REKLAMA

Sześć sekund i wielkie bum, czyli jak Amerykanie stracili rakietę wartą setki milionów dolarów

To pierwsza poważna katastrofa w historii podboju kosmosu z udziałem firm prywatnych. Rakieta Antares, należąca do dofinansowywanej przez NASA firmy Orbital Science Corporation, eksplodowała tuż po starcie. Kto zawinił? I co dalej z zaopatrywaniem Międzynarodowej Stacji Kosmicznej?

29.10.2014 21.16
Sześć sekund i wielkie bum, czyli jak Amerykanie stracili rakietę wartą setki milionów dolarów
REKLAMA
REKLAMA

Właśnie ruszyło śledztwo w sprawie wczorajszej poważnej katastrofy kosmicznej, w której na szczęście nikt nie ucierpiał. Rakieta wystartowała zgodnie z planem, jednak jej lot nie potrwał zbyt długo. W kilka sekund osiągnęła planowany moment pędu, gdy silniki osiągnęły 108 procent swojej nominalnej mocy. Nagle z boku silników zaczęły wydobywać się płomienie, a rakieta zaczęła wytracać swoją prędkość aż wreszcie runęła na ziemię. Nikt nie zginał, a sam pojazd był bezzałogowy.

Na pokładzie znajdowało się pół tony zaopatrzenia przeznaczonego dla załogi Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, zarówno w formie niezbędnych załodze racji żywieniowych i innych dostaw, jak i sprzętu naukowego przeznaczonego do badań naukowych. Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, znajdująca się na pokładzie kapsuła Cygnus zadokowałaby w stacji ISS już w najbliższą niedzielę.

Nikt nie ucierpiał… poza dumą i budżetem

Na szczęście rakieta rozbiła się w miejscu, gdzie nie przebywał żaden człowiek. Jednak poza samą rakietą i jej ładunkiem, stracono również stanowisko startowe, na które pojazd runął. Na razie nie wiadomo czy szkody są do usunięcia, czy też trzeba będzie je wybudować na nowo.

Misją dowodziła firma Orbital Science Corporation na mocy kontraktu z NASA wartego 1,9 miliarda dolarów. W ramach tego kontraktu wypełniono już dwie misje zaopatrzeniowe, obie zakończone pełnym sukcesem. Implikacje finansowe nie są znane, ale OSC może mieć teraz poważne kłopoty, jeżeli chodzi o dalszą współpracę z NASA.

Administrator amerykańskiej agencji kosmicznej, Charles Bolden, przewidział ewentualne pojawienie się problemów i podpisał kontrakt nie z jedną, a z dwiema firmami zajmującymi się podbojem kosmosu. Drugą jest należąca do Elona Muska firma SpaceX, która również trudni się dostarczaniem zaopatrzenia i astronautów na ISS. Jak dotąd SpaceX zakończył z powodzeniem cztery misje zaopatrzeniowe, a jego kontrakt z NASA opiewa na 1,6 miliarda dolarów.

Co zawiodło? Na razie nie wiadomo

Cała procedura przedstartowa przebiegła bezbłędnie. Nie stwierdzono tego dnia żadnych zaniedbań, a wszystkie systemy diagnostyczne zgłaszały pełną sprawność i gotowość sprzętu. Dopiero po starcie zapaliły się kontrolki zwiastujące katastrofę, a awaria była tak poważna, że zdecydowano się wysłać do rakiety komendę autodestrukcji.

antares-explosion

W rakiecie Antares zastosowano dwa silniki Aerojet Rocketdyne pierwszego stopnia zaprojektowane przez Rosjan. To naftowe silniki wykorzystujące ciekły tlen jako utleniacz. Silniki drugiego stopnia wykorzystują paliwo stałe.

REKLAMA

To właśnie ulepszone przez Aerojet rosyjskie silniki są teraz głównym podejrzanym w śledztwie, ale nic nie jest pewne. Nie podjęto też żadnej decyzji na temat dalszej współpracy z firmą OSC. NASA jednak już teraz deklaruje, że partnerstwo publiczno-prywatne to dalej najskuteczniejsza forma dalszego podboju przestrzeni kosmicznej przez ludzkość.

SpaceX i Boeing mogą spać spokojnie a wręcz świętować. Amerykańscy podatnicy i inwestorzy nie mają jednak tak szampańskich humorów…

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA