REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

Apokalipsa zombie wreszcie dosięgnęła Polskę. "Szczury Wrocławia. Chaos", Robert J. Szmidt - recenzja sPlay

Po cieszące się na Zachodzie zombie rodzimi autorzy sięgają nieczęsto. Pełnokrwistej apokalipsy z udziałem żywych trupów, rozgrywającej się na ulicach polskich miast, chyba jeszcze u nas nie było, stąd "Szczury Wrocławia" jawią się jako dzieło interesujące. Tym bardziej, że reklamowane są jako "literacki eksperyment", w którym autor "uśmierca" swoich czytelników. Niestety Robert Szmidt nadto skupił się na tym właśnie elemencie, zdecydowanie mniej uwagi przykładając do konstrukcji atrakcyjnej fabuły.

07.05.2015
14:52
Apokalipsa zombie wreszcie dosięgnęła Polskę. Szczury Wrocławia. Chaos, Robert J. Szmidt - recenzja sPlay
REKLAMA
REKLAMA

Jest rok 1963. We Wrocławiu szaleje epidemia czarnej ospy. Zarażonych umieszcza się w izolowanych, zamkniętych ośrodkach, gdzie znajdują się pod stałą opieką lekarską i... strażą, na wypadek gdyby któremuś z nich przyszło samowolnie je opuścić. To właśnie owe izolatoria stają się pierwszymi ogniskami zarazy.

W niewyjaśniony sposób wirus mutuje, zabijając swoich nosicieli, którzy następnie... ożywają, kierowani wiecznym głodem, nakazującym im wysysać życiową energię z innych stworzeń. Żywe trupy są wyjątkowo trudne do ubicia, ponado by zarazić się wirusem wystarczy drobne skaleczenie. W ciągu zaledwie kilku godzin powstają tysiące zombie, których niepowstrzymana fala zalewa całe miasto.

W zasadzie cała, przeszło 500-stronicowa książka, poświęcona jest opisowi kolejnych etapów rozwoju apokalipsy – od niewielkich grup zombie szturmujących ogrodzenia izolatoriów po niemal doszczętną zagładę Wrocławia. Pod tym względem – to trzeba Szmidtowi oddać - „Szczury Wrocławia. Chaos” potrafią się obronić i mogą się podobać. Rozgrywające się wydarzenia obserwujemy z perspektywy kilkunastu postaci, otrzymujemy zatem bardzo kompleksowy obraz sytuacji.

Śledzimy to, co o rozprzestrzeniającej się zarazie wiedzą zwykli obywatele, walczący z zombie milicjanci i żołnierze oraz decydenci, przygotowujący plany obrony miasta i uporania się z tym niecodziennym problemem.

Cały szkopuł polega na tym, że większość z nich bardzo szybko ginie. Ów „literacki eksperyment” zaprezentowany w pierwszym tomie „Szczurów Wrocławia” polega na tym, że autor wylosował kilkaset fanów swojej twórczości, których na kartach powieści uśmierca na różne, makabryczne sposoby.

I jest to bez wątpienia fajny pomysł, szczególnie, jeżeli udało wam się trafić na tę listę, ale po pewnym czasie staje się nużący, a cała ta książka zaczyna jawić się jedynie jako pretekst, by pozbawić życia kolejnego bohatera.

Szczury-Wroclawia-Chaos

Fabuła przeskakuje więc z jednej postaci na drugą, z jednego miejsca na kolejne, pozwalając czytelnikowi być świadkiem postępującej apokalipsy. Jeśli oglądając filmy bądź czytając inne książki z zombie w roli głównej zastanawialiście się, w jaki sposób doszło do rozprzestrzenienia się zarazy, „Szczury Wrocławia” zawierają odpowiedź bardzo kompleksową. I mniej więcej do połowy byłem takim podejściem do tego tematu oczarowany, potem niestety zacząłem się nudzić.

„Szczury Wrocławia. Chaos” to książka napisana zgrabnie, którą czyta się lekko, ale niestety - niewciągająca.

REKLAMA

Osadzenie jej w swojskich realiach, w czasach PRL-u, humor, plastyczny język, puszczanie oka do czytelnika i generalnie sporo dobrych pomysłów - to wszystko jej niewątpliwe zalety, za sprawą których spodoba się ona niewąskiemu gronu fanów zombie.

Niestety czegoś jej brakuje. Może choć jednego bohatera, któremu można by dłużej pokibicować, może jakiejś pasjonującej historii rozgrywającej się na tle tych wydarzeń – czegoś, co sprawia, że chce się śledzić dalszy rozwój akcji.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA