REKLAMA

Tylko Windows XP, Foobar, IRC, eMule i "stara Opera" - na pewno masz takiego kolegę

Czasem ludzie mają problem z pogodzeniem się z nieubłaganym losem i przejściem na drugą stronę. W kulturze masowej, literaturze, kinematografii, takie osoby często określa się po prostu "duchami". My w redakcji Spider's Web nazywamy ich od pseudonimu jednego z naszych stałych czytelników i komentatorów.

20.04.2017 19.10
Tylko Windows XP, Foobar, IRC, eMule i „stara Opera” – na pewno masz takiego kolegę
REKLAMA
REKLAMA

Nie będę ukrywał, że jego komentarze były inspiracją do powstania tekstu i że ten nasz stały, przesympatyczny czytelnik stał się w redakcji - ze względu na swoje bardzo konserwatywne poglądy - swego rodzaju memem (tak, tak, my też was obgadujemy za plecami). Ten specyficzny rodzaj konserwatyzmu nie jest u niego aż tak znowu unikalny, ponieważ prawie każdy z nas zna przynajmniej jedną osobę, która bardzo przywiązała się do rozwiązań sprzed lat. Za bardzo.

Rekordzista - Maciej Gajewski - zna faceta, który na co dzień pracuje na Amiga OS. Ja z takich skrajnych przykładów znam - żeby daleko nie szukać - Macieja Gajewskiego, który nadal używa Windows Phone.

Ale mam też kolegę, który na przykład uważa, że wszystko, co wydarzyło się powyżej Windows XP to upadek systemów operacyjnych i nie przemawia do niego argument o tym, że Windows XP był dziurawy jak sito (szczególnie w wykorzystywanej przez niego wersji gdzieś sprzed Service Pack 1), a projektowano go w czasach, kiedy internet w komputerze był tylko opcją. To zamożny prawnik, ale jego telefon to Samsung Galaxy Ace 2. Uważa, że poza lepszym aparatem flagowce nie mają do zaoferowania nic ponad to.

I ten nasz czytelnik to taka mojego kolegi wersja "hardcore".

Pisząc artykuły na redakcyjnym Slacku często w żartach piszemy jak podsumuje to nasz stały komentator, a on przychodzi i i tak wyprzedza nasze oczekiwania. Wszyscy jesteśmy zaskoczeni, że w ogóle czyta Spider's Web, bo jego zegar biologiczny ewidentnie wskazuje web.archive.org i dobreprogramy.pl tak mniej więcej z przełomu 2003 i 2004 roku.

Chłopak za wszelkie zło tego świata uważa Facebooka i nie potrafi zrozumieć, dlaczego ludzie nie komunikują się już tak intensywnie za sprawą Gadu Gadu. Streaming to zabawa nie dla niego, ponieważ Foobar zaspokaja wszelkie jego potrzeby. Dotykowe laptopy? Do piachu! Apple musi się w końcu nauczyć robić sensowny interfejs, bo jeszcze im się nie udało. Normalni ludzie nie potrzebują czytnika linii papilarnych w telefonie, a w ogóle to telefon powinien mieć maksymalnie 3,5 cala, no chyba, że ktoś ma palce specjalnej troski. Netflix chociaż trochę się stara, ale (...)

Wybaczcie jeśli powyższa lista wydaje się trochę chaotyczna, ale leciałem z pamięci, a potem od góry przez kilka z kilkunastu tysięcy komentarzy utrzymanych w podobnym tonie.

Osobiście uważam się za konserwatystę w tej pajęczej sieci technologicznej.

Nie kupuję bańki startupowej, większości pomysłów - Google Glass, Kinecty, VR-y, crowdfundingi, smartwatche, etc. - nigdy nie wróżyłem jakiejś przesadnie pięknej kariery. Ale jest jednak spora różnica w negacji rozwiązań innowacyjnych, spośród których (co zrozumiałe) dominująca część się nie przyjmie (i się nie przyjęła), a negacją rozwiązań popularnych, lubianych i cenionych.

Tymczasem w tego typu klatce technologicznej własnych nawyków i przyzwyczajeń żyje przynajmniej zauważalny procent osób związanych z technologią. Mogą to być programiści, którzy od lat korzystają tylko z archiwalnej i niewspieranej wersji Debiana ("wtedy to umarł prawdziwy Linux"), a na dodatek odmawiają przeglądania internetu przez cokolwiek innego, niż jedyna prawilna Opera 12. A mogą być i z drugiego bieguna - kompletne, informatyczne dwie lewe ręce.

REKLAMA

Długo wzbierała we mnie refleksja nad takimi ludźmi.

Mam w sobie taki klasyczny dylemat, czy mamy tutaj zjawisko psychologiczne czy po prostu branżowy trend, którego nie jestem świadomy. Czy Janusz Czapliński wparowałby nam tutaj wyjaśniając, że wszystko to jest jakimś zaburzeniem, lękiem przed zmianami, desperacką tęsknotą za utraconą młodością? A może jednak jest w tym jakaś mądrość, której w pogoni za postępem nie rozumiemy?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA