REKLAMA

Powinnam być oburzona

Podobno seks-gadżet dla par, We-Vibe 4 Plus, wysyła dane o temperaturze, wibracjach i tym jak użytkownicy je zmieniają, na serwery producenta, Standard Innovations Corporation. W regulaminie aplikacji na smartfona, za pomocą której kontroluje się zabawkę, nie ma o tym żadnej wzmianki. Chciałabym, ale nie potrafię się już oburzać.

18.08.2016 12.42
we-vibe
REKLAMA
REKLAMA

Zwykła przyzwoitość wymaga, by urządzenia i aplikacje, które zbierają dane w celach analitycznych informowały o tym przy pierwszym uruchomieniu. Nawet więcej - dobrze byłoby, żeby informowały o tym przed zakupem. Niby to standardowa procedura, niby robi to niemal wszystko co jest podłączone do internetu, jednak warto, by użytkownicy mieli tego świadomość.

Tutaj sprawa dotyczy gadżetu, którego używa się w najbardziej intymnych momentach - wibrującego gadżetu dla par.

We-Vibe, gdy jest używany, co minutę przesyła informacje o temperaturze oraz o tym, jak używane są wibracje. Może to robić, bo We-Vibe sterowany jest za pomocą aplikacji na smartfona, na której można ustawiać moc wibracji dla obu części oraz zmieniać tryby wibracji. Wiem, bo sama go mam i zdarza mi się używać.

Kontrowersja dotyczy więc także mnie i doskonale zdaję sobie sprawę, że powinnam być oburzona takim ukrytym działaniem i zbieraniem informacji o moich naintymniejszych momentach i nawet o tym, kiedy i przy czym mam orgazm (pewnie z danych to widać, bo zaraz potem wyłącza się sprzęt).

Nie potrafię jednak zmusić się do oburzenia.

Przepraszam, nie potrafię. Powinnam też nawoływać do bojkotu czy świadomego korzystania ze sprzętów i aplikacji, do jakichś regulacji i tak dalej. Tymczasem jedyne co mogę zrobić, to powiedzieć wszystkim: zawsze, ZAWSZE zakładajcie, że wasze dane są gdzieś przesyłane. Nigdy nie wierzcie, że coś co jest podłączone do sieci nie zbiera czego się tylko da o was, o tym co robicie, na co patrzycie i gdzie bywacie, z kim rozmawiacie czy nawet jak uprawiacie seks.

Jeśli to coś ma WiFi, Bluetooth czy jest podłączone do sieci w jakiś inny sposób, to prawdopodobieństwo, że jakieś dane przesyłane są na jakieś bliżej nieokreślone serwery w jakimś bliżej nieokreślonym celu wynosi 99%. Pozostały 1% to chińskie podróbki i rzeczy, których twórcy są niekompetentni i pewnie i tak nie osiągną większego sukcesu.

Dane zbierane są w wielu celach, głównie marketingowych. Jednak ponieważ dane stanowią kopalnię informacji, wykorzystywane są do analizy zachowań klientów, tego co się sprawdza i tak dalej. 15 czy 30 lat temu twórcy programów i urządzeń nie mieli tak wielkich możliwości do sprawdzania, jak używane są ich produkty, dziś za to mogą obserwować niemal w czasie rzeczywistym jak używamy telewizora czy lodówki, których funkcji programu używamy najczęściej, przy czym spędzamy najwięcej czasu. To niemal bezcenne źródło informacji.

REKLAMA

Niestety to rozumiem i niestety wiem dlaczego We-Vibe przesyła informacje o tym jak go używam do korporacji, której nazwa jest niemal generyczną nazwą korporacji siedzącej w technologiach.

Powinnam być oburzona, tymczasem liczę na to, że przyszłe wersje wibratora dla par będą ulepszone na bazie danych, które dostarczyłam między innymi ja.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA