłem mocne postanowienie nieużywania ajfona. Raz, że biała obudowa mojego 3G kłuje w oczy i mocno przyciąga amatorów cudzej własności. Dwa, że biorąc pod uwagę stawkę za przesyłanie danych (1,5 zł za 50 KB albo 100 zł za pakiet… 3 MB), nowoczesny smartfon staje się po prostu bezużyteczną zabawką. Bez dostępu do sieci może być co najwyżej przenośną konsolą do gier. Ale to nie dla mnie, bo gier nie lubię. Poza tym, nie po to jadę na wakacje, żeby ścigać się w Motochaserze. Drogowych emocji i tak miałem pod dostatkiem (Polacy nie są może mistrzami bezpiecznej jazdy, ale nasze drogi krajowe zwykle kończą się poboczem, a nie urwiskiem).
Karta SIM trafiła do niezniszczalnej Nokii 1200, a ajfon przyjął rolę samochodowego odtwarzacza MP3. I pewnie wytrwałbym w swojej ascezie, gdyby nie uwiódł mnie bezpłatny hotspot w hostelu. Po przejrzeniu spamu i upewnieniu się, że w te wakacje wieloryb nie zbłądził do Wisły oraz że żaden rodak pod moją nieobecność nie bił matki kiełbasą krakowską, przyszedł czas na prawdziwą zabawę. Z dziką radością zadzwoniłem do Polski ze Skype, płacąc za każdą minutę konwersacji całe osiem groszy polskich z VAT, czyli jakieś 60 razy mniej niż przewiduje to cennik mojego operatora.
Niech mi ktoś teraz powie, że nie warto brać smartfonu na wakacje.
REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA