Pozdrawiam z samolotu, czyli wpis blogowy, który powstał 10 tys. m nad ziemią
Podczas powrotu z targów MWC 2015 spotkała mnie bardzo miła niespodzianka. Na pokładzie samolotu działa bowiem sieć Wi-Fi i jest w niej nawet bramka na świat, czyli połączenie z internetem!
Nie myślałem, że szybko nadejdą czasy, gdy pisać bloga będzie można z samolotu... a może nie tyle co pisać, bo to w dobie laptopów nie jest problemem, ale publikować jeszcze przed wylądowaniem.
Wracając z targów MWC linią Norwegian Air zauważyłem, że jest dostępna sieć Wi-Fi. Po godzinie z czystej ciekawości postanowiłem się z nią połączyć. Po kilkunastu próbach to się udało i spotkało mnie miłe zaskoczenie.
Po podłączeniu się w telefonie do sieci wewnętrznej samolotu ukazała się moim oczom strona, na której mogę nie tylko sprawdzić na mapie gdzie jestem - bo GPS na wysokości świruje, ale też zorientować się za ile dolecę i jaka będzie pogoda w Warszawie.
To nie koniec. Norwegian udostępnia też bibliotekę filmów - zamiast montować ekrany w fotelach pozwala oglądać materiały za 5 euro od sztuki na własnym tablecie lub smartfonie od pasażera. A to wszystko bez konieczności wgrania dodatkowej aplikacji - bajka.
Najważniejsze jest jednak to, że mogę nie tylko przejrzeć w miarę komfortowo sieć, ale nawet wysłać zdjęcia na Facebooka. Łącze oczywiście potrafi się na chwilę przywiesić, a Instagram odmówił posłuszeństwa, ale większość aplikacji jako-tako działa.
Zapuściłem nawet Speedtest licząc na to, że nic nie wybuchnie... nie wybuchło, ale zmierzyć łącza się dobrze nie dało, zbyt mało stabilne. O oglądaniu VOD można zapomnieć, ale i tak jestem pod wrażeniem. A więcie co jest najlepsze? Norwegian Air nie pobiera za to opłat!
Naprawdę żyjemy w ciekawych czasach, a technologia nie przestaje mnie zadziwiać. Apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia i teraz czekam, aż łączność Wi-Fi w samolotach stanie się standardem, a nie ciekawostką!
*Grafika główna pochodzi z Shutterstock.