REKLAMA

W wojnie przeciwko reklamom, Apple jest jak PiS w sprawie uchodźców

Z przerażeniem śledzę kolejne etapy wojny przeciwko reklamom, którą wytoczył Apple wydając iOS 9 - wersję mobilnego systemu operacyjnego umożliwiającą instalowanie blokerów reklamowo-statystycznych. Cynizmu tu przynajmniej tyle, ile w postawie PiS-u w sprawie uchodźców.

21.09.2015 09.41
apple
REKLAMA
REKLAMA

W wielu miejscach czytam: „spokojnie, to tylko iOS, szczególnie w Polsce to wciąż margines, bo iPhone to 3 proc. sprzedaży smartfonów”.

To błędne myślenie. Apple ma niesamowitą moc sprawczą. W 9 przypadkach na 10 jest tak, że to, co Apple wprowadza jako herezję rynkową, za lat kilka, najczęściej trzy, cztery sezony staje się standardem rynkowym.

Nie wierzycie? Wystarczy przypomnieć sobie publiczny list Steve’a Jobsa przeciwko technologii Flash. W kwietniu 2010 r., gdy był wydawany, w głowie się nie mieściło, by Flash mógł mieć jakiekolwiek problemy poza głosami kilku apple’owych klakierów. Dziś wiemy, że Flash to w zasadzie umarła technologia.

Można sobie również przypomnieć pierwszego MacBooka Air w 2008 r. bez napędu optycznego, co było odbierane jak obraza dla klientów, którzy mieli dostawać wybrakowany produkt. Dziś zdecydowana większość notebooków wydawanych na rynek pozbawionych jest stacji dysków CD. Mogę się założyć, że za 3, 4 lata większość nowo wyprodukowanych notebooków pozbawionych będzie jakichkolwiek portów - tak jak ma to miejsce dzisiaj w ślepo krytykowanym MacBooku.

Dziś Apple chce się pozbyć z iPhone’ów „uporczywych reklam”, które psują przyjemność korzystania z mobilnego internetu.

Cel - na papierze - piękny. Sam, mimo iż jestem wydawcą internetowym, jestem przeciwko agresywnym reklamom, autoodtwarzającymi się spotom, czy bannerom zasłaniającym tekst. Ale nie łudzę się, że Apple’owi chodzi li tylko, albo przynajmniej przede wszystkim, o moją przyjemność z obcowania z internetem na iPhonie i iPadzie. Świetnie wyjaśnił o co chodzi tytułem swojego tekstu redaktor naczelny Verge’a Nilay Patel pisząc: Witajcie w piekle: Apple vs. Google vs. Facebook i powolna śmierć Sieci.

Niech nikt nie myśli, że jest inaczej. Najgorsze w tym jest to, że Apple walczy z konkurentami na rynku w sposób podobnie cyniczny, co PiS z PO wykorzystując sprawę uchodźców.

Postawę PiS-u i jego szefa Jarosława Kaczyńskiego doskonale zobrazował w dzisiejszym tekście na blogu Antymatrix Edwin Bendyk:

Dokładnie ten sam manewr stosuje Apple.

W zohydzonej twarzy mobilnych reklam, które zmuszają użytkowników iPhone’ów do „sprzedawania swojej prywatności”, cel jest jeden: nie pozwolić, by Google, Facebook i inni giganci internetu zarabiali na mobilnych reklamach i statystykach generowanych przez posiadaczy sprzętu mobilnego od Apple. Bo za jednym zamachem, w którym Apple wspaniałomyślnie pozwala swoim klientom wyciąć reklamy, wycina też dostęp do danych statystycznych, chociażby tak podstawowych jak Google Analytics, za pomocą którego nie tylko zliczane są statystyki serwisów, ale segmentowany jest rynek mediów internetowych.

O tym, że sprawa nie jest zero-jedynkowa, jak próbuje ją pokazywać Apple, dobrze wie Marco Arment - gwiazda na scenie deweloperów oprogramowania na iOS. Arment stworzył jedną z pierwszych hitowych (płatnych) aplikacji blokujących reklamy i skrypty na iPhone’a, po czym po tygodniu jej obecności w App Store wycofał ją. Mimo, iż - jak pisze Arment na swoim blogu - byłby to pewnie punkt zwrotny w jego karierze, źle się czuł z tym, że to on miałby być arbitrem, co należy wycinać z kodu, a co nie.

O tym, że nie chodzi tu tylko o reklamy, dobitnie przekonuje też postawa CNET.com - serwisu, który jako pierwszy zdecydował się aktywnie walczyć przeciwko blokerom stosowanym przez Apple. Gdy wejdzie się na strony CNET-u z włączonym adblockiem na iPhonie, wyświetli się następujący komunikat:

IMG_3070-359×640

Co ciekawe, po wyłączeniu blokera, wcale nie wyświetla się reklama. Chodzi o to, by wydawcy serwisu mogli pozyskać informacje statystyczne o odwiedzających, co stanowi główną kartę przetargową w rozmowach z reklamodawcami. To podstawa funkcjonowania mediów newsowych. Zniszczenie tego to dla Apple’a efekt uboczny walki rynkowej.

A że jest to walka o rynek doskonale pokazuje choćby dzisiejsze „ekskluzywne wydanie” głównego materiału miesięcznika „Wired”, które jest dostępne tylko i wyłącznie na… Apple News. Filantropijny przypadek? Myślę, że wątpię.

14326-9795-Screen-Shot-2015-09-21-at-120815-AM-xl

I na tym samym Apple News (aplikacja, której nie ma jeszcze w polskim App Storze; to coś na wzór Flipboarda, tyle że od Apple i bez kodów śledzących firm zewnętrznych) pojawiają się reklamy - wielkie, takie, które przesłaniają cały ekran.

Hipokryzja? No cóż, znajdą się tacy, którzy i tego będą bronić, jak chociażby wpływowy apple’owy bloger John Gruber, który przy okazji przekonuje, że jego system sprzedaży reklam jest najlepszy (Gruber sprzedaje „sponsoringi” bloga, a tak naprawdę teksty na temat sponsora raz na tydzień). Pamiętajmy jednak, że Gruber jest wydawcą mikroskopijnym w porównaniu do wielkich przedsiębiorstw medialnych i jego sposób działania jest nie do przełożenia na firmy, w których do utrzymania są tysiące osób.

Ciekawi mnie przy okazji w jaki sposób Gruber wycenia swojego bloga. Zdaje się, że na podstawie wyświetleń, kliknięć, przeniesień na stronę klientów. Zdecydowana większość święcących dziś triumfy w App Store blokerów uniemożliwi mu zbieranie tych danych.

Martwi mnie przede wszystkim cynizm, z jakim Apple podchodzi do sprawy.

Bo gdyby powiedzieli jasno i wyraźnie, że tak naprawdę chodzi o uniemożliwienie zarabiania na iPhone’ach i iPadach przez Google’a i Facebooka, to bym to zrozumiał - w końcu o to chodzi w twardym biznesowym świecie, by skutecznie walczyć z rywalami rynkowymi.

REKLAMA

Apple jednak wybiera drogę najohydniejszych standardów rodem z polityki. Choćby takich, jakie dziś stosuje PiS strasząc Polaków uchodźcami, gdy tak naprawdę chodzi o pokonanie politycznego rywala.

* Zdjęcie: Shutterstock

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA