REKLAMA

To nie są słuchawki dla niedzielnych graczy. Razer Man O'War - recenzja Spider's Web

Nieczęsto trafiają do mnie słuchawki gamingowe, a już na pewno nie takie jak Razer Man O’War. Ten sprzęt niczego nie udaje – to po prostu słuchawki dla najbardziej wymagających graczy.

17.06.2016 15.50
Razer Man O'War to naprawdę ogromne słuchawki.
REKLAMA
REKLAMA

Zazwyczaj do słuchawek gamingowych podchodzę ze sporym dystansem. Może po części przez to, że bliżej mi do „casuala” niż do „hardcora”, ale głównie dlatego, że na co dzień korzystam ze słuchawek klasy studyjnej, a pod względem brzmienia żadne słuchawki dla graczy nie mogą się z nimi równać.

Należy jednak pamiętać o tym (do czego sam ustawicznie się nakłaniałem podczas testowania słuchawek Razera), że słuchawki tego typu mają bardzo konkretne zastosowanie; nie mają gwarantować jak najwierniejszego odwzorowania dźwięku, ani rozpieszczać audiofilów. Mają zagwarantować jak najpełniejsze doznania z przeżywanej rozrywki i przede wszystkim zapewnić graczom pełną immersję w świat gry.

Spoiler: Man O’War wywiązują się z tego zadania doskonale. Ale o tym za chwilę.

Mój Boże, jakie to wielkie!

Zanim któremuś z czytelników przyjdzie do głowy żart z gatunku „that’s what she said”, muszę powiedzieć, że te słuchawki naprawdę są wielkie. Ogromne. Gargantuiczne. To największe słuchawki, jakie kiedykolwiek miałem na głowie, z największymi nausznikami, jakie w ogóle widziałem w słuchawkach. Co ciekawe, przy całym swym ogromie są one zdumiewająco lekkie (375 g) i zdumiewająco wygodne.

Razer-manowar-12 class="wp-image-501861"

Wspomniane ogromne nauszniki są cudownie miękkie, tak samo jak wyściółka na pałąku. To jedne z nielicznych słuchawek, w których naprawdę mogę przesiedzieć cały dzień i nie odczuwać dyskomfortu. Jest w tym wszystkim jedno ALE – jak wspomniałem, te słuchawki są naprawdę WIELKIE. Dlatego też nie będą się nadawać dla osób z mniejszą głową, czy dla dzieci.

Na mojej głowie leżały idealnie, ale… wcale nie rozciągałem pałąka. To coś, na co naprawdę trzeba zwrócić uwagę decydując się na zakup.

Razer-manowar-5 class="wp-image-501854"

Nigdy nie obchodzę się przesadnie delikatnie z moimi słuchawkami, ale ten test Razer Man O’War również zdały z wyróżnieniem, bo są cudownie elastyczne, można je wyginać w zasadzie we wszystkie strony i nic im się nie stanie (bez przesady, oczywiście), a nauszniki obracają się tak, że można je wygodnie „położyć”, gdy ściągamy słuchawki z głowy. Nic przy tym nie trzeszczy ani nie skrzypi - jakość wykonania tych słuchawek to naprawdę najwyższa półka.

Nie da się nie zgadnąć, dla kogo są te słuchawki.

Estetyka Razera jest nie do pomylenia z żadną inną. Co osobiście bardzo lubię, przy całej swojej „gamingowości”, sprzęty tej firmy nie prezentują się odpustowo. Tak samo jest też z Man O’War; na pierwszy rzut oka widać, że to słuchawki dla graczy, ale też nie wyglądają one jak tania zabawka czy tandetnie przystrojona choinka. Jedyne, co mi się w nich nie podoba od strony wizualnej, to zastosowanie w niektórych miejscach błyszczącego tworzywa, zamiast matowego, z którego wykonana jest reszta konstrukcji.

Razer-manowar-10 class="wp-image-501859"

Cechą, która odróżnia wizualnie Razer Man O’War od innych słuchawek dla graczy jest autorskie podświetlenie Razera – Chroma, czyli diody RGB rozświetlające logo firmy na puszkach słuchawek. Możemy ustawić je w trzy tryby – ciągłego podświetlenia oraz dwa rodzaje „pulsowania”, w wybranym przez nas kolorze. Może to być razerowska zieleń, ale też spiderswebowy fiolet, czy też inna barwa z dostępnej palety. Podświetlenie jest bardzo subtelne i nie razi postronnych w ciemnościach swoją intensywnością.

Razer-manowar-8 class="wp-image-501857"

Praktycznie nigdy nie poświęcam w recenzji tyle czasu na omówienie fizycznej strony słuchawek, ale tutaj naprawdę jest sporo do opowiedzenia. Pozwólcie, że wspomnę jeszcze o pozostałych portach – w lewym nauszniku znajdziemy wysuwany, elastyczny mikrofon, pokrętło do regulowania jego czułości, włącznik słuchawek, port micro-USB do ładowania oraz diodę LED. Prawy nausznik skrywa wyciągany adapter USB do podłączenia słuchawek bezprzewodowo do komputera (nie można tego zrobić przewodowo, niestety) oraz pokrętło regulacji głośności. Wszystkie elementy są doskonale spasowane i naprawdę jakości wykonania nic nie można zarzucić.

Ale to nie koniec! W pudełku wraz ze słuchawkami, obok zwyczajowej makulatury, plecionego kabla USB do ładowania i kompletu naklejek, znajdziemy też przedłużacz USB, który nie tylko ułatwia podłączenie adaptera, ale też… wzmacnia jego sygnał. I faktycznie to działa. Zauważyłem, że słuchawki podłączone przez przedłużacz USB dłużej trzymają się sygnału i grają głośniej, niż podczas podłączenia adaptera USB bezpośrednio do laptopa.

Razer-manowar-11 class="wp-image-501860"

Podłączamy Razer Man O’War do komputera.

Ok, skoro już nacieszyliśmy się fizyczną naturą słuchawek, pomówmy nieco o procesie ich podłączenia do komputera, bo nie jest to proces typu plug-and-play. I nie bez powodu. Razer Man O’War to słuchawki odtwarzające audio 7.1, więc nie wystarczy wpiąć adaptera. Konieczne jest zainstalowanie oprogramowania Razer Synapse (jeśli macie inne sprzęty Razera, zapewne już z niego korzystacie), w którym nie tylko zarządzamy dźwiękiem i połączeniem słuchawek, ale też możemy ustawić podświetlenie, czy ustawić profil słuchawek pod konkretne tytuły.

Znajduje się tam również rozbudowany equalizer, na który Razer Man O’War reagują wyśmienicie. Bardzo często bywa tak, że słuchawki zaczynają eksponować dziwne artefakty, gdy poddamy je korekcji dźwięku w oprogramowaniu, albo w drugą stronę – EQ nic nie zmienia. Słuchawki Razera bardzo dobrze reagują nawet na najlżejszą zmianę w konkretnej częstotliwości.

Muszę jednak podkreślić, że cały czas mówimy o podłączaniu słuchawek do PC. Man O’War można także używać w połączeniu z PS4 (co czyni je bardzo uniwersalnymi), ale wtedy mamy dostęp tylko do jednego trybu podświetlenia i sygnału dźwiękowego w formacie 2.0, nie 7.1.

7.1 w słuchawkach dla graczy? Poproszę!

Nie bez powodu Razer Synapse wymaga od nas wstępnej kalibracji systemu dźwięku, aby upewnić się, że słyszymy dźwięki z właściwej strony. Kiedy już skalibrujemy słuchawki, wrażenia audio podczas rozgrywki są niesamowite. Zanim technologia Dolby Atmos rozgości się na dobre w gamingu, 7.1 to najbardziej immersywna jakość audio, na jaką można postawić. Dźwięk dobiega dosłownie zewsząd. Grając w strzelanki możemy bardzo dokładnie ocenić, czy cel zbliża się do nas z przodu, czy z tyłu.

Razer-manowar-3 class="wp-image-501852"

Gdy gramy w RPG jak np. Skyrim wyraźnie słychać, z której strony nacierają na nas wilki, albo z której strony dobiega łopot skrzydeł smoka. W grach akcji wybuchy dosłownie otaczają nas i osaczają, wciągając głębiej w rozgrywkę. Słowem – obłęd. Rozpiętość sceny dźwiękowej w Razer Man O’War przyprawia o zawrót głowy.

Również mikrofon nie rozczarowuje – brzmi bardzo czysto, głęboko, a do tego Razer działa jakieś czary na poziomie korekcji dźwięku, które sprawiają, że mikrofon idealnie przebija się przez audio z gry, jednocześnie go nie zagłuszając (można wręcz powiedzieć, że dobrze „siedzi w miksie”)

Razer-manowar-6 class="wp-image-501855"

Razer Man O’War zapewniają nam też doskonałą izolację od świata zewnętrznego – mając je na głowie na pewno nie usłyszymy mamy/dziewczyny/żony/współlokatora/kota marudzącego na to, że gramy za długo. A i oni nie będą słyszeć przesadnie wiele, bo tzw. „wyciek dźwięku” na zewnątrz jest naprawdę minimalny, głównie za sprawą tych ogromnych, miękkich poduch na nausznikach, które idealnie przylegają do głowy.

Tutaj niestety muzyczne plusy się kończą.

Do słuchania muzyki Razer Man O’War bowiem niezbyt się nadają. Po części zdradza to już ich specyfikacja techniczna: 20Hz – 20KHz to do bólu standardowy zakres częstotliwości, który zwiastuje do bólu standardowy odsłuch muzyczny. I tak jak Razer idealnie „dostroił” swoje słuchawki do potrzeb graczy, tak audiofile nie mają tu czego słuchać.

Razer-manowar-7 class="wp-image-501856"

Dźwięk jest po prostu poprawny. Na plus muszę zaliczyć mu szczegółowość i szeroką scenę. Na minus – bardzo nijakie średnie i niskie częstotliwości, a także wyraźnie „ściągniętą” górę pasma, której nie pomaga nawet podbicie w EQ Razer Synapse. To trochę rozczarowujące, bo biorąc pod uwagę rozmiar przetworników (50 mm średnicy) spodziewałem się trochę lepszej reakcji na całe spektrum częstotliwości. Słychać jednak wyraźnie, że Razer postawił na dostrojenie słuchawek pod gry, rezygnując z próby stworzenia uniwersalnego headsetu.

Reasumując zatem tę sekcję - Razer Man O’War to słuchawki wspaniale sprawdzające się w grach i podczas oglądania filmów, ale jeśli chodzi o słuchanie muzyki, wypadają co najwyżej mocno przeciętnie. Cóż, nie można mieć wszystkiego.

Bezprzewodowa wolność

Coś, o czym warto wspomnieć, to bezproblemowe, bezprzewodowe połączenie słuchawek. Gdy raz sparujemy je z oprogramowaniem Razer Synapse, łączą się zawsze i niezawodnie. Nie można też narzekać na stabilność sygnału, bo w obrębie obiecanych 12 metrów słuchawki nie mają najmniejszego problemu z utrzymaniem połączenia. I – szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że nie możemy ich podłączyć przewodowo – bardzo cieszy czas pracy na baterii, który wynosi aż 14 godzin z włączonym podświetleniem Chroma, lub 20 godzin, gdy podświetlenie wyłączyć.

Razer-manowar-4 class="wp-image-501853"

Dla mnie, który na granie ma naprawdę niewiele czasu, oznaczało to, że podczas miesięcznych testów naładowałem Man O’War raptem… dwa razy. Entuzjaści i hardcore’owi gracze będą musieli ładować je częściej, ale nadal nie będzie to uciążliwe.

Mam także jedną sugestię dla potencjalnych nabywców Razer Man O’War – zainwestujcie od razu w dobry stojak lub wieszak na słuchawki, bo – o ile nie macie ogromnego biurka – odkładanie ich na blat to średnio dobry pomysł. Naprawdę nie przesadzam, mówiąc o gabarytach tego sprzętu. Same puszki mają 6 cm średnicy i blisko 4 centymetry grubości, więc miejsca na biurku zajmują sporo. Do tego pałąk jest na tyle szeroki, że nie każdy stojak będzie w stanie go pomieścić, także jest to kolejna rzecz, na którą warto zwrócić uwagę.

Razer-manowar-2 class="wp-image-501851"

Razer Man O’War to doskonała propozycja dla graczy. Zamożnych graczy.

Za cały opisany wyżej luksus, wygodę i immersję przyjdzie nam zapłacić 899 zł. Czy to dużo? Moim zdaniem nie, biorąc pod uwagę ogólną jakość i przeznaczenie tych słuchawek. Obiektywnie jednak cena może odstraszyć wielu potencjalnych klientów, tym bardziej, że na rynku nie brakuje headsetów dobrej jakości, blisko połowę tańszych.

Nie brakuje też jednak headsetów o wiele droższych, a wcale nie lepszych.

REKLAMA

Dźwięk w formacie 7.1, do tego dostarczany bezprzewodowo, w niebywale komfortowych (choć wielkich) słuchawkach wart jest kwoty, którą Razer za niego żąda. Jeśli więc szukasz słuchawek, które pomogą ci się naprawdę przenieść w świat gry, lub/czy też posiadasz w swoim arsenale inne sprzęty Razera, to Man O’War będą doskonałym uzupełnieniem twojej stacji bojowej.

Dla "niedzielnych" graczy taki zestaw może i jest kompletną przesadą. Ale dla tych, którzy traktują gaming bardziej na serio, to propozycja, którą warto wpisać wysoko na listę zakupów.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA