REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Audiobooki

„Zero” to nie jest ostrzeżenie przed przyszłością. To przygotowanie nas na to, co nadejdzie już jutro

Przegraliśmy tę wojnę, nim zdaliśmy sobie sprawę, że w niej uczestniczymy. Ponieśliśmy klęskę w batalii o nasze dane, własnoręcznie oddając je na tacy największym technologicznym korporacjom. Nie państwu. Nie samorządowi. Nie służbom specjalnym. Prywatnym firmom, kierującym się prywatnymi interesami. „Zero” wybiega o kilka lat w przyszłość i pokazuje, jakie będą tego konsekwencje.

22.03.2016
19:23
Zero to nie ostrzeżenie przed przyszłością. Ona już nadeszła
REKLAMA
REKLAMA

Nie mam żadnego zamiaru ostrzegać was o niebezpieczeństwie umieszczania danych w sieci. Nie chce mi się już pisać o zgubnych konsekwencjach dzielenia się z platformami społecznościowymi waszymi zainteresowaniami, pasjami, miłościami, porażkami i sukcesami. Na ostrzeżenia oraz apele już i tak jest za późno o dobrych kilka lat. Początek XXI przejdzie do historii jako czas zniszczenia prywatności i anonimowości. Dzisiaj każdy wie o każdym, a globalna wioska zamieniła się w globalny bazar danych. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę Marc Elsberg, autor świetnego „Blackoutu”.

Dzisiejsze pytanie nie powinno brzmieć „jak uchronić swoją prywatność?”. Na to już za późno. Teraz musimy się już tylko zastanawiać „jak zostaną wykorzystane moje dane?”.

Ktoś bardzo mądry powiedział kiedyś, że najcenniejszym surowcem i dobrem XXI wieku będzie informacja. Nie stal, nie złoto ani nie ropa. Nawet nie krzem. Informacja – pierwsze w naszej historii niematerialne dobro, które może rzucić na kolana całe państwa i mocarstwa. To dzięki informacji można zniszczyć polityka, wyciągając na światło dzienne jego kompromitującą przeszłość. Dzięki informacji o lokacji przeciwnika można wysłać rakietę, wygrywając bitwę bez ani jednego żołnierza. Dzięki informacji władze państw potrafią tak porozstawiać swoją flotę, jak w oknie przeglądarki rozstawiają się reklamy, maksymalizując siłę oddziaływania.

facebook mentions 2 class="wp-image-54784"

Chociaż „Zero” to fikcyjna opowieść, jej akcja dzieje się w przyszłości widocznej na wyciągnięcie ręki, gdzie tacy liderzy technologii jak Facebook, Google, Apple czy Microsoft wprowadzają na rynki kolejne urządzenia inwigilacji – inteligentne okulary, tanie smartwatche i tak dalej. Chociaż autor nie podaje oryginalnych nazw firm, tylko technologiczny troglodyta nie rozpozna odniesień do rzeczywistych korporacji i wydarzeń na rynku nowych technologii. W takim otoczeniu Marc Elsberg umieszcza postać Cynthi Bonsanth – dziennikarki starej szkoły, która wciąż korzysta z archaicznej komórki, razem z czytelnikiem dopiero wchodząc w świat technologicznego szaleństwa.

Cynthia Bonsanth prowadzi własne dziennikarstwie śledztwo w sprawie morderstwa. Bardzo szybko okazuje się, że bestialski akt powiązany jest w ogólnoświatową platformą społecznościową FreeMe. To na niej internauci obdzierają się z prywatności, w zamian za poczucie akceptacji, a także porady dotyczące kariery zawodowej, życia rodzinnego i tak dalej. FreeMe to taki wielki brat, który na wszystko na świetną odpowiedź. Aby ją dostać, wystarczy tylko podać wszystkie dane na swój temat… Brzmi znajomo, prawda?

Jak łatwo przewidzieć, temat FreeMe przerasta technologicznego dinozaura, jakim jest Cynthia Bonsanth. Tutaj z pomocą dziennikarce biegnie tajemniczy haker Zero. Żaden tam wykopowy Annonymous, ale prawdziwy ekspert w swojej dziedzinie, który włamał się między innymi do kamer samego Białego Domu. Z tytułowym Zero przy boku, Cynthia coraz silniej wikła się w niebezpieczną grę, która zaczyna zagrażać jej życiu. Najwyraźniej ktoś na samej górze nie chce, aby pewne kompromitujące dane wydostały się na światło dzienne. W końcu to „oni” mają monopol na informacje.

„Zero” znacznie różni się od „Blackoutu” tego samego autora. Mniej tutaj długich opisów i procedur, więcej kryminału i dynamizmu.

Marc Elsberg postanowił zadowolić wszystkich tych, którym „Blackout” wydał się zbyt szczegółowy, zbyt drobiazgowy i zbyt specjalistyczny. Trochę szkoda, bo przecież właśnie w tym tkwiła największa siła publikacji tego autora. Teraz Austriak robi ukłon w stronę mniej wymagającej klienteli, głodnej intensywniejszej akcji i filmowych bohaterów. Mimo tego, „Zero” wciąż jest na tyle konkretne, że stanowi coś więcej niż tylko kolejny kryminał.

BLACKOUTMorgen ist es zu spaet von Marc Elsberg class="wp-image-46555"

Mógłbym teraz napisać banalny frazes, że nowe dzieło Elsberga to świetna przestroga dla wszystkich poruszających się po Internecie, korzystających ze smartfonów, posiadających konta w bankach i tak dalej. Nie będę wam jednak wciskał tanich banialuk. „Zero” to nie ostrzeżenie. To raczej próba pogodzenia się ze światem, w którym znajdziemy się za rok, dwa, albo pięć. Naprawdę nie więcej. To nie tyle ostrzeżenie, co terapia szokowa. To przygotowanie na to, co przyjdzie i co czeka nas wszystkich. Bez wyjątku. Nie myślcie sobie, że będzie od tego ucieczka.

Właśnie dlatego warto posłuchać audiobooka czytanego przez Tomasza Sobczaka.

„Zero” jest pierwszym dziełem, po jakie sięgnąłem, korzystając z abonamentowej oferty Storytel. Razem z audiobookiem „Blackout” to absolutna pozycja obowiązkowa dla wszystkich tych, którzy czytają sPlay oraz Spider’s Web. Nie przesadzam. To jest książka o nas. Dla nas. Jeżeli zamierzacie przetestować Storytel, koniecznie sprawdźcie omawianą pozycję.

REKLAMA

„Zero” nie jest najlepszym audiobookiem, jaki miałem na słuchawkach. Na całe szczęście przeciętne i rzemieślnicze wykonanie w całości ustępuje treści, która jest bardziej aktualna, niż kiedykolwiek wcześniej. Z „Zero” spędziłem kilka ostatnich wieczorów, pochłaniając 14-godzinny materiał w ekspresowym tempie. Naprawdę zalecam zaaplikowanie sobie takiej technologicznej piguły przed tym, co nadejdzie jutro. A że nadejdzie, możemy być stuprocentowo pewni.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA