REKLAMA

Google już jeździ samochodem bez kierownicy oraz pedałów: gazu i hamulca

Google pracuje nad autonomicznym samochodem, który będzie poruszał się po drogach bez aktywnego udziału pasażerów. To wszyscy wiemy już od jakiegoś czasu. Do tej pory amerykańska firma modyfikowała dostępne na rynku auta, instalując na nich masę czujników i kamery. Teraz od zera zbudowała swój własny pojazd, który nie dość, że nie ma w ogóle kierownicy, to jeszcze wygląda jak… mydelniczka.

28.05.2014 06.59
Google już jeździ samochodem bez kierownicy oraz pedałów: gazu i hamulca
REKLAMA

Google zaprezentował prototypowy model samochodu, jak można przeczytać na oficjalnym blogu. Nie od dzisiaj wiadomo, że firma chce całkowicie wyeliminować udział kierowców w procesie poruszania się samochodami, a zaprezentowany model ma być kolejnym krokiem ku realizacji tej wizji. I to dość zdecydowanym i dużym krokiem, ponieważ pojazd jest pozbawiony trzech elementów, bez których – jak mogłoby się wydawać – samochód nie może istnieć. Są to: kierownica, pedał przyspieszenia oraz pedał hamowania. Poza tym w aucie nie znajdziemy także tradycyjnych lusterek wstecznych czy też zestawu stereo.

REKLAMA

To odważny krok ze strony Google’a

Do tej pory autonomię samochodów przedstawiano jako rodzaj funkcji, którą może spełniać samochód, samemu poruszając się po drogach, ale nie musi i w takim wypadku sami możemy sięgnąć po kierownicę. Kluczowe było to, że kierowca zawsze może przejąć kontrolę nad pojazdem. W zaprezentowanym samochodzie jesteśmy tej możliwości kompletnie pozbawieni, ponieważ jest on całkowicie sterowany przez komputery.

Sergey Brin, jeden ze współzałożycieli Google, powiedział w trakcie konferencji, że projekt ma zmienić świat osób, które nie są dobrze obsługiwane przez transport publiczny. Jego zdaniem wciąż w wielu miejscach, nawet w Stanach Zjednoczonych, nie działa odpowiednio komunikacja miejska, czy też podmiejska i właśnie w takich miejscach ma się sprawdzić nowy samochód Google’a.

autonomiczny-samochod-google1

Jeśli przyszłość ma wyglądać jak duża, przerośnięta mydelniczka, to ja podziękuję i wysiadam.

Projekt może być niezwykle zaawansowany, ale musi też jakoś wyglądać. Samochód Google’a nie wygląda w ogóle… Już chyba Tico ma więcej charakteru niż to coś. Jednak wygląd pojazdu ma swoje uzasadnienie. Obłe kształty powodują, że wokół samochodu nie ma żadnych martwych punktów. Czujniki widzą dokładnie wszystko, co dzieje się w pobliżu auta.

W prototypie zastosowano także nowe czujniki, które są dokładniejsze i lepsze niż te, które można było znaleźć we wcześniejszych pojazdach Google’a. Nowe sensory mają „widzieć” wszystko, co dzieje się dookoła samochodu i to na odległość aż dwóch boisk futbolowych, czyli około 240 m (boisko do futbolu amerykańskiego ma długość 120 jardów, czyli 109,7 m). To zdecydowanie więcej niż może zauważyć kierowca, a na dodatek pojazd „widzi” we wszystkich kierunkach.

Google może mieć na razie problemy z testowaniem urządzenia na otwartych drogach, ponieważ o ile kalifornijskie prawo dopuszcza korzystanie z autonomicznych samochodów, to w przepisach znajduje się zapis, według którego testująca osoba musi mieć możliwość przejęcia kontroli nad samochodem. To jednak nie przeszkadza amerykańskiej firmie, która spodziewa się, że jeszcze w tym roku prawo się zmieni i dopuszczone zostaną także w pełni autonomiczne pojazdy.

Google chce jak najszybciej wypuścić samochody na ulice

W ciągu najbliższych 2 lat ma powstać aż 100 prototypów, które trafią w ręce chętnych kierowców oraz osób, które nie mają prawa jazdy. Warunek jest jeden – firma chce być pewna, że są one w pełni bezpieczne. Wszelkie zagrożenia mają być zniwelowane do minimum, a jednym ze sposobów na osiągnięcie tego, jest ograniczenie prędkości maksymalnej samochodu do 25 mil/godz., czyli do tylu, ile obowiązuje w USA w terenie zabudowanym. Poza tym, jak twierdzi Chris Urmson – szef projektu autonomicznego samochodu w Google, poruszanie się 25 mil/godz. jest dopuszczalne także przy ograniczeniu 35 mil/godz.

Budowa samochodu także ma zredukować ewentualne obrażenia. Przód jest wykonany z pewnego rodzaju piany, a przednia szyba jest elastyczna, aby ewentualne zderzenie, np. z pieszym lub rowerzystą, nie zakończyło się czymś więcej niż kilkoma otarciami i siniakami.

W przyszłości Google nie chciałby sam produkować swoich samochodów. Zamiast tego firma chce rozmawiać z innym producentami i partnerami, aby to oni zajęli się wytwarzaniem pojazdów, a internetowy gigant będzie jedynie dostarczał platformę.

Mam spore wątpliwości

Autonomiczne samochodu budzą we mnie sprzeczne emocje. Z jednej strony to ciekawy wynalazek. Jadąc do pracy każdy z nas mógłby poczytać książkę lub nawet zjeść śniadanie, jeśli się zaspało. Jednocześnie nie trzeba tego robić przy dziesiątkach innych ludzi, jak ma to miejsce w komunikacji miejskiej. Na dodatek samochodem mogłyby się poruszać osoby, które nie mają prawa jazdy. Nie sposób też nie wspomnieć o bezpieczeństwie. Autonomiczny samochód nie będzie pijany, nie pojedzie jak wariat i nie złamie przepisów – przynajmniej teoretycznie. No i samochody będą mogły się ze sobą komunikować, i tym samym z dużym wyprzedzeniem przewidywać, co za chwilę wydarzy się na drodze.

REKLAMA

Jednocześnie wizja ta trochę mnie przeraża. Bo jeśli dojdzie do wypadku, w którym ktoś zginie, to kto poniesie za to odpowiedzialność? Pasażer, który nie miał najmniejszego wpływu na to, co się wydarzyło, czy firma produkująca auto? No i co z ewentualnym usterkami? Na pewno docelowo autonomiczne samochody miałyby się poruszać także po autostradach. A jeśli przy 130 km/godz. nagle coś się zepsuło albo system najzwyczajniej w świecie zawiesił? To przecież rzeczy martwe, a te ze swojej natury potrafią być złośliwe.

Na ten moment jeszcze nie jesteśmy gotowi, aby przesiąść się do samochodów bez kierownicy i pedałów. Pewnie wynika to z naszych przyzwyczajeń i postrzegania świata. Ale kto wie, czy nasze dzieci, wnuki lub prawnuki nie będą tego postrzegać jako coś zupełnie normalnego. Dla mnie normalne to nie jest.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA