REKLAMA

Skoro samochód nie może dogonić smartfona, niech będzie jego najlepszym partnerem

Średni czas rynkowego życia jednej generacji przeciętnego auta wynosi około 8-10 lat. W tym czasie możemy liczyć na jeden, może dwa lub trzy liftingi. W najlepszym przypadku model musi więc bez odświeżania przeżyć mniej więcej 3 lata. Krótki okres, jeśli chodzi o motoryzację i gigantyczny, jeśli chodzi o technologie mobilne i ich pochodne. Czy da się to jakoś pogodzić? Oczywiście. 

22.11.2014 11.11
Skoro samochód nie może dogonić smartfona, niech będzie jego najlepszym partnerem
REKLAMA
REKLAMA

Oczywiście najprostszy sposób, czyli zachowanie pełnej aktualności oprogramowania i sprzętu znajdującego się w samochodach jest po prostu technicznie niemożliwe. Wystarczy spojrzeć na to, jaki sprzęt można odnaleźć w samochodach sprzed kilku lat, nawet tych kosztujących setki tysięcy złotych. Kosztujące wtedy często nawet kilkanaście tysięcy systemy informacyjno-rozrywkowe są dziś słabsze, niż tablety za kilkaset złotych. Wolniejsze, z gorszą rozdzielczością, brzydszym UI i mniejszymi rozdzielczościami.

range rover

Gdyby chciano, aby zachowały świeżość, trzeba byłoby wymieniać je nawet nie tyle co generację czy lifting, a co rok czy dwa. Ze względu na koszty i komplikacje, takiego zadania nie podjąłby się nikt. A użytkownicy cierpią.

Tym bardziej, że choć samochód w teorii jest pojazdem do przewożenia pasażerów lub towarów z miejsca A do miejsca B, młode pokolenie już od pewnego czasu coraz częściej zwraca uwagę nie na to, jaką pojemność ma bagażnik czy ile cylindrów ma silnik, ale na to, jak wiele dodatków i gadżetów oferują im znajdujące się na pokładzie systemy. Mając w pamięci to, co oferuje im ich najnowszy smartfon, uruchamiając samochód czeka ich przeważnie spore rozczarowanie.

Dziś wprawdzie sytuacja zdaje się zmierzać ku lepszemu i nikt do auta za pół miliona złotych nie montuje oporowych ekranów z rozdzielczością dobrą dla GameBoya i porównywalną wydajnością, ale jak dzisiejsze nowości będą wyglądać za 4-5 lat? Bez wątpienia mizernie, a do kolejnej generacji auta pozostanie jeszcze kolejnych kilkadziesiąt miesięcy.

Trzeba się pogodzić z jednym faktem - systemy samochodowe mogą dogonić te z telefonów czy tabletów, ale zawsze zrobią to tylko na chwilę.

Miesiąc czy dwa później Samsung pokaże nowego Galaxy, Apple - iPhona'a, a HTC - One'a. Chwilę później ciekawsze sprzęty będą już produkować mniejsze marki, a potem już cały świat. Przewijamy jeszcze trochę do przodu i nagle nasz sprzęt w samochodzie jest słabszy i mniej funkcjonalny od tabletu za 300 zł. Kiepska perspektywa.

merc

Sam system można wprawdzie aktualizować, ale to dopiero pieśń przyszłości, nawet jeśli w teorii w niektórych pojazdach jest to już możliwe. Dzielenie się pakietem internetowym z samochodem w tak dużym zakresie dla wielu będzie trudne do zaakceptowania, a auta, które trafiają na drogę wyposażone w model 3G/LTE, w dalszym ciągu są rzadkością. O wiele łatwiej zaktualizować program na telefonie, np. będąc w zasięgu domowego WiFi.

Wbrew pozorom ma to nawet spory sens - do auta chcemy po prostu wsiąść i jechać, a nie myśleć o tym, na kiedy należy ustawić aktualizację. Z koniecznością aktualizacji systemu na telefonie czy aplikacji jesteśmy już pogodzeni.

Pewnych ograniczeń nie da się oczywiście przeskoczyć. Raz zamontowany w samochodzie ekran zawsze będzie miał taką samą rozdzielczość. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że powinniśmy patrzeć na drogę, a nie na wyświetlacz, tutaj wyścig na rozdzielczość - oczywiście po osiągnięciu odpowiedniego poziomu - jest całkowicie zbędny. Nikt nie zmieni auta, żeby mieć wyświetlacz 2K. Nikt raczej nie będzie też na brak tak absurdalnej rozdzielczości narzekał.

Rozwiązanie - smartfon w centrum

Dalszy wyścig o jak najbardziej rozbudowane samodzielne systemy samochodowe jest więc bezcelowy. Przy globalnej penetracji smartfonów i idącej za nią chęcią podłączania ich do samochodów, wyjście jest tylko jedno - uczynienie z niego "mózgu" naszego samochodu, przy jednoczesnym pozostawieniu dostępu podstawowych opcji bez konieczności jego podłączania. Korzystne dla wszystkich stron.

jaguar

Taki trend widać już u większości producentów. Część z nich zdecydowała się jednak już teraz wyjść krok przed konkurencję, inni natomiast nadal czekają. Nie do pominięcia są tutaj wprawdzie systemy od Apple i Google - CarPlay i Android Auto, ale mimo to prób zachowania przynajmniej częściowej niezależności i wyjątkowości jest całkiem sporo.

W ten sposób postąpił np. Jaguar Land Rover, który choć znalazł się na liście producentów wspierających usługi Apple, eksperymentuje też z bardziej autorskimi rozwiązaniami.

Najnowszy produkt, JustDrive, umożliwiający głosową obsługę wielu funkcji, jest... aplikacją dla smartfona (choć nie musimy go dotykać w trakcie jazdy).

Oczywiście, wybieranie głosowe w samochodach istnieje od lat, ale tutaj może być w ciągu ułamka sekundy zaktualizowane lub nawet całkowicie zmienione. Za przetwarzanie naszych komend też będzie odpowiadał nowiutki system i podzespoły, a nie to, co producent auta włożył do niego np. 5 lat temu. Im więcej takich funkcji zostanie "wyciągniętych" z samochodu do telefonu, tym całość na dłużej pozostanie świeża. Wykorzystywany może być natomiast ten podstawowy sprzęt samochodowy, któremu trudno się zestarzeć, w tym m.in. głośniki, mikrofony czy przyciski na kierownicy.

renault-rgo-001

Wszystko to wymaga wprawdzie podłączenia telefonu do systemu samochodowego, ale im trudniej jest nam korzystać z samego smartfonu w trakcie jazdy, tym przecież lepiej.

Inni, nawet mniej "prestiżowi" producenci również nie pozostają w tyle, a nawet idą jeszcze dalej. Przykładowo w testowanym przez nas ostatnio Renault Twingo, można w ogóle zastąpić smartfonem prawie cały system informacyjno-rozrywkowy. Zamiast ekranu mamy do czynienia ze specjalnym uchwytem na nasz telefon, który w połączeniu z dedykowaną aplikacją przejmuje wszystkie funkcje rozbudowanego komputera pokładowego.

Nawet "ulubiona marka Polaków", Skoda, od premiery najnowszej Fabii oferuje klientom możliwość skorzystania z opcjonalnego systemu MirrorLink, który również pozwala na "odciążenie" systemu samochodowego, przez wykorzystanie aplikacji znajdujących się na naszym telefonie. Z takiego samego rozwiązania korzysta zresztą prawie cała grupa VW, czy PSA.

skoda

Takie rozwiązania pozwalają więc zachować zdecydowanie dłuższy czas przydatności do użytku całego systemu samochodowego. Pozostaje jednak jeden problem, który jeszcze przez pewien czas nie zostanie prawdopodobnie rozwiązany. Chodzi oczywiście o ich wiek i standardy.

Na obecnym etapie nie wiadomo jeszcze, która technologia okaże się rozwiązaniem idealnym i która będzie oczywistym wyborem przy zakupie samochodu. Każdy z obecnych dostępnie jest też mozolnie rozwijany, cierpiąc na problemy wieku dziecięcego i częste aktualizacje, czasem ograniczające atrakcyjność starszych wersji. Kto może być teraz pewny, że po niedawnej premierze MirrorLink 1.1 za kilka miesięcy nie pojawi się wersja 1.2, 1.5 czy 2.0, która nie będzie zgodna z dotychczasowym osprzętem? Kto zagwarantuje, że n-ta wersja iOS będzie współpracować z obecnym CarPlay, a jeśli nie, to czy nowa wersja CarPlay zadziała na obecnych urządzeniach?

Nikt.

Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze problemy z kompatybilnością, np. w przypadku systemu MirrorLink i okazuje się, że od idealnej sytuacji nadal jesteśmy dość daleko.

REKLAMA

Nie zmienia to jednak faktu, że kierunek jest słuszny i tak jak i w innych miejscach, tak samo w samochodach powinniśmy dążyć do tego, aby nie zapełniać całego naszego otoczenia super-wydajnymi (przynajmniej przez chwilę) komputerami, często dublującymi swoje funkcje. Zwłaszcza że jeden już i tak mamy zawsze przy sobie, a na dodatek wymieniamy go z własnej woli regularnie, przeważnie częściej niż co dwa lata.

W końcu osprzęt multimedialny samochodów, ze swoimi aplikacjami, łącznością i systemami, próbuje lub próbował w pewnym momencie stać się... smartfonem. Po co mieć dwa, w tym jeden niewymienialny i przestarzały?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA