REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

Frank Underwood: drań, którego kochamy

Frank Underwood powrócił w 5 sezonie House of Cards. Jeśli myśleliście, że nie może być jeszcze bardziej zły, podstępny i bezwzględny... to bardzo się myliliście. Zresztą już sam koniec 4 serii zapowiada, że będzie działo się tylko gorzej: Frank i Claire chcą siać postrach i zapowiadają terror.

31.05.2017
15:22
Frank Underwood - House of Cards - 5 sezon
REKLAMA
REKLAMA

Frank Underwood to jedna z tych postaci, z którą mam problem. A właściwie - paradoksalnie - problemu nie mam z nim, a z emocjami, jakie we mnie wywołuje. Gdyby się zacząć zastanawiać, jakimi epitetami moglibyśmy go określić, na początek przychodzą mi do głowy pierwsze dwa: tyran i... cóż, prawdziwy skurwiel. Jeśli byśmy poszli dalej, dodałabym: despota, bezwzględny szantażysta, kłamca, człowiek brutalny, niegodzący się na kompromisy i taki, który świetnie, ale kosztem innych wykorzystuje sytuacje. Ale też morderca, makiawelista i egocentryk.

A mimo to, znając jego wady i wiedząc o strasznych czynach, których się dopuścił, nie potrafię stracić doń sympatii.

Jest w tej postaci coś takiego, co wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Przerażenie? Też, owszem. Ale Frank Underwood przede wszystkim fascynuje. Jego czyny są straszne, ale to z jaką gracją udaje mu się uniknąć ich konsekwencji, budzi podziw. Oczywiście, że to przysłowiowe dążenie po trupach do celu. Ale to dodaje jakiejś pikanterii. Gdybym miała spotkać się z prawdziwym Francisem oko w oko, pewne uciekałabym, gdzie pieprz rośnie.

Ale kreacja aktorska to zupełnie co innego. A Franka Underwooda za srebrną szybką łatwo pokochać. Łatwo ulec jego czarowi. Dlaczego?

Nie bez znaczenia jest bardzo charakterystyczne dla House of Cards tzw. "burzenie czwartej ściany". Ten zabieg filmowy polega na bezpośrednim zwracaniu się do widza, czyli odrzuceniu założenia, że bohaterowie nie widzą, że są oglądani przez publiczność. Francis wielokrotnie zwraca się do nas, czyli do wszystkich widzów House of Cards, komentując to, co dzieje się na ekranie. Mówi o swoich motywacjach, taktyce, dzieli się z nami swoimi przemyśleniami.

Fakt, że Underwood nawiązuje z nami bliską więź... łechce nasze ego. Oto stajemy się powiernikami (zakładnikami?) jego sekretów. Wiemy o myślach, z którymi nie dzieli się czasem z własną żoną. To przyjaciele mówią sobie takie rzeczy, z jakich zwierza nam się Underwood. Co więcej, wprowadzając nas do swojego świata nie tylko obdarza nas zaufaniem, ale także... komplementuje nasz intelekt. Wie, że zrozumiemy to, co ma na myśli. Wie, że ma nas po swojej stronie. A jeśli nam coś wprost tłumaczy, to robi to z sympatią.

Nawet jeśli Frank jest okrutny, a jego czyny przez nikogo nie mogłyby być nazwane moralnymi, posiada szereg zalet. Jest konsekwentny. Stara się tworzyć związek partnerski z Claire, chociaż jego złe nawyki z pracy dają o sobie znać. Jest dowcipny, co bez wątpienia przekłada się na sympatię do niego. Osoby mniej charyzmatyczne docenią jego siłę, pewną dyplomację i to, że jest wytrwały. Choć środki, jakie wykorzystuje i decyzje, które podejmuje, mogą budzić sprzeciw, nie można mu odmówić, że jego skuteczny. I że wie, czego chce, a o to wcale niełatwo.

Co ciekawe, ten urok Underwooda jest tak silny, że potrafi przyćmić nim swoje wady i wyglądać na bardziej niewinnego niż reszta jego politycznych przeciwników. W 5 sezonie House of Cards obserwujemy walkę Underwooda z Conwayem, który także stara się o stanowisko Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Obaj są cwani, nieznośni i - co warto powtórzyć - bezwzględni. A jednak Conway nie budzi takiej sympatii jak Underwood, choć wydawałoby się, że ma większe do tego podstawy. Jest młody, przystojny, jest dobrym ojcem. To się chyba nazywa "dobra manipulacja", panie Underwood?

REKLAMA

Miłość do Franka Underwooda jest trudna i okupiona cierpieniem.

Najlepiej wiedzą o tym jego bliscy współpracownicy i... Claire. To oni muszą zmagać się z nim na co dzień i poniekąd brać pewną odpowiedzialność za jego czyny. Moja sympatia do Franka kończy się tylko na śledzeniu jego dalszych losów. I całe szczęście...

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA