REKLAMA

Postapokaliptyczna tęsknota za brakiem zasad

Wyobraź sobie taką sytuację: w kilka chwil przewraca się cały twój świat. Pojawiają się mordercze zombie i zabijają większość populacji ludzi albo nagle przestają działać wszystkie urządzenia elektroniczne w wyniku czego umiera wielu ludzi, a na świecie zapanowuje chaos. Wyobraź sobie, że wszyscy znikają. Zostajesz ty, być może kilka innych osób, w opustoszałym świecie. Wszystko inne zostaje - budynki, infastruktura. Co robisz? Co jest twoim priorytetem?

16.03.2015 17.47
Postapokaliptyczna tęsknota za brakiem zasad
REKLAMA
REKLAMA

W bieżącym “The Walking Dead” grupa bohaterów trafia na samowystarczalne osiedle domów. Osiedle Aleksandria ma własną elektrownię słoneczną, oczyszczalnię wody i samozwańczą panią “burmistrz” Diane, byłą gubernator. Diane jako pierwsza postać ma plan nie tylko na przetrwanie kolejnego dnia. Chce stworzyć w Aleksandrii podwaliny nowego ładu - z hierarchią, z myślą o przyszłości.

Widocznie ma świadomość tego, że człowiek jest zwierzęciem, ale jednocześnie ma w sobie człowieczeństwo - nowy świat będzie inny niż wszystko co znamy, ale trzeba budować go natychmiast, póki pamięta się “stare” doświadczenia. Kolejne pokolenia znające tylko przetrwanie, niewyedukwane odpowiednio, stracą większość dorobku cywilizacyjnego.

I tak się zastanawiam, czego bohaterom “The Walking Dead” jest najbardziej żal? Czego boją się najbardziej? Za czym najmocniej tęsknią?

Oprócz nieustannej walki o przetrwanie muszą nauczyć się żyć ze świadomością, że wiele zdobyczy cywilizacji po prostu i zwyczajnie przepadło. Nie działają telefony komórkowe czy internet. Jeśli nie uda się uruchomić infrastruktury szybko, to przyszłe pokolenia będą miały problem z jej odbudwą. Nawet jeśli zdołają nauczyć się podstaw obsługi z książek, to i tak nie będą miały dostępu do wiedzy zgromadzonej cyfrowo. Nie będą miały umiejętności obsługi zaawansowanych technologii, niezbędnych materiałów i kruszczów do naprawy i tak dalej.

Ci pozostawieni muszą też pogodzić się z tym, że zasoby, które pozostały w końcu się zepsują i zniszczeją. Zabraknie jedzenia w puszkach, zapasowych części, popsują się leki, nawet te podstawowe, być może zabraknie lekarzy, a leczenie bolącego zęba stanie się niemożliwością i tak dalej.

Planet-of-Apes-Statue-Liberty2-1

Jednocześnie trzeba będzie pozbyć się wszelkich sentymentów. Gromadzone przedmioty, dobra, ziemie, wszystko to przestanie mieć wartość.

Takich post-apokaliptycznych opowieści jest wiele, widać intryguje nas sam koncept przewrotu wszystkiego.

Wspomniane “The Walking Dead”, “Revolution”, “Falling Skies”, “Jerycho”, “Terra Nova” czy “Leftovers” - wszystkie romansowały z takim czy innym końcem dzisiejszego ładu. A to zombie, a to zniknięcie części ludzi, a to choroba, katastrofa nuklearna czy kosmici. Fascynują nas te scenariusze, być może dlatego, że lubimy destrukcję, a być może ponieważ identyfikujemy się z tymi, którzy przetrwali ignorując to, że pewnie zginęlibyśmy na samym początku.

W niektórych z takich opowieści widać chęć przeniesienia schedy historycznej, tak by cywilizacja, a przynajmniej jej części, przetrwały. W innych bohaterowie zaczynają od niemal zera. Są historie bardziej i mniej brutalne. Jest też świeży serial “The Last Man on Earth”, komediowa opowieść o tym, co dzieje się gdy zostajemy sami.

I w niej jest chyba najwięcej, mimo humoru i uroku, prawdy. Oto zostałeś sam. Możesz robić wszystko, na co masz ochotę. Co robisz?

Zajmujesz najbardziej wypasioną willę, rozwalasz miasto, rozmawiasz z piłkami, podrywasz manekina, strzelasz, żeby dostać się do budynków i wydalasz się do basenu, bo nie ma bieżącej wody, a tobie nie chce się kombinować, jak ją doprowadzić. Potem okazuje się, że na Ziemi jest jeszcze kobieta, irytująca i stosująca się do zasad, które powinny (powinny?) zniknąć wraz ze zniknięciem reszty ludzi. Na przykład upiera się, żeby zatrzymywać się na każdym znaku stopu czy nie przekraczać limitów prędkości. Postanawiacie zaludnić Ziemię ponownie, ale zamiast pracować nad stworzeniem jakichś podwalin pod nową cywilizację, zamiast myśleć o przyszłości, bawicie się miotaczem ognia.

Można i tak. Kto powiedział, że postapokaliptyczny świat musi być straszny?

Jednak taka beztroska, szybkie pogodzenie się z sytuacją i brak przyszłościowego myślenia nawet po decyzji o zaludnieniu świata wydaje się nawet bardziej realna, niż wszelkie wysokobudżetowe opowieści. W końcu… jesteśmy tylko ludźmi. Po co martwić się brakiem wiedzy medycznej, skoro można rozwalać samochody?

Zastanawia mnie, co jest najbardziej intrygujące w takich wizjach świata. Czytając “Przypadki Robinsona Crusoe” jako dziecko najbardziej interesowało mnie to, jak Robinson radzi sobie na wyspie. Co robi? Jak zbuduje sobie schronienie, co będzie jadł, jakie narzędzia zrobi z tego, co ma dostępne? ”The Last Man on Earth” trochę odpowiada na podobne pytania. Pozwala popuszczać wodze wyobraźni, daje swobodę niedostępną we współczesnym życiu w społeczeństwie. Podoba nam się taki plac zabaw, zniknięcie zasad, nowe możliwości i brak bagażu.

Po części dlatego kochamy gry komputerowe. Strategie dają swobodę tworzenia, RPG planowania, FPS-y niezwykłe możliwości interakcji z otoczeniem, Simsy pozwalają na popuszczenie wodzy fantazji i decydowania o rzeczywistości człowieka, nawet w tak śmiesznym środowisku.

Tak naprawdę gdy mają więcej wspólnego z postapokaliptycznymi fabułami, niż nam się wydaje. Nawet, jeśli nie opowiadają o postapokaliptycznym świecie. Fallout, Stalker, Rage, wszystko to gry opierające się na tym pomyśle. Jednak to chyba Minecraft - prosta gra dająca ogromne możliwości - jest chyba najbliższa porządkowi tworzenia nowego świata. Budujemy, tworzymy, walczymy o przetrwanie, kooperujemy. Nie ma lepszego przykładu!

20111227152204

Jaki z tego morał? Tym razem żaden. Przypomnij sobie wszystkie książki, filmy, seriale i gry nawiązujące do apokalipsy. Zastanów się, co najbardziej lubiłeś w “Przypadkach Robinsona Crusoe” - fabułę czy opis jego życia na wyspie i tego, jak sobie radził? Ile czasu spędziłeś w GTA na robieniu dziwnych rzeczy w mieście, łamaniu prawa? Jak mocno zabiło ci serce gdy zobaczyłeś co zostało ze Statuy Wolności w “Planecie Małp”?

REKLAMA

Co mówi o nas fascynacja nieznaną przyszłością? Czy scenariusze, w których światem rządzi sztuczna inteligencja, ludzkość wymarła po ataku wirusa czy wojnie nuklearnej mówią o nas? Czy mogą być jakimś wskaźnikiem naszych największych obaw? Czy chęć przedefiniowania zasad, zainteresowanie łamaniem norm, jest jakimś wyznacznikiem naszej wspólnej świadomości? Czy to, że większość takich historii nie skupia się na zachowaniu dziedzictwa wskazuje, że tęsknimy za bardziej “zwierzęcymi” czasami?

Nie mam pojęcia.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA