REKLAMA

Rezolucja PE w sprawie Google jak msza święta w intencji deszczu

Koledzy ze Spider’s Web poprosili mnie o zajęcie prawniczego stanowiska w sprawie najnowszych działań Unii Europejskiej (a konkretnie, w tym wypadku, Parlamentu Europejskiego) w sprawie Google.

28.11.2014 20.55
Roaming w Unii.
REKLAMA
REKLAMA

O sprawie piszą głównie amerykańskie media, które jednak nie rozumieją paneuropejskiej władzy i sądownictwa, a przez to nie wiedzą, że możliwości Starego Kontynentu są w zakresie prawodawstwa zdecydowanie bardziej ograniczone niż ma to miejsce w Stanach Zjednoczonych.

Rzecz w tym, że Parlament przyjął jedynie rezolucję, która w świetle prawa UE wywołuje skutki niewiele poważniejsze niż pamiętna msza święta w intencji deszczu w kaplicy polskiego Sejmu. Rezolucje nie wywołują skutków prawnych, wytyczają jedynie pewien kierunek polityki organów europejskich w sprawach, których dotyczą. Nie zmienia to jednak faktu, że podobnie jak np. premierowskie exposé – mogą następnie, ale nie muszą być realizowane.

I taką właśnie rezolucję przyjął sobie Parlament Europejski wczoraj w sprawie Google. O projekcie mówiło się od pewnego czasu, jeszcze dłużej wisiał on w powietrzu. Po tym jak Unia Europejska uporała się z tym okropnym Microsoftem, który wykorzystuje monopolistyczne praktyki preinstalując swoją przeglądarkę internetową w swoim systemie operacyjnym, zdecydowano się przyjrzeć działaniom innego z technologicznych gigantów.

google-ue-unia-europejska

I podobnie jak w przypadku Microsoftu, tak i tutaj u fundamentów europejskich decyzji znalazła się obawa przed zbyt silną pozycją rynkową Google.

Dlatego też Parlament zdecydował się zmotywować Komisję do bardziej zdecydowanych działań mających na celu rozdzielenie popularnej wyszukiwarki od pozostałych usług Google’a, głównie poprzez stworzenie prawa idącego w tym kierunku.

Jednym z dominujących zarzutów jest bowiem, że wyszukiwarka faworyzuje YouTube, Androida czy inne popularne usługi koncernu – z uwzględnieniem Google Shopping, które było ponoć punktem zapalnym całego konfliktu, faworyzując się ponad Amazonem, eBayem i innymi przejawami e-commerce. To akurat prawda, Google spośród gigantów technologicznych jest w swoim dominowaniu sektorów życia publicznego zdecydowanie najbardziej krwiożercze i niewątpliwie to jemu jest najbliżej do miana równych państwom korporacji rodem z cyberpunkowej literatury.

Jednakże pozycja Google na rynku wyszukiwarek internetowych nie została wykształcona w wyniku układów z organizacjami pozarządowymi, dokonywania wrogich przejęć czy podejrzanych inwestycji. Firma dobrze rozwijała swój biznes, wykorzystując przy tym nieco nieporadne podrygi konkurentów, którzy do tej pory nie potrafili stworzyć równie klasowego produktu (Bing wydaje się być ewenementem co najwyżej lokalnym).

Niektórzy fani technologii ze wzruszeniem bili brawa Unii Europejskiej, gdy rugała Microsoft za faworyzowanie Internet Explorer w swoim systemie operacyjnym. Być może od zawsze byłem zbyt liberalny na europejskie standardy, ale mnie postępowanie tego typu zawsze niepokoiło w sytuacji, gdy struktury rządowe mieszają się w interesy prywatnej firmy. Zwłaszcza, gdy niezależnie od ocen, funkcjonuje ona w sposób nie budzący przesadnych wątpliwości prawnych.

Mówienie o monopolu Google wydaje się być nieco przesadzone w obecnych regułach rynkowym. Nie ma natomiast wątpliwości co do tego, iż wyszukiwarka zajmuje w swoim rynku pozycję dominującą. Pozycja dominująca nie jest zakazana przez ustawę o ochronie konkurencji i konkurentów. Co innego w przypadku sytuacji nadużywania takiej pozycji.

unia europejska google

Polskie i europejskie systemy prawne wyposażone są w istnienie stosownych przepisów, a nawet stosownych urzędów, które stałyby na straży przestrzegania praktyk zdrowej konkurencji, dysponując zresztą dość surowymi środkami perswazji. Europejski UOKiK pochłania ogromne pieniądze z naszych podatków, ale nie wykonuje swojej pracy tak jak trzeba, a mogłaby ona rozwiązać w pełni problemy europejskich przedsiębiorców „dotkniętych” praktykami Google.

Być może więc Komisja Europejska, zmotywowana rezolucją w intencji deszczu stworzy zupełnie nowe prawo oczekując od wyszukiwarek całkowitej neutralności. Trudno jednak wyobrazić sobie, żeby zramolała KE możliwie szybko przygotowała dobre prawo w tej materii, a także próbę realizacji go w praktyce i weryfikacji tego czy Google lub Bing aby na pewno zachowują się zgodnie z europejskim duchem. O ile bowiem taka idea wyszukiwarek czystych i nieskażonych działaniami reklamowymi jest sama w sobie szczytna, to najprawdopodobniej odbije się ona na jakości samych wyszukiwarek. Być może nawet doprowadzi do wykształcenia zupełnie nowego formatu korzystania z internetu.

Musimy dmuchać na zimne, szczególnie w przypadku firmy takiej jak Google. Ale w chwili obecnej Unia Europejska, nie mając przekonujących przesłanek, stara się rozmontować czyjeś przedsiębiorstwo.

Podsumowując więc: Parlament Europejski uchwalił rezolucję, z którą nie wiążą się absolutnie żadne konsekwencje, starając się zmotywować do pracy Komisję Europejską, która od 4 lat nie jest w stanie stworzyć prawa, a nie jest w stanie, gdyż to prawo już tak naprawdę istnieje, ale europejski UOKiK pomimo gigantycznych nakładów nie wykonuje swojej pracy. W tle tej naszej pięknej i zjednoczonej Europy jawimy się dla przedsiębiorców z całego świata jako wspólnota absurdów, rządów urzędników i rzucania biznesowi kłód pod nogi, starając się karać go za to, że w opinii większości Europejczyków najlepiej wykonuje swoje zadania.

kralka

Jakub Kralka – prawnik, specjalizuje się we własności intelektualnej i problemach prawa cywilnego, wspiera nowe media, artystów, startupy i e-commerce, autor bloga Techlaw.pl – Prawo Nowych Technologii. W listopadzie szczególnej uwadze polecam Prawo autorskie na Facebooku - przeczytaj zanim wyślesz łańcuszek oraz dział prawo autorskie.

REKLAMA

Więcej wieści na temat logo techlaw Prawa Nowych Technologii w serwisie Facebook. Twitter @jakubkralka.

*Zdjęcia pochodzą z Shutterstock

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA