REKLAMA

Jolla wkracza do gry

Nie mają sklepu pełnego setek tysięcy aplikacji i gier, bogatego portfolio smartfonów, rozbudowanej sieci dystrybucyjnej czy gigantycznych funduszy na marketing. Mają za to spore doświadczenie w produkcji systemów mobilnych, interesujący, choć niekoniecznie imponujący pod względem parametrów telefon oraz pomysł na rozwój. O kim mowa? Oczywiście o firmie Jolla, która jeszcze w tym miesiącu wprowadzi na rynek pierwszy telefon z systemem Sailfish.

14.11.2013 18.02
Jolla wkracza do gry
REKLAMA

Zanim zerwiecie się z miejsc i popędzicie do najbliższego sklepu z elektroniką warto jednak wiedzieć, że zapowiadana na 27.11.2013 premiera jest premierą w sensie lokalnym. Tego dnia fiński operator DNA otworzy swój sklep w Helsinkach wyposażony w zaledwie 450 sztuk, zarezerwowanych dla tych, którzy w pierwszej kolejności złożyli zamówienia. Kolejni będą musieli uzbroić się w cierpliwość – następne partie trafią do dystrybucji DNA w grudniu, natomiast pozostali klienci na swój telefon będą musieli czekać jeszcze dłużej (choć ma to mieć miejsce jeszcze przed końcem roku).

REKLAMA
jolla_026_d

Przedstawiciele firmy w rozmowach (m.in. na Twitterze) dają jasno do zrozumienia, że nie spieszy im się za wszelką cenę z premierami na następnych rynkach.

Obecnie informują jedynie o tym, że każde nowe „wejście” będzie bardzo ostrożne i szczegółowo przygotowywane. Nie chcieli także zdradzić, w jakich krajach klienci w katalogach operatorów będą mogli zobaczyć modele z Sailfish. Jeśli więc nie zdecydujemy się na zakup z pominięciem naszego dostawcy sieci komórkowej, nikt nie powie nam, kiedy pojawi się taka możliwość.

Nie zmienia to jednak faktu, że Jolla, pomimo wszystkiego co mogło stanąć jej na drodze, uczyniła pierwszy krok w bardzo długim marszu, który... nie wiadomo jak się zakończy. Na razie płacąc 399€ , otrzymamy (kiedy już przyjdzie nasza kolej) telefon z 4,5” ekranem o rozdzielczości qHD (960x540), 5-punktowym multitouchem, pokryty szkłem Gorilla 2 Glass, dwa aparaty (8MPX i 2 MPX), 16GB pamięci (+ karty microSD), dwurdzeniowym Snapdragonem o taktowaniu 1,4GHz, 1GB pamięci RAM, łączność 3G/LTE, Bluetooth 4.0, WiFi i GPS. Wszystko to zamknięte w obudowie o masie 141 gram i wymiarach 131x68x9,9mm, z oryginalną opcją personalizacyjną określaną jako „The Other Half”. Pokrywa baterii jest bowiem w przypadku tego telefonu nie tylko kawałkiem plastiku, ale też potencjalnie w pełni funkcjonalnym dodatkiem, pozwalającym albo rozszerzyć możliwości sprzętowe naszego telefonu, albo po prostu sprawić, że będzie wyróżniał się z tłumu. W tym pierwszym zadaniu pomoże mu szereg opcji połączeń, obejmujących m.n. WIFI oraz NFC.

Z której strony by nie patrzeć – nic imponującego, choć patrząc na parametry na papierze można przyczepić się jedynie do rozdzielczości wyświetlacza (PPI 244), która jest poniżej obecnych standardów (stary już Nexus 4 posiada 320 PPI).

Ot, po prostu przeciętny smartfon ze średniej półki, którego wydajność i stabilność pracy będzie można ocenić dopiero po tym, jak trafi w ręce pierwszych testerów czy zwykłych użytkowników. Wcześniej zdecydowanie nie warto go skreślać, tylko dlatego, że ma np. dwa, a nie cztery rdzenie.

jolla-app-grid-2-fixed

Siłą telefonu Jolla ma być jednak nie sprzęt, a system operacyjny.

Zbudowany przez byłych pracowników Nokii odpowiedzialnych wcześniej za MeeGo, którego w dalszym ciągu z sentymentem wspomina całkiem spora grupa użytkowników, ma wnieść nieco świeżości na obecny rynek systemów mobilnych. W jaki sposób? Przede wszystkim interfejsem użytkownika, opartym na trzech podstawowych gestach – Swipe away, Peek oraz Pull i nie wymagającym użycia fizycznych przycisków oraz ciekawie rozwiązanemu systemowi wielozadaniowości.

Przyglądając się dotychczasowym prezentacjom, nawet jeśli wcześniej nie darzyliśmy podobnego pod niektórymi względami MeeGo, trzeba przyznać, że takie podejście robi całkiem dobre wrażenie i trudno dziwić się ludziom, którzy w krótkim czasie sprawili, że kilka tysięcy telefonów z pierwszych partii rozeszło się w przedsprzedaży w bardzo krótkim czasie.

Przed twórcami Saifish OS stoi jednak cała masa problemów związanych z wprowadzaniem nie tylko nowego sprzętu, ale i nowego systemu na rynek.

Niektóre z nich zostały już na szczęście rozwiązane – chociażby ogłoszona wczoraj współpraca z działem HERE Nokii zapewni dostęp do najświeższych map i POI, a niedostatek aplikacji tworzonych przy użyciu oferowanego SDK ma uzupełnić obsługa programów z Androida i bezpośredni dostęp do sklepu Yandex.Store. W jego ofercie nie odnajdziemy wprawdzie 500 000 czy 800 000 programów, a jedynie niecałe 90 000, ale pobieżne pokazuje, że jeśli szukamy absolutnych „must-have”, to powinniśmy je odnaleźć bez większych problemów.

jolla-app-grid-fixed

Podpisane już jakieś czas temu umowy z partnerami w Chinach pozwolą Jolla Mobile trafić bez większych problemów na kolejny po fińskim rynek, który może nawet chętniej przyjąć taką ciekawostkę niż rynek europejski, o ile oczywiście cena będzie odpowiadała lokalnym standardom.

I choć można śmiać się z Sailfish OS i najnowszego telefonu Jolla jako prawdopodobnie jednego z najmniej perspektywicznych urządzeń i systemów na rynku (zwłaszcza przy wsparciu jakie ma Firefox OS czy będzie miał Tizen), zdecydowanie nie należy stawiać na nich krzyżyka już teraz.

W rzeczywistości bowiem nie ciąży na nich praktycznie żadna presja, każdy tysiąc sprzedanych telefonów jest dla liczącej mniej niż 200 pracowników firmy sukcesem, a pierwszy krok w drodze po kolejne sukcesy został już zrealizowany. Tymczasem inne, większe firmy, aby ich poczynania zostały dostrzeżone, muszą sprzedać miliony telefonów, a i tak nie zawsze będzie się dało określić to jako wielki wyczyn.

REKLAMA

Mierzmy więc ewentualne osiągnięcia Jolla przez pryzmat możliwości – aktualnie, nawet w perspektywie dłuższego czasu, nie ma żadnych przesłanek aby uwierzyć, że produkt Finów stanie się graczem istotnym na globalnym rynku, mogącym zagrozić Androidowi, iOS czy nawet Windows Phone albo BlackBerry. Proces ten będzie trwał i trwał i nie jest pewne, czy jest nawet rozpatrywany jako realny cel – nie każdy chce być przecież „największy i najsilniejsi”, niektórzy po prostu wolą po prostu „być”. Pierwszy telefon jest drogi i kupią go tylko pasjonaci? Cóż, może taki właśnie był cel.

Pozostaje nam więc liczyć na to, aby pierwszy krok nie okazał się ostatnim – w końcu konkurencja może wyjść użytkownikom tylko na dobre.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA