REKLAMA

Sąd Najwyższy: internet i blog nie usprawiedliwiają obrażania

Internet to swego rodzaju wciąż jeszcze nowe medium, w związku z czym nie tylko nie zawsze nadąża za nim prawo, ale również pewnego rodzaju dobry zwyczaj. Kultura internetu powoli nam się dopiero wykształca, a na pewno jednym z jej filarów powinien być dorobek prawny. Wczoraj Sąd Najwyższy odniósł się do jednego z najbardziej kontrowersyjnych zagadnień - czy w internecie wolno powiedzieć więcej? 

17.10.2012 09.34
"Iinternet jest medium daleko bardziej niebezpiecznym niż tradycyjne media".
REKLAMA
REKLAMA

Społeczeństwo zdaje się wyznawać dwa podstawowe poglądy na internet. Pierwszy, chyba nawet niestety trochę popularniejszy, postrzega sieć jako jakiś wirtualny, fikcyjny świat rządzący się swoimi regułami. Drugi pogląd, którego od zawsze ja jestem zdecydowanym zwolennikiem, definiuje internet jako (mimo wszystko nadal) nowe medium, będące jednak elementem codziennego życia, do którego zastosowanie znajdują wszystkie dobrze nam znane reguły funkcjonowania w społeczeństwie, wcale nie różniące się od normalnego dialogu czy na przykład spotkania w windzie.

Myślę, że poniekąd do tego drugiego poglądu przychylił się wczoraj Sąd Najwyższy. Wszystko w związku z głośną w pewnych kręgach sprawą blogera Łukasza Kasprowicza, który na swoim blogu w dosadnych słowach komentował poczynania burmistrz Mosiny, Zofii Springer. Na blogu pojawiały się między innymi takie stwierdzenia jak  "Mosiński magistrat to według mnie burdel na kółkach, a jego szefową jest Zofia Springer"; "kłamczucha"; "kłamliwa bestia"; "Springer zmusza mosińskich urzędników do bezprawia pod groźbą konsekwencji", sugestie, że burmistrz upija swoich wyborców żeby na nią głosowali czy doszukiwanie się oczywistych przeróbek graficznych na plakatach prezentujących powódkę. Podstawą prawną dla pozwu był oczywiście występek z art. 212 KK, czyli zniesławienie.

Sąd rejonowy przyznał rację powódce, nakładając na pozwanego obowiązek zapłaty nawiązki, wykonywania prac społecznych, a także roczny zakaz wykonywania zawodu dziennikarza. W tej ostatniej kwestii sąd rzeczywiście chyba nieco poniosło, a jak wkrótce zauważyła Helsińska Fundacja Praw Człowieka, sąd pozbawił Kasprowicza jedynego źródła dochodu (bloger pracował również w jednej z regionalnych gazet).

Z każdą kolejną instancją sprawa stawała się coraz ciekawsza. Sąd okręgowy zdecydował się bowiem blogera całkowicie uniewinnić! Argumentacja sugerowała, że blog nie jest materiałem dziennikarskim, tylko obywatelską opinią na temat władzy, na dodatek wyrażaną w imię społecznego interesu. Stwierdzenia, które budziły największe kontrowersje SO wprawdzie dostrzegł, ale zdecydował się umorzyć ze względu na znikomą szkodliwość społeczną. Adwokat burmistrz - trudno się dziwić - wniósł o kasację do Sądu Najwyższego.

Sąd Najwyższy przychylił się do części wyroku sądu okręgowego uniewinniającej pozwanego w kwestii zarzutów, które można bezpośrednio przypisać obywatelskiej krytyce władzy. Wątpliwość SN wzbudziła natomiast kwestia podniesionej problematyki "znikomej szkodliwości społecznej" kilku innych zarzutów. W tej materii kasacja została uznana za uzasadnioną. Sąd argumentował to bardzo ważnymi słowami "Inaczej musielibyśmy zaakceptować, że w internecie "można więcej", a treści nie są szkodliwe społecznie". "A przecież internet jest medium daleko bardziej niebezpiecznym niż tradycyjne media".  Innymi słowy, SN zrównał w swojej ocenie blogerów z tradycyjnymi dziennikarzami.

Czy używanie zwrotów "esbecki pomiot" czy "tapirowany kundel" mieści się w granicach krytycznych opinii głoszonych w obywatelskim interesie - mam co do tego pewne wątpliwości. Problemu w tej materii nie zauważa jednak nawet Sąd Najwyższy, więc sprzeczać się po prostu nie wypada.

REKLAMA

Niezależnie od ostatecznego rezultatu postępowania karnego, niedługo potem burmistrz będzie dochodziła sprawiedliwości również w procesie cywilnym. To właśnie proces cywilny wydaje się być odpowiedniejszym i bardziej adekwatnym polem do popisu w sprawach o naruszenie dóbr osobistych. Istnieją zresztą inicjatywy obywatelskie, które artykuł 212 chciałyby wykreślić z kodeksu karnego. Takie rozwiązanie miałoby liczne zalety, ale również i wady, o których będę blogował na Spider's Web w przyszłości.

Każdego roku rośnie liczba skazanych z artykułu 212 KK. W dużej mierze wpływ na to ma frywolność mediów, często właśnie internetowych. Warto jednak mieć na uwadze, że nadal nie są to liczby spektakularne. Dość racjonalnie funkcjonujące sądy starają się unikać wydawania wyroków skazujących w tych zawsze spornych i kontrowersyjnych sprawach.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA