REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Noc w Muzeum

Jeżeli masz nieznośnie męczące młodsze rodzeństo/kuzynostwo, dzieci, które raz po razie doprowadzają cię do stanu skrajnego wyczerpania, a psychiatra zarobił krocie na twoich załamaniach nerwowych, to wybierając się z dzieciarnią na Noc w muzeum zyskasz w najgorszym wypadku spokojne popołudnie, a w najlepszym - ciekawie spędzony czas.

11.03.2010
14:03
Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Nie ukrywam, że na film wybrałem się głównie ze względu na walczące we mnie, skrajne stanowiska. Z jednej strony gdy na ekranie pojawia się Ben Stiller, którego miłośnicy komedii kojarzą z naprawdę udanych kreacji w "Poznaj mojego tatę", "Starsza pani musi zniknąć" i "Nadchodzi Polly" oraz Robin Williams, co to potrafiłby z expose premiera Kaczyńskiego zrobić fantastycznie zabawny skecz, musi być przynajmniej zabawnie, z drugiej zaś... cóż - film, w którym eksponaty z muzeum ożywają na noc w wyniku działania starożytnych czarów wydawał się, przyznacie chyba, kiczowaty już w samych założeniach. W ostatecznym rozrachunku Noc w muzeum to niezłe, familijne kino, idealne na sobotni wypad z rodzinką do pobliskiego multipleksu.

REKLAMA

Życie, życie jest nowelą

Zawiązanie akcji nie należy do specjalnie oryginalnych. Oto Larry Daley znalazł się na kolejnym, życiowym zakręcie. U boku żony, z którą rozwiódł się jakiś czas temu, pojawił się nowy mężczyzna. Co więcej szefostwo sprawiło mu niezbyt przyjemną niespodziankę w postaci zupełnie niespodziewanego wypowiedzenia. Nie chcąc opuszczać miasta (a przede wszystkim ukochanego synka) za chlebem - Larry przyjmuje posadę stróża nocnego w pobliskim Muzeum Historii Naturalnej. Przybytek okazuje się być naprawdę interesujący. Zwiedzający mogą podziwiać zarówno wypchane zwierzęta, jak i woskowe figury postaci historycznych, makiety z miniaturowymi figurkami Rzymian i Azteków oraz idealnie zrekonstruowany szkielet T-Rexa. Gdy jednak zwiedzający opuszczają muzeum, a zegar wybija 12, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wszystkie figury ożywają, a Larry rozpoczyna walkę o własne być, albo nie być.

Woskowy prezydent

To jednak nie koniec. Prawdziwym wyzwaniem okazuje się nie tyle przeżycie jednej nocy w towarzystwie rwących się do bitki figurek, krwiożerczych bestii i postaci prosto z kart historii Stanów Zjednoczonych, ale utrzymanie tego miejsca przez kolejne dni. Dzięki radom prezydenta Roosvelta, własnej determinacji oraz pomocy poprzednich stróżów nocnych sytuacja Larry'ego w jakimś stopniu się poprawia. Przynajmniej do chwili, gdy...

Życie jest jak pudełko czekoladek

Cóż, więcej zdradzić nie chcę i nie mogę, bo mijałoby się to z celem. Cały obraz jest nie tyle rzeczywiście śmieszny, co szalenie optymistyczny i radosny, dzięki czemu, choć gagów w naturalnym tego słowa znaczeniu nie znajdzie się tu wiele, uśmiech nie opuszcza widza niemal przez cały czas. Warto zwrócić uwagę na trzymający w napięciu, mistrzowski finał w starym, dobrym stylu i szalenie przesłodzony, ale przez to idealnie wpasowany w konwencję, Happy End przez wielkie "H".

Habeus Adamczyk!

W pracach nad lokalizacją wziął udział jeden z najpopularniejszych aktorów, polskich ostatnich lat - Piotr Adamczyk, który podłożył głos pod zmęczonego życiem Daleya. Warto też wspomnieć o niezłej kreacji Lucyny Malec. O ile momentami dawało się wyczuć jakiś tam brak synchronizacji ust z wymawianymi kwestiami, to w porównaniu choćby do recenzowanego ostatnio Eragona - niebo, a ziemia. Cieszy również całkiem szczęśliwy dobór głosów. Jedyne, do czego można się przyczepić to tendencja do "ziomalizowania" dialogów, którą zespół polonizacyjny zaprezentował wpychając wszędzie pseudo-młodzieżowe zwroty i zdrabniając pieszczotliwie jakie tylko imię się da. Brawa należą się za kilka rodzimych akcentów.

REKLAMA

Wojownik znikąd

Noc w muzeum to 100 minut rozrywki dla całej rodziny na całkiem wysokim poziomie. Dość wyraźnie widać inspirację Jumanji i choć Joe Johnston, reżyser tegóż, może spać spokojnie, bo do jego kultowej komedii Nocy w Muzeum wciąż daleko, ogląda się ją przyjemnie. W chwili, gdy kino pełne jest mocno przereklamowanych gniotów, warto się wybrać na produkcję nie aspirującą do miana kultowego obrazu, ale zapewniającą naprawdę sporo autentycznej frajdy.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA