REKLAMA

Po latach z MacBookiem zakochałem się w komputerze z Windowsem. I to jakim!

Od nieco ponad tygodnia mam przyjemność korzystać z maszyny, od której nie oczekiwałem zbyt wiele, a która zauroczyła mnie od chwili wyjęcia z pudełka. Mało tego – kompletnie zmieniła moje postrzeganie systemu Windows 10 i sprawiła, że w końcu rozumiem, o co chodzi Microsoftowi. Mowa oczywiście o Surface Pro 4.

09.12.2016 10.03
Signature Type Cover
REKLAMA
REKLAMA

Nim przejdę do właściwej części, małe tło: od dwóch lat jestem (raczej) zadowolonym użytkownikiem MacBooka. Jednak teraz, kiedy przyszedł czas na zmianę maszyny, mój mózg stanowczo sprzeciwia się wydaniu pieniędzy na nowego MacBooka Pro. Po części dlatego, że jest absurdalnie drogi, a w znacznie większej mierze z tego powodu, że oferuje bardzo niewiele w stosunku do ceny, jaką trzeba za niego zapłacić. Niestety, przeglądając ofertę innych producentów wyraźnie widać, że dla nowego MacBooka wciąż nie ma na rynku godnej alternatywy, oddającej 1:1 jego największe zalety.

Zatem w poszukiwaniu nowego komputera zwróciłem się do Microsoftu o udostępnienie mi na testy Surface Pro 4. W późniejszym czasie odwiedzi mnie też nowy Dell XPS 13, więc wypatrujcie recenzji! Cel tego eksperymentu? Przekonać się, czy faktycznie topowe maszyny z Windowsem nadal nie mają szans w starciu z MacBookiem, czy może jednak coś się zmieniło. A czy może być lepsze miejsce do startu tego eksperymentu, niż flagowy Surface Pro 4 od firmy, która odpowiada również za Windowsa 10?

Zaparzcie sobie dobrą kawę, herbatę, ziółka, otwórzcie dobrą whisky; to nie będzie krótki tekst. A teraz przejdźmy do tego, jak Surface Pro 4 może wywrócić na lewą stronę światopogląd mac-usera.

Surface Pro 4 to alternatywny wszechświat.

Zacznę od tego, że Surface Pro 4 oczywiście nie jest moją pierwszą maszyną z Windowsem 10. Regularnie testuję przeróżne sprzęty z tym systemem, ba – nawet mam w domu potężny komputer stacjonarny, na którym pracuje moja żona.

Tyle że… z każdą z tych maszyn COŚ jest nie tak. Zazwyczaj są to irytujące drobiazgi, które kompletnie rujnują przyjemność korzystania ze sprzętu dla kogoś, kto przywykł do bezobsługowości MacBooka. A to coś się zawiesza. A to Windows nagle gubi sterowniki. A to Bluetooth ma kaprysy. O fizycznym sprzęcie nawet nie wspominam, bo to w ogóle jest gabinet osobliwości – producenci maszyn z Windowsem 10 w znakomitej większości kompletnie nie potrafią robić komputerów, które nie miałyby jakichś mniejszych lub większych wad. Zawsze COŚ.

Tymczasem gdy opisywałem te problemy na redakcyjnym Slacku, znikąd pojawiał się Maciek Gajewski (który chyba ma ustawione powiadomienia na słowa kluczowe „windows” i „nie działa”), by uraczyć mnie Standardową Odpowiedzią Admina #1 – u mnie działa. Niejednokrotnie przysyłając dowody w postaci krótkiego wideo lub zrzutu ekranu.

Identyczna sytuacja dzieje się za każdym razem, gdy z Piotrkiem Grabcem narzekamy sobie na Macową wersję Worda (która – naprawdę – jest tragiczna). Wtedy znikąd pojawia się Maciek z obowiązkowym komentarzem, że nie wie, o co nam chodzi.

W końcu doszliśmy do wniosku, że Maciek po prostu żyje w jakimś alternatywnym wszechświecie, w którym Windows 10 działa bez problemu – co przecież nie jest możliwe w rzeczywistości.

Tyle tylko… że jest. Bo widzicie, Maciek Gajewski pracuje na Surface Pro 4. I teraz, kiedy sam popracowałem kilka dni na tej maszynie, rozumiem, dlaczego u niego zawsze wszystko działa. Surface Pro 4 to naprawdę alternatywny wszechświat.

Ten sprzęt to ucieleśnienie wizji Microsoftu odnośnie przyszłości komputerów. I ja w końcu tę wizję rozumiem.

Nie wiem, jakie voodoo Microsoft odprawił nad tą maszyną, ale korzystanie z niej na co dzień to czysta przyjemność. A pozwolę sobie zaznaczyć, że nie dostałem na testy maszyny z najwyższej półki – mój egzemplarz to zaledwie wariant z Intel Core i5, 4 GB RAM i dyskiem 128 GB, czyli konfiguracja, o której nigdy w życiu bym nie przypuszczał, że może działać dobrze. Tymczasem w większości niewymagających zupełnie daje sobie radę.

Owszem, gdybym zdecydował się na zakup Sufrace’a Pro 4 na własne potrzeby, musiałbym sięgnąć po topową (i koszmarnie drogą) wersję z Intel Core i7 i minimum 8, a najlepiej 16 gigabajtami RAM-u, bo tego wymagają programy, na których od jakiegoś czasu pracuję. Pakiet Adobe, niestety, przy 4 GB RAM nie dycha za dobrze, ani na Macu, ani na Windowsie.

Tym niemniej, we wszystkich innych miejscach ta konfiguracja jest zaskakująco wydajna. Szczególnie gdy używać Edge’a zamiast Chrome’a, co czynię od tygodnia i – o dziwo – jestem więcej, niż zadowolony.

Pozostałe elementy sprzętu to czysta przyjemność w codziennym użyciu (o czym za chwilę). Ekran jest naprawdę wspaniały (lepszy nawet od tego w MacBooku i – co dla mnie ważne – poprawnie skalibrowany). Głośniki grają czysto i pięknie, w niczym nie ustępując tym od Apple.

I ta klawiatura! Spodziewałem się dramatu, a jednak polubiłem się z klawiaturą Surface’a Pro 4 na tyle, że pisanie na moim MacBooku stało się katorgą. No i gładzik! Jeśli wierzyć recenzentom, którzy mieli szansę pobawić się Surface Bookiem, tylko ta maszyna ma lepszy gładzik od tego z Surface Pro 4. Jest równie dobry, jak ten w MacBooku Air (bez force touch), na gesty reaguje bezbłędnie, a to, czego Windows 10 nie obsługuje gestami gładzika, nadrabia fantastyczną reakcją na dotyk.

Nadmienię też, że to pierwsza maszyna z Windowsem, jaką kiedykolwiek spotkałem, która przez większość czasu pozostaje faktycznie bezgłośna. A dla mnie, z kilku względów, jest to kluczowe, by wiatraczki komputera włączały się naprawdę tylko wtedy, kiedy nie mają innego wyjścia. W 99 proc. maszyn z Windowsem pracują po prostu cały czas, ze zmienną intensywnością. A w Surface Pro 4, nawet gdy wiatraczek się włącza, to jest ledwie słyszalny.

Zostawmy jednak hardware – jaki jest Surface, każdy widzi. Odsyłam was do naszej pełnej recenzji, a też wrócę jeszcze z własnym podejściem w temacie, za jakiś czas.

Skupmy się na tym, jak na Surface Pro 4 działa Windows 10, który, po wielu aktualizacjach, w tym dużej Anniversary Update, spisuje się na tej maszynie po prostu cudownie.

Wszystko działa. Żadnych przycięć, bugów, problemów. Nawet Microsoft Word, który odmawia współpracy na niemal każdej maszynie średnio przy co trzecim dokumencie, na Surface Pro 4 jeszcze ani razu się nie zająknął.

Łapię się też na tym, że na Surface Pro 4 korzystam z Windowsa 10 w zupełnie inny sposób, niż na jakiejkolwiek innej maszynie.

Przede wszystkim – naprawdę używam interfejsu dotykowego. I to z nieskrywaną przyjemnością. Przewijanie stron, powiększanie zdjęć, przeróżne, drobne akcje z wykorzystaniem dotyku są po prostu przyjemne. Do tego stopnia, że… próbuję dotykać ekranu mojego MacBooka. I tylko irytuję się, gdy nic się nie dzieje.

Jeszcze bardziej zdziwiło mnie, jak często korzystam z Surface’a w trybie tabletu. Leżąc w łóżku, siedząc na kanapie, wyciągając maszynę z torby gdzieś w mieście – szybkie przeglądanie, czy sprawdzenie czegoś jesz szalenie wygodne.

Czasem nawet idąc do kuchni biorę ze sobą Surface’a, ustawiam go na podstawce i oglądam sobie wideo, gotując, lub myjąc naczynia. Co przy tak pięknym ekranie i tak dobrych głośnikach jest czystą przyjemnością.

Ba! Nigdy w życiu nie używałem stylusów – bo i po co? W moim zestawie umiejętności zabrakło miejsca na bodajże narysowanie prostej kreski. Tymczasem Surface Pen to totalny game-changer. Używam go z ogromną przyjemnością. Do notowania, zaznaczania tekstu, czy nawet rysowania po zrzucie ekranu z przeglądarki Edge. Nie mówiąc o tym, jak kapitalnie spisuje się w Lightroomie przy obróbce zdjęć, tudzież w arcygenialnej (tekst w temacie niebawem!) aplikacji StaffPad, która sama w sobie jest dostatecznym powodem, by muzyk skłonił się ku Surface Pro 4.

Surface Pro vs iPad Pro

Podsumowując tę sekcję – Surface Pro 4 to pierwsza maszyna z Windowsem, w której z taką przyjemnością wykorzystuję interfejs dotykowy. I po raz pierwszy mam wrażenie, że wykorzystuję pełnię jego potencjału.

Tak – tablety to martwa kategoria. Ale hybrydy? Teraz rozumiem, dlaczego są jedyną gałęzią rynku PC, która wciąż notuje wzrosty i dlaczego Microsoft tak przy niej obstaje.

Surface Pro 4 w jednej chwili z tabletu może przemienić się w laptop – wystarczy podłączyć klawiaturę. Dodajmy do tego jeszcze opcjonalną stację dokującą i z pomocą jednego kabelka możemy przekształcić Surface’a w maszynę stacjonarną, podłączoną do zewnętrznego monitora, klawiatury i myszki.

To sprawia, że Surface Pro 4 jest jedną z najbardziej uniwersalnych maszyn na rynku.

Jest sprzętem, który mogę w dowolnej chwili zdjąć z biurka, pójść na kanapę i oddać się bezmyślnemu przeglądaniu internetów. Albo czytaniu komiksów, co – swoją drogą – na Surface Pro 4, przy jego proporcjach ekranu 3:2, jest wspaniałym doświadczeniem.

Gdy muszę popracować – podłączam klawiaturę albo po prostu wywijam ją spod tabletu na front. I muszę powiedzieć, że kolejnym zaskoczeniem było to, jak wygodnie używa się takiej kombinacji na kolanach. Pewnie, nie jest to komfort laptopa, ale też ani razu nie stwierdziłem, by było mi jakkolwiek niewygodnie, lub by brakowało mi odpowiedniego odchylenia ekranu. Microsoft naprawdę dobrze to przemyślał.

Potrzebuję większego ekranu? Żaden problem – można wrócić do biurka, wpiąć magnetyczne złącze stacji dokującej i mamy dużą, komfortową przestrzeń do pracy. A maszyna cały czas pozostaje tak samo wydajna.

To wszystko nie znaczy jednak, że nie znalazłem w Surface Pro 4 wad.

Od tego, by nie sięgać po MacBooka, powstrzymują mnie w zasadzie tylko dwie rzeczy i może trzecia, co do której jeszcze nie mam pewności.

Dwie pierwsze to: brak iA Writera, czyli mojego ulubionego programu do pisania z macOS, oraz… notoryczne problemy z Bluetooth Audio.

Serio, Microsofcie, jest 2016 rok, a na topowej maszynie słuchawki Bluetooth albo grają bardzo cicho, albo w ogóle ich nie widać? To niedopuszczalne.

Surface Pro 4

Brak iA Writera i brak stabilnego wsparcia dla słuchawek Bluetooth – te dwie rzeczy niepomiernie mnie irytują, choć liczę, że na tę pierwszą niebawem znajdę rozwiązanie, a na tę drugą rozwiązanie w końcu znajdzie Microsoft.

Nie wiem jak będzie z trzecim problemem – czasem pracy na jednym ładowaniu. Wciąż nie mogę się zdecydować, na ile mi przeszkadza fakt, iż z Surface’a Pro 4 jestem w stanie wycisnąć max. 5-6 godzin normalnego użytku z dala od gniazdka. 7, jeśli wyłączę Wi-Fi. W porównaniu z 12-14 godzinami mojego MacBooka Air (i to w dwa lata od dnia zakupu) to naprawdę słaby wynik. Tylko że jeszcze ani razu nie zdarzyło mi się w tym tygodniu, bym potrzebował więcej, a zaliczyłem kilka wyjazdów.

Chyba bardziej irytujące jest to, że Windows 10 nie potrafi pokazać wiarygodnych wskazań baterii – przewidywania, ile zostało mi czasu do rozładowania, nigdy nawet nie zbliżają się do rzeczywistości, skrajnie zaniżając wartość. Na Macu wskazania rozładowania są zawsze bezbłędne. Zawsze.

Po tygodniu z Surface Pro 4 mam problem. Ogromnie polubiłem tę maszynę.

A to oznacza, że nie tylko Mac nie sprawia mi już takiej przyjemności, jak dotąd. To znaczy, że każdy inny sprzęt z Windowsem, jaki do mnie od tej pory trafi, będzie mimowolnie skazany na porównanie, w którym (raczej) nie będzie miał żadnych szans.

Oznacza to też, że niezależnie, czy zdecyduję się na Maca, czy na PC, czeka mnie absurdalnie wysoki wydatek, bo żadna maszyna poniżej standardu Surface’a Pro 4 nie będzie mnie satysfakcjonować. Mam jednak wrażenie, że w przypadku linii Surface przynajmniej dostaję znacznie więcej, niż w przypadku MacBooka czy innych maszyn z Windowsem – niemającą sobie równych uniwersalność, która jest bardzo istotnym czynnikiem, przy wyborze sprzętu do pracy.

Jak wspominałem, w niedalekiej przyszłości wrócę jeszcze z pełnym materiałem na temat tego, czy nadal warto kupić Surface’a Pro 4. Na razie kończę ten przydługi felieton, który – mam nadzieję – pozwoli ludziom szukającym alternatywy dla nowego MacBooka Pro spojrzeć na Windowsową stronę równania nieco łaskawszym okiem.

REKLAMA

I choć sam nadal nie wiem, czy definitywnie porzucę Maca (przy macOS nadal trzyma mnie oprogramowanie), to Surface wywrócił mój światopogląd na lewą stronę i sprawił, że decyzja o wyborze następnej maszyny do pracy stała się trudniejsza, niż kiedykolwiek.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA