Recencja książki "Travels in the Scriptorium" Paula Austera
Paul Auster to jeden z najwybitniejszych przedstawicieli współczesnej literatury amerykańskiej. Literatury czasu wyczerpania, ponowoczesności, postmodernizmu. Wszystkie jego książki są pewnego rodzaju "wyczerpaniem", próbą dowiedzenia, że sztuka (i jej forma) dotknęła już pewnego rodzaju granicy rozwoju. I nie jest to żaden zarzut, tylko stwierdzenie i akceptacja pewnego stanu rzeczy. Jak nikt, Auster potrafi poruszać się w palecie dostępnych stylów, aranżacji, paralelnych rzeczywistości. Bo sposób Austera na współczesny przekaz sztuki jest właśnie ukryty w zabawie formą.
I taka jest właśnie ostatnia książka autora nowojorskiej trylogii, "Travels in the Scriptorium". Kluczem do zrozumienia przesłania jest... naprawdę dogłębna analiza tytułu. Ta nowela to swego rodzaju zapis myśli kreacji, niekończących się połączeń między neuronami w mózgu podczas tworzenia. To zabawa w powstawanie i związane z tym frustracje, ślepe uliczki, krótkie fascynacje i porzucenia.
Jak zwykle książki Austera można czytać i rozumieć na wielu paralelnych płaszczyznach. I każdy będzie miał rację; ten kto zrozumie ciąg wydarzeń dosłownie i ten, który doszukiwać się będzie lingwistycznych zawiłości i odniesień do minionych dokonań literatury (Kafka?).
Jak zwykle również książka Austera to kilka powieści naraz. Różnopoziomowe światy łączą się, przenikają tworząc mozaikę i kolaż wrażeń. Dosłownie tak samo, jak współczesny świat i spojówka człowieka przyzwyczajona do ciągłego zappingu pośród nieskończonych kanałów telewizyjnych i stron internetowych.