REKLAMA

Battlefield 3: Aftermath – po co w ogóle takie DLC?

„Kiedyś to były czasy” – powiedzenie to dobrze sprawdza się podczas dyskusji na wiele różnych tematów. Jednym z nich są dodatki i rozszerzenia do gier. Dawno temu pojawienie się dodatku oznaczało znaczącą rozbudowę podstawowej wersji gry, wiele usprawnień, nowej zawartości (nieraz kwalifikującej się na pełnoprawny, oddzielny tytuł). Dawne czasy się jednak skończyły, dodatki przemieniły w DLC i nie jest już tak kolorowo. Idealnym przykładem złej dodatkowej zawartości jest Battlefield 3: Aftermath, na temat którego ujawniono ostatnio więcej szczegółów.

22.10.2012 09.39
Battlefield 3: Aftermath kolejny dodatek do gry, który nie wprowadzi żadnych nowości
REKLAMA
REKLAMA

Aftermath (w polskiej wersji „Dogrywka”) jest już czwartym, z zapowiadanych pięciu dodatków do gry Battlefield 3. W wirtualnych sklepach pojawi się on na przełomie listopada i grudnia. 27 listopada otrzymają go posiadacze pakietu Premium w wersji na konsolę PlayStation 3, a niedługo później dostęp uzyskają gracze na pozostałych platformach. Co zaoferuje nam Aftermath? Na papierze wszystko wygląda ładnie. Będą cztery dodatkowe mapy, które tym razem skupią się na Teheranie dotkniętym trzęsieniem ziemi. Do tego dojdą trzy nowe pojazdy, nowe wyzwania w takiej samej ilości, a także trochę nieśmiertelników. Nie zabraknie też niedostępnego dotychczas trybu gry nazwanego „Scavenger”, w którym gracz po respawnie będzie dysponował jedynie podstawowym wyposażeniem, a lepszą broń (w tym debiutującą w serii kuszę) będzie mógł znaleźć porozrzucaną po polu bitwy. Całość została wyceniona na 14,99$, więc w naszym kraju śmiało można przygotować się na cenę na poziomie 59,99zł.

Do suchego opisu nowości faktycznie nie można się specjalnie przyczepić. Są nowe mapy, pojazdy i inne elementy typowe dla takich rozszerzeń. Aż zbyt typowe. Nie ma tu nic, co mogłoby naprawdę wzbogacić rozgrywkę, coś dla czego warto byłoby te 60 zł zapłacić. Poprzednie dodatki do BF3, chociaż i tak są zbyt drogie, to mają motyw przewodni i jakiś sens. W Back to Karkand otrzymaliśmy klasyczne, genialnie zaprojektowane mapy, wzbogacone o możliwość totalnej ich destrukcji. W Close Quarters tematem przewodnim była walka na małych dystansach, w stylu Call of Duty. Można się spierać czy to w praktyce wypaliło, ale osoby lubiące rozgrywkę tego typu otrzymały coś dla siebie. Armored Kill to wielkie mapy ukierunkowane na walki ciężkich pojazdów, gratka dla bardziej konserwatywnych fanów. W Aftermath skończyły się pomysły, a zaczęło się ewidentne wyciąganie kolejnych pieniędzy z graczy. Nową broń w postaci kuszy traktuję bardziej w formie ciekawostki. Tryb z poszukiwaniem broni wprowadzi chaos i będzie pewnie przez graczy ceniących sobie jakąś współpracę podczas rozgrywki omijany szerokim łukiem. Wątpię, aby mapy ulokowane w ruinach miasta zniszczonego przez trzęsienie ziemi nomen omen zapadły graczom na lata w pamięci. O nowych pojazdach autorzy nie wspominają zbyt wiele, więc niczego spektakularnego się nie spodziewam.

REKLAMA

Nie jestem wielkim przeciwnikiem obecnej polityki producentów w temacie DLC, pod warunkiem, że wiem za co płacę. Jak płacę dużo pieniędzy, mogę oczekiwać dużo w zamian. Coraz rzadziej  firmy postępują zgodnie z tym założeniem. Czasami jest to mniej widocznie, czasami bardziej – tak jak w przypadku opisywanego DLC. Dla kogo zostało ono w takim razie stworzone? Dla posiadaczy subskrypcji Battlefield Premium, ponieważ płacąc za ten pakiet mają gwarantowany dostęp do wszystkich pięciu planowanych DLC i muszą je otrzymać. Dla absolutnych maniaków Battlefield 3, którzy kupują wszystko co jest związane z tą grą. W końcu dla konsolowych łowców achievementów/trofeów, pragnących utrzymać swoje stuprocentowe wyniki w tej grze.

Reszty bardziej obeznanych graczy Aftermath pewnie nie zainteresuje, a nawet jak ktoś się na niego skusi, to zostanie ze świadomością nie najlepiej wydanych 60zł. W takim razie po co tworzyć takie DLC? Oczywiście odpowiedzią są pieniądze, ale czasami chyba lepiej jest wypuścić trochę mniej dodatkowej zawartości, za to stojącej na wysokim poziomie, dodającej coś wartościowego. Tym bardziej, że w tym wypadku nie mamy do czynienia z podrzędną serią gier, a kultowym już dla wielu Battlefieldem.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA