REKLAMA

No i już wiemy, do czego Google'owi potrzebne są autonomiczne samochody

Do tej pory nie było oczywiste, po co Google'owi autonomiczne samochody. Owszem, z jednej strony sama technologia, licencjonowana innym producentom, mogłaby być warta miliardy. Z drugiej strony, po co w takim razie projektować niemal od podstaw cały pojazd, mając przy tym docelowo w planach oddanie pełni kontroli? Teraz już, przynajmniej najprawdopodobniej, wiemy do czego to wszystko zmierza.

16.12.2015 15.36
samochód google auto google
REKLAMA
REKLAMA

A zmierza do tego, co można było łatwo przewidzieć. Samochód Google, choć nie wiadomo jeszcze, czy w takiej formie, jak w obecnym momencie, trafi na drogi w wersji komercyjnej. I będzie miał bardzo konkretne zadanie.

Misja, przed którą stanie samochód Google, to - a jakżeby inaczej - wożenie ludzi. Tak, jak teraz robią to taksówkarze.

Pomóc w realizacji tego celu ma fakt, że dział motoryzacyjny Google'a (czy też Alphabetu) ma od przyszłego roku stać się oddzielną, niezależną firmą, skupioną właśnie na tym segmencie. Tak przynajmniej wynika z informacji, do których udało się dotrzeć dziennikarzom Bloomberga - na oficjalne potwierdzenie tej nowiny przyjdzie nam zapewne jeszcze chwilę poczekać. Przedstawiciele firmy oczywiście odmawiają na razie komentarza.

Jak łatwo się domyślić, w ślad za rozwiązaniami umożliwiającymi samochodom poruszanie się po drogach pójdą również prace nad stworzeniem rozwiązań, które umożliwią skorzystanie z ich usług. W końcu na co nam samochód Google, jeśli nie możemy z niego skorzystać? Do całego obrazu idealnie więc pasują wcześniejsze plotki, zgodnie z którymi amerykański gigant ma pracować nad odpowiednimi narzędziami, które pozwoliłyby na rywalizację z Uberem i podobnymi "aplikacjami". Owszem, Google może i ma udziały w Uberze, ale w porównaniu do gotówki, którą można na rynku zarobić, kwota włożona w Ubera wydaje się być śmiesznie niewielka.

Brak litości ze strony Google'a jest tym bardziej zrozumiały, że tej - w stosunku do swojego inwestora - nie ma też Uber. Podczas gdy Google ma już (w mniejszym lub większym stopniu gotową) technologię niezbędną do "napędzania" autonomicznych samochodów, ale nie ma pozycji na rynku transportowym, ani odpowiedniej aplikacji i systemu, Uber ma to wszystko z wyjątkiem pierwszego. Nie ma jednak wątpliwości co do tego, że właśnie w samochodach bez kierowców drzemie przyszłość i zamierza inwestować ogromne kwoty w prace nad dołożeniem ostatniego elementu do swojej, wartej miliardy, układanki.

Dla klientów taka walka to świetna wiadomość. Ale nie wszystkich ucieszy.

Wprawdzie samochód Google czy Ubera w gotowej wersji nie wjedzie na ulicę jutro ani pewnie nawet za rok, ale trzeba się liczyć z tym, że w końcu zawód taksówkarza straci jakąkolwiek rację bytu. Możemy mówić o jakości obsługi przez człowieka, o braku zaufania do maszyn, ale te wątpliwości rozwieją się prawdopodobnie w momencie, kiedy porównamy cenę za usługę w wykonaniu "ludzkim" i "maszynowym". A przecież efekt końcowy będzie absolutnie taki sam.

REKLAMA

Nie wiadomo także, jak mocno wejście tego typu pojazdów wpłynie na dotychczasowych graczy w tym segmencie. Owszem, zdecydowana większość z nich już wprowadza na rynek coraz bardziej samodzielne pojazdy, a w 2020 już prawie każdy powinien mieć w ofercie samochody określane mianem półautonomicznych. Tylko czy za kilkanaście lat (bo za kilka to jeszcze za wcześnie), faktycznie będziemy potrzebować jeszcze swojego własnego samochodu? Mogąc zamówić jednym kliknięciem z poziomu telefonu dowolne auto, które za prawdopodobnie śmiesznie niską cenę przewiezie nas z punktu A do B, nawet jeśli dzieli je spora odległość? Auto, którego zakup nic nas nie kosztuje, a jednocześnie przez jakąś chwilę jest nasze i tylko nasze. Auto, które nigdy nie jest (przynajmniej z naszej perspektywy) zepsute, i o którego utrzymanie nie musimy się w ogóle martwić? Auto, o którego parkowanie nie musimy się martwić. I w końcu auto, którego parametry są zawsze dopasowane do naszych potrzeb - do miasta małe, na wakacje większe, na przeprowadzkę jeszcze większe.

Czy w takich warunkach ludzie nadal będą pchać się do salonów "klasycznych" producentów samochodowych? Jeśli producentom nie uda się zbudować (czy może raczej utrzymać) wpajanej od lat konieczności posiadania własnego samochodu (czasem zupełnie bezsensownej), to odpowiedź jest raczej oczywista.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA