REKLAMA

Koniec z podróżowaniem za darmo. Couchsurfing wprowadza nową opłatę

Nie ma darmowych obiadów. Za podróż autostopem zapłaci kierowca, za nocleg w podróży zapłaci gospodarz. Za serwery i pracę Couchsurfingu musi zapłacić społeczność.

13.03.2017 16.33
Couchsurfing wprowadza nową opłatę
REKLAMA
REKLAMA

Początek pro publico bono

Historia Couchursfingu sięga roku 1999, kiedy Casey Fenton, student z Bostonu znalazł tani lot na Islandię. Nie chciał jednak zatrzymywać się w hotelach, więc zaczął szukać alternatywnego rozwiązania. A gdyby tak skorzystać z gościnności ludzi?

Fenton włamał się do bazy danych uniwersytetu w Reykjaviku, skąd pozyskał adresy mailowe 1500 studentów. Wysłał do nich wiadomości z prośbą o nocleg i ku swojego zdziwieniu otrzymał prawie 100 pozytywnych odpowiedzi.

Podczas lotu powrotnego wpadł na pomysł założenia strony, dzięki której wszyscy mogliby podróżować tak jak on - zatrzymując się za darmo u ludzi i poznając ich sposób życia.

Teraźniejszość for profit

Szczytna idea, ale przecież ideą nie opłaci się serwerów i pracy programistów, czy administratorów przy utrzymaniu serwisu z milionami użytkowników. Po kilku wtopach związanych m.in. z utratą danych o profilach i włamaniach hakerskich, a także nieprzemijających kłopotach finansowych Fenton podjął decyzję o zmianie charakteru Couchsurfingu na organizację for profit.

Zmienił się szef, zmieniła się i polityka w stosunku do użytkowników. Wprowadzono pojęcie zweryfikowanego użytkownika, którego profil lądował wyżej w wynikach wyszukiwania. Trzeba było za to zapłacić - niewiele, bo tylko 74 zł rocznie, ale opłata była opcjonalna.

Couchsurfing w latach 2011-12 zebrał 22,6 mln dol. od inwestorów. Za te pieniądze firma utrzymywała się przez długi czas, ale w 2015 roku pojawiły się doniesienia, że pieniądze się skończyły, a firma nie wykombinowała jeszcze zyskownego modelu przychodowego.

Couchsurfing stanął pod ścianą

Efekty widzimy dopiero teraz - wprowadzono ograniczenia dla bezpłatnych użytkowników.

Głównym mechanizmem działania Couchsurfingu jest wysyłanie próśb o nocleg do gospodarzy. Kiedy ma się szczęście jedna prośba w danym mieście wystarczy i podróżnik zostaje zaakceptowany. Czasami, w tak popularnych miejscach jak np. Berlin czy Barcelona, można wysłać nawet 50 próśb bez żadnego efektu. Część osób jest już zajęta albo części nie pasujemy - takie jest życie.

Teraz za darmo można wysłać tylko 10 próśb tygodniowo

Dla kogoś, kto podróżuje średnim tempem, to tyle co nic.

Za więcej trzeba zapłacić - 74 zł rocznego abonamentu.

Oczywiście nie jest to wysoka kwota - na miesiąc wychodzi jakieś 6 zł. Ja podczas swoich podróży na pewno dalej będę z Couchsurfingu korzystał i zapłacę abonament, bo dzięki niemu nie tylko podróżuję taniej, ale przede wszystkim mam możliwość bezpośredniego obcowania z mieszkańcami.

Bez Couchsurfingu nie zamieszkałbym w Indonezyjskiej wiosce, filipińskich slumsach, amsterdamskiej kamienicy z basenem w piwnicy, nowojorskim wieżowcu i birmańskim klasztorze.

Nie można żyć w bańce własnej idei - nie ma darmowych obiadów

Duża część couchsurfingowej społeczności jest zwyczajnie wkurzona. Czują się zdradzeni, ponieważ pisali się na bezinteresowną wymianę gościnności. Wielu ludzi korzysta z platformy od samych jej początków i pamięta zupełnie inne realia. Większości chodzi o ideę otwartości i wymiany dóbr niematerialnych - pokazania stylu życia lub kultury.

REKLAMA

Głęboko to szanuję, jednak apeluję o wyjście z bańki. Nawet jeśli chouchsurferzy porzucą pieniądze, to w równaniu jest jeszcze trzecia strona - platforma, a z tego co wiem Amazon nie przyjmuje opłaty za chmurę w gościnności.

Couchsurfing praktycznie nie ma konkurentów. Podobne strony jak BeWelcome, Hospitality Club czy Servant nie zbudowały podobnej skali i ich szybki rozwój wydaje się wątpliwy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA