REKLAMA

Mam coraz mniejszą ochotę na iPhone’a. Powód? Cenię sobie niezawodność

Przeglądam opinie użytkowników, którzy już zainstalowali nową wersję systemu iOS. Skargi, jeśli zasadne, wprawiają mnie w duży niepokój. Podoba mi się bowiem podejście Apple’a do swoich produktów. Podejście, które, mam wrażenie, coraz częściej jest już tylko wspomnieniem.

14.03.2014 18.52
Mam coraz mniejszą ochotę na iPhone’a. Powód? Cenię sobie niezawodność
REKLAMA

Zanim zaczniesz lekturę tej notki, muszę Cię, drogi Czytelniku, uprzedzić. Piszę ją mając od jakichś dwóch lat dość niewielki kontakt z urządzeniami mobilnymi Apple’a. Kilka razy w miesiącu mam na kilka minut w rękach iPada lub iPhone’a. To jednak zbyt sporadyczny kontakt, by móc te produkty oceniać. Piszę tę notkę z perspektywy osoby, która rozważa zakup nowego smartfonu i która przegląda recenzje i opinie publikowane w mediach i w Sieci i chciałbym się podzielić paroma spostrzeżeniami. Jeżeli szukasz opinii wieloletniego użytkownika iSprzętów, trafiłaś lub trafiłeś pod zły adres i kliknij „cofnij” w swojej przeglądarce. Jeżeli jednak interesuje cię dyskusja na temat pewnych moich spostrzeżeń, zachęcam do dalszej lektury. A skoro już wstępniak mamy za sobą, to przejdźmy do sedna.

REKLAMA

iPhone to taki szwajcarski zegarek

Jak zapewne moi stali Czytelnicy kojarzą, nie tylko specjalizuję się w pisaniu na temat Microsoftu, ale również prywatnie korzystam z produktów tej firmy. Jeżeli jednak z jakichś przyczyn owe produkty i usługi przestałyby mi odpowiadać, pierwszym producentem, na którego zwróciłbym swoją uwagę celem przesiadki, jest właśnie Apple.

Bo w Apple cenię sobie prostotę i niezawodność. Kiedyś lubiłem „dłubać” w swoich elektrozabawkach. Instalowałem Linuksy, kernelowałem kompile, moje pierwsze smartfony miały Symbiana, a później byłem Androidowem. Ach, ach, ile zabawy! Testowanie, programowanie, strojenie tego wszystkiego, dawało mi to naprawdę dużo frajdy. Potem jednak, wraz ze zmianą trybu życia, zmieniło mi się podejście. Dziś od sprzętu i oprogramowania oczekuję, że ma działać, a wszelkie modyfikacje „pod siebie” muszą być łatwe, bezbolesne. Nie chcę się już zastanawiać nad obciążeniem procesora, pamięci, stabilnością, ustawieniami, i tak dalej. Mam wcisnąć pstryczek i to ma działać. Zawsze. Bezbłędnie i bezawaryjnie.

iPhone 5s by Spider’s Web, Touch ID

Właśnie dlatego tak bardzo podobał mi się, obiektywnie ubogi w funkcje, system Windows Phone 7. Umiał on dużo mniej od Androida a nawet od iOS-a. Ale to co było, działało. I to działało pięknie. Wolę dostać coś później, ale za to oczekuję, by to było dopieszczone do maksimum. Tak dziś funkcjonuje Microsoft. Jest to jednak taktyka, którą gigant z Redmond skopiował od… Apple’a.

iPhone jest bowiem niczym szwajcarski zegarek, który może nie ma tony elektroniki, ale jest piękny, dopracowany i swoją właściwą rolę spełnia znakomicie. Jasne, iOS nie ma nawet połowy funkcji dostępnych w Androidzie. Ale w przeciwieństwie do Androida, to co tam jest, tak po prostu, działa. Nic się nie wiesza, nic się nie wywala. Nie martwię się o stabilność, złośliwe oprogramowanie. OS X i iOS pozwalają mi zaoszczędzić czas, który mogę przeznaczyć na pracę czy rozrywkę. Są świetnie zaprojektowane, wygodne i ładne. Gdybym miał porzucić Lumię i Surface’a, najprawdopodobniej wybrałbym iPhone’a i Macbooka. Przynajmniej do niedawna.

Siódmy iOS – katastrofa?

iOS 7 sporo namieszał na jabłkowej scenie. Nawet najwięksi fanboje zaczęli kręcić nosem. Przede wszystkim z uwagi na to, że zmieniło się wzornictwo interfejsu. Zdaniem wielu, nowy iOS był (lub jest, bo nie wszyscy się z czasem przekonali), tak po prostu, brzydki. Uroda to jednak kwestia gustu i opinii. Nie potrzebuję się w tym aspekcie nikogo radzić. Zwłaszcza, że wiele głosów krytyki wynikało z… przyzwyczajenia. Przez tyle lat obowiązywała dana estetyka, a nagle zmieniono ją na coś zupełnie innego. Przetrwałem przesiadkę z Windows 7 na Windows 8 i szybko się przekonałem do nowego UI, z iOS 7, wydaje mi się, miałbym podobnie.

Zaniepokoiło mnie jednak co innego. iOS 7 stał się tworem, jeśli wierzyć opiniom, dość… problematycznym. Zresztą tu nie tylko chodzi o cudze opinie, skoro sam Apple w liście zmian jakie wprowadza iOS 7.1 informuje o zredukowaniu problemu braku stabilności.

iOS7

Zaraz zaraz, iOS i brak stabilności? Niestety, doświadczyłem tego sam. Opiekuję się iPhonem 4S mojego ojczyma. Człowiek ten nie jest zbyt zaawansowany elektronicznie, więc często mnie woła, jak ma jakiś problem. Z olbrzymim zdziwieniem zacząłem walczyć z tym smartfonem, już na iOS 7.0.x, który przy próbie przywrócenia danych wieszał się na wbudowanym kreatorze.

Ostatnio jak musiałem w ten sposób walczyć ze smartfonem było to przy okazji mojego Galaxy S z Androidem Gingerbread, który miewał takie dni, że częściej nie działał, niż działał. W życiu bym o to nie podejrzewał iPhone’a. Założyłem jednak, że miałem tak po prostu, pecha i więcej się nad tym nie zastanawiałem.

iOS 7.1 czyli polerujemy niedoróbki

iOS 7 został na tyle mocno przebudowany, że jego problemy mogły wynikać z kryzysu wieku dziecięcego. To można wybaczyć, zwłaszcza, że Apple nie próżnował i wydawał kolejne łatki, które, jak jestem święcie przekonany, rozwiązywały wykryte problemy. W końcu, względnie niedawno, pojawił się iOS 7.1, który miał rozwiązać problem stabilności (!), usunąć błędy i spowodować, by system ten nie zacinał się na iPhone 4 (!!!)

Kilka dni po premierze postanowiłem przejrzeć Sieć i zobaczyć, czy już wszyscy kochają nowego iOS-a (to nie sarkazm, to serio bardzo dobrze zaprojekowany system). Zajrzałem więc na forum Apple’a i czytam… i zaczynam sobie przypominać Androida i jego najgorsze chwile.

W tym miejscu użytkownicy skarżą się na tak zwany battery drain, czyli sporadyczne i nieuzasadnione bardzo duże zużycie baterii przez telefon, wahające się od procenta na 10 minut do nawet procenta na minutę przy bardziej rozbudowanych graficznie aplikacjach i grach. Jest też sporo narzekań na stabilność pracy tego systemu, problemy z działaniem TouchID i kilka innych. Nawet Ars Technica zauważa problem z przedziwnym zżeraniem baterii.

Steve, gdzie jesteś? :-(

Nie przypominam sobie tego typu problemów za czasów panowania Steve’a Jobsa. Podobno nowe wersje OS X, również te powstałe jeszcze za czasów panowania tegoż jegomościa, straciły nieco na stabilności, ale to tyle. Największe zamieszanie w historii iGadżetów wywołała afera z anteną jednego z iPhone’ów i „złym trzymaniem telefonu”, która była burzą w szklance wody i nawet nie jestem pewien, czy kwalifikuje się do kategorii „defekt”.

Używając iPada i iPhone’a (za czasów Jobsa miewałem te sprzęty na dłużej) nie podobały mi się one z kilku powodów. Ale wiedziałem, że trzymam w ręku sprzęt absolutnie niezawodny. Czytając o problemach w nowym iOS i słuchając opinii kolegów o nowych wersjach OS X (tak, zdaję sobie sprawę, że koledzy to nie jest żadne wiarygodne źródło) zaczynam się martwić.

Safari iOS 7-5

Zawsze w Apple widziałem miękkie lądowanie, jak by kiedyś Microsoft przestał spełniać moje oczekiwania. Androida i Chrome OS jak dotąd nigdy nawet nie brałem pod uwagę. Tymczasem Android staje się coraz bardziej używalny (mam stały, codzienny kontakt z Jelly Bean z HTC Sense), a iOS… no musiałbym poużywać sam, dłużej. Ale to, co czytam na forach i w Sieci jest niepokojące.

W momencie, w którym iOS stanie się równie problematyczny co Android (a, raz jeszcze zaznaczam, u Google’a sytuacja cały czas się poprawia) traci on właściwie swój najważniejszy atut. Dopieszczenia, dopracowania, niezawodności. Po co mi więc iPhone, skoro oprogramowanie One’a (mój ulubiony Android) oferuje mi więcej i jest równie (bez)awaryjne, co iOS?

REKLAMA

Mam szczerą nadzieję, że mam wypaczone spojrzenie (zawsze chętniej coś krytykujemy niż chwalimy, więc zwiększone natężenie zgłaszanych problemów może wynikać również z tego) i że to, co najwyżej, chwilowa słabość Apple’a.

Słabość, która, o ile mnie pamięć nie myli, nigdy nie dotknęła tej firmy za panowania Steve’a Jobsa.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA