REKLAMA

Przykro mi, że zrobiliśmy Grażynę Żarko dobrze - wywiad z Bartłomiejem Szkopem

30.07.2012 18.10
Wywiad z Bartomiejem Szkopem, twórcą projektu Grażyna Żarko i Barbary Kwarc.
REKLAMA
REKLAMA

Spotkaliśmy się w kawiarni na rynku, na luzie i trochę w biegu. W zasadzie bardzo, bo po prawie dwugodzinnej konwersacji mój rozmówca spytał mnie – a pani jest z MojeMiasto, macie redakcję w każdym mieście?

Bartłomiej Szkop to sympatyczna i otwarta osoba, pewnie właśnie dlatego rozmawialiśmy przez bite dwie godziny nie tylko o projekcie Grażyna Żarko, ale też o internecie, stanie polskich mediów, manipulacji informacją i zachowaniami. Przyznam szczerze, że nie tego się spodziewałam – w końcu Bartłomiej Szkop razem z Grzegorzem Cholewą postawili polski internet w stan gotowości jak nikt od dawna. Ich fikcyjna Grażyna Żarko wywołała burzę, oburzenie, skrajne emocje i sprowokowała niesamowicie ważną dyskusję na co najmniej kilka tematów: chamstwa w sieci, nienawiści, zarabiania na filmach na YouTubie, czy kontrolowania reakcji internautów. To Bartłomiej Szkop stworzył postać legendarnej już niemal Baśki Kwarc.

Kim jest człowiek, który zmusił do dyskusji wszystkich: dziennikarzy, blogerów, vlogerów i ekspertów? Czy Grażyna Żarko była tylko żartem, a może wyrachowanym trollingiem? Co będzie się działo dalej? O tym i o wielu kwestiach rozmawiam z Bartłomiejem Szkopem.

Ewa Lalik, Spider’s Web: Od ujawnienia Grażyny Żarko minął tydzień. Jakie wrażenia?

Bartłomiej Szkop: Główny problem Grażyny Żarko polega na tym, że wszyscy się przyzwyczaili, że w internecie można hejtować. Dziennikarze mają do nas pretensje – przecież sami sprowokowaliśmy sytuację Grażyny Żarko, to czego się mogliśmy spodziewać? Nie może tak być. Jeżeli ktoś zaczepi mnie na ulicy bądź sprowokuje, to czy mam prawo mu oddać, spoliczkować i poniżyć?

To chyba nie jest do końca analogiczna sytuacja? Gdy ktoś zaczepia cię na ulicy, to zaczepia cię osobiście. Gdy ktoś wrzuca filmik na YouTube’a, to wchodzisz i oglądasz go z własnej woli.

Z doświadczenia wiem, że bardzo ciężko jest zmusić kogokolwiek do takiego zaangażowania, by zdecydował się nagrać własny filmik. Grażyna Żarko wywoływała tak duże emocje, że zaczęły powstawać filmy komentujące jej wypowiedzi. Droga od nagrania takiego filmu do tego, by zrobić coś Grażynie na ulicy jest bardzo bliska.

To dlatego przerwaliście projekt? Ile miał trwać?

Myślę, że jakoś do końca lipca.

I co potem? Mieliście od początku zamiar się ujawnić w sposób, w jaki zrobiliście to tydzień temu?

Tak. Głównym celem było pokazanie, że internauci dają się nabrać.

W sieci panują opinie, że chcieliście pokazać, że internet jest pełen nienawiści, jak ludzie hejtują, a w końcowym filmie powiedzieliście, że bardziej chcieliście pokazać to, co dzieje się na YouTubie – programy partnerskie, vlogerzy wyrastający znikąd, itd. Dlaczego wierzymy takim ludziom, vlogerom „z ulicy”, a nie wierzymy powiedzmy blogerom, którzy piszą?

Cały czas się nad tym zastanawiam. Dlaczego nie wierzymy w media tradycyjne i w to, że Arnold Schwarzenegger zabijał ludzi na ulicy? Jeszcze nie znalazłem odpowiedzi na to pytanie.

Czy te przeprosiny od vlogerów dla Grażyny Żarko były szczere? Kto przepraszał i kogo właściwie? Wymyśloną postać?

Niektórzy twierdzą, że te przeprosiny nie miały żadnej racji bycia, ponieważ one dotyczyły wyimaginowanej osoby. Ludzie nie wiedzą co z tym fantem zrobić – dziennikarze dyskutują sami ze sobą. Wiem, że w redakcjach są porządne i gorące dyskusje – jedni piszą odpowiedzi i polemizują, inni krytykują i podważają sensowność takich przeprosin. W tych wszystkich przeprosinach wideo i komentarzach, nie pojawia się dokładnie sprecyzowany adresat przeprosin – ludzie przepraszają za swoje zachowanie i to jest dla mnie najważniejsze. Wyrażają skruchę za to, co zrobili. Czy to, kogo przepraszają ma jakieś znaczenie? Moim zdaniem nie ma. Przepraszający ponieśli konsekwencje: zrobili coś złego, nagrali filmy i przeprosili.

A przeprosiny od vlogerów nie są bardziej powodowane tym, że tak wypadało? Nagrali hejty, sprawa okazała się nieprawdą, więc trzeba nagrać i przeprosić, żeby wyjść z sytuacji z twarzą.

I bardzo dobrze. Niech vlogerzy czują, że nic nie ginie, że to wszystko zostaje. Na skrzynkę na YouTubie dostajemy mnóstwo listów z przeprosinami, takich na stronę A4. To są szczere przeprosiny.

Tydzień minął, końcowy film „Grażyna” ma już ponad milion wyświetleń. Co dalej? Pociągniecie to?

Nie, absolutnie nie. Nie zarobiliśmy na całym projekcie ani złotówki. Myślę o tym, żeby po prostu zlikwidować kanał Grażyny. Końcowy film i tak się rozszedł. Chociaż jeżeli usuniemy tylko filmy reżyserowane z Grażyną, a zostawimy sam końcowy, to znowu będzie, że coś kombinujemy.

Dlaczego akurat Grażyna jako taki stereotyp typowego, polskiego zatwardziałego katolika, „mohera”?

To nadal wzbudza najwięcej emocji w Polsce. I to już nie jest moja wina, że w Polsce stereotypem katolika jest starsza „moherowa” pani. Pokazaliśmy stereotypy. Nie jest też moją winą, że nauczyciele sami zasłużyli sobie na taki wizerunek, jaki my przedstawiliśmy, czyli krzyczącej pani, która nie zna się na młodzieży i do powiedzenia ma jedynie to, że ma rację. Wykorzystaliśmy tylko od dawna wypracowane stereotypy. Czytałem gdzieś wypowiedzi, że katolicy zostali w Polsce znieważeni i wykorzystani – no bo niby dlaczego akurat postać Grażyny jest katoliczką? To nie do końca tak. Ciężko znaleźć w Polsce równie mocno zakorzeniony i wzbudzający takie emocje stereotyp.

W pewnym momencie zrobiliście genialną rzecz – zestawiliście Baśkę, pewnie by zrobić szum, z Grażyną. Dwie kompletnie różne i skrajne postacie – jedna wulgarna, luzacka, druga na wyraz katolicka i „poprawna”. Dlaczego Baśka znalazła swoje miejsce na YouTubie i traktowana jest niemal jak swoja, a Grażyna nie?

Dlatego, że Baśka została zaakceptowana przez społeczność youtube’ową. Ta społeczność nie może sobie rościć praw do tego, by jednych akceptować, a drugich odrzucać. Ludzie, którzy siedzą i nagrywają na YouTube żyją też w normalnym społeczeństwie i nikt nie ma prawa ich izolować, ponieważ akurat ta pani głosi racje, które większości się nie podobają. Ja w ogóle uważam, że internet jest takim miastem, w którym każdy ma prawo żyć i funkcjonować i nikt nie ma prawa decydować o tym, kogo wyrzucić za granice.

W sieci pojawiło się sporo reakcji na projekt. Dziennikarze dyskutują, a te młodsze pokolenia, w tym blogerzy, mówią, że projekt Grażyny Żarko nic nie wnosi i tylko potwierdza od dawna znany fakt, że w sieci jest chamstwo i nienawiść.

Artykuły negatywne wobec projektu Grażyny Żarko skupiają się na tym, by zadać pytanie czego się spodziewaliśmy? To tak jakbym wrzucił gówno w wentylator, a potem się dziwił, że mam kałem ochlapane ściany w pokoju. Poza tym jest jeszcze drugi poziom sprawy – w momencie walczenia z takich chamstwem poziom tej nienawiści i wyzwisk jeszcze wzrasta, a internauci krzyczą: cenzura! To wcale nie tak. W momencie, gdy ktoś kasuje obraźliwe komentarze, to nie cenzuruje, a walczy z chamstwem. Czy w realnym świecie cenzurą jest to, że policja reaguje, gdy dwie osoby się biją albo nawet publicznie wyzywają?

To dlaczego tolerujemy to chamstwo i traktujemy jako integralną część internetu?

Dziwi mnie dlaczego blogerzy, dlaczego wszyscy zgadzają się na to, że w internecie jest chamstwo. Dlaczego nikt nie podejmie tematu, że nie powinno go tam być? Tu się rozgrywa ta cała walka – czy jeśli ktoś mnie sprowokuje, to ja mam prawo oddać mu ze zdwojoną siłą? Albo jestem kulturalny, albo nie – albo grzecznie powiem, że się z kimś nie zgadzam, albo dam temu komuś w twarz. To rozgrywa się na bardziej etycznej płaszczyźnie. Jak się przyzwyczaimy do zabijania na ulicy, to czy wszystko będzie w porządku? W internecie każdy ma prawo bytności – także ta “moherowa babka” spod krzyża. Jeżeli się nie zgadzam to nie komentuję i do widzenia.

Ciężko było rozkręcić ten cały szum? Startowaliście z czystym kanałem. Ciężko było się wkręcić w youtuberski światek?

Nie, bo wykorzystaliśmy do tego Baśkę. Potem już samo ruszyło dalej. Zresztą sami prowokowaliśmy – umieszczaliśmy komentarze jako Grażyna na kanałach vlogerów.

Ja prowokowałem, ale umieszczałem to jako Grażyna. Na przykład u Rocka (RockAlone2K) – jak pan może, jest pan ojcem, powinien pan świecić przyzwoitością i przykładem, a pokazuje pan przemoc w grach komputerowych. A potem wybuchnęło – ty taka owaka, tarcza, nienawiść. Po czym napisałem Rockowi ponownie, że powinien wziąć odpowiedzialność za swoich fanów i widzów. W komentarzach Grażyny nie było nic poniżającego, ośmieszającego, to nie był atak personalny na Rocka pod tytułem “jesteś taki i taki”, a kulturalne wyrażenie zdania, co wywoływało jeszcze większą falę nienawiści.

Czy pomysł na projekt Grażyny Żarko rodził się jakoś samoistnie, czy był jakiś moment krytyczny, który zadecydował: “zróbmy coś takiego”?

Nie, to rodziło się przez te trzy lata pracy z Baśką. Poza tym ja też pracowałem dla różnych firm, robiłem wirale i w pewnym momencie puknąłem się w głowę, że to jest bez sensu, że zaciemniamy rzeczywistość i wykorzystujemy ludzi.

A co z Maćkiem Budzichem? Jeszcze przed ujawnieniem, że Grażyna to prowokacja, on was zdemaskował. Czy to coś zmieniło?

Uważam, że Maciek Budzich to jeden z najmądrzejszych vlogerów w Polsce. Maćka też wykorzystaliśmy w końcowym fimie jako jedynego vlogera, który miał coś mądrego do powiedzenia. Po piątym odcinku Grażyny pojawiały się komentarze niektórych osób, że przecież coś musi za tym stać, że to niemożliwe, że ta pani nagrała to sama, ale one natychmiast przepadały w strumieniu obelg.

Obok nienawiści i chamstwa chcieliście pokazać też, jak działa zarabianie na YouTub’ie. Co z tym zarabianiem jest nie w porządku?

Zrobiła się bardzo niebezpieczna sytuacja. Tak jak Rada Etyki Mediów kontroluje media tradycyjne, tak YouTube jest pozostawiony tylko i wyłącznie użytkownikom. Podzieliłbym to na kilka osobnych spraw: zarabianie na YouTubie – dawniej, dwa, trzy lata temu było tak, że partnerstwo reklamowe na YouTube mogły zawiązywać tylko duże firmy i korporacje, ponieważ reklamy i zarobki były jeszcze projektami eksperymentalnymi. W tych korporacjach istniała jeszcze jakaś kontrola treści. Nie każdy mógł sobie wrzucić film, czerpać zyski i obserwować, co trzeba zrobić, żeby więcej zarobić. Teraz nikt tego nie kontroluje i użytkownik na YouTubie ma prawo wrzucać filmiki jakie mu się podobają. Jak załapie, że im więcej odsłon, tym więcej pieniędzy, to wiadomo, że będzie robił takie treści, które będą tylko kontrowersyjne, tylko ośmieszające i tylko po to, żeby nabijać wyświetlenia.

Jeśli treści są nieodpowiednie, przekraczają granice dobrego smaku lub naruszają prawo, to użytkownicy mogą zgłaszać filmy, mają dostępne mechanizmy bezpieczeństwa. Takie zgłoszenia nie przynoszą skutków?

To bezpieczeństwo nie działa. Dlaczego? Ponieważ kilkaset komentarzy, które pojawiały się pod filmami Grażyny Żarko nawoływały “zgłaszajcie za naruszenie zasad”, ale YouTube usunął nam tylko jeden, pierwszy film. Cieszyliśmy się z tego usunięcia – jeżeli filmy byłyby usuwane, to znaczyłoby, że proces bezpieczeństwa na YouTubie funkcjonuje, że wszystko się zgadza i ktoś to kontroluje. Na dodatek filmy odpowiadające Grażynie – te agresywne wykorzystane w końcowym materiale – nie wiem, nie daję głowy, ale dwa dni temu jeszcze wisiały i one wiszą dalej. Nikt tego nie kontroluje. Co z tym wielkim bezpieczeństwem? Po co są przyciski zgłaszania filmu?

Czy YouTube, przedstawiciele Google’a zareagowali jakoś na projekt?

Po tym, jak zobaczyli, jak mocno Grażyna Żarko się rozniosła, skontaktowali się z nami przedstawiciele YouTube’a na Europę Wschodnią. Zaczęli rozmawiać z Grześkiem na ten temat i powiedzieli, że z miłą chęcią wyjaśnią nam zasady partnerstwa na YouTubie i pokażą, jak to funkcjonuje. Powiedzieliśmy, że wiemy i nie trzeba nam nic wyjaśniać, na co dostaliśmy pytanie dlaczego więc zrobiliśmy taki projekt? Zrobiliśmy go by pokazać, że to jednak nie funkcjonuje. Większość osób, które odpowiedziało na Grażynę Żarko ma na swoich kanałach reklamy i zaczęła korzystać z Grażyny. Stanęło na tym, że chcielibyśmy spotkać się z YouTube’em i porozmawiać o ich bezpieczeństwie, więc jest to już pierwszy poważny sygnał, że coś ten projekt dał. Nalegam na spotkanie i na to, żeby osoby zajmujące się YouTube’em się ujawniły, bo oni siedzą gdzieś poukrywani, nikt ich nie zna, część naruszeń idzie przez Stany Zjednoczone, część przez Polskę. Powinni wyjść i wziąć się za robotę na robotę.

Przedstawiciee YouTube’a siedzą gdzieś ukryci, tak samo jak użytkownicy ukrywają się za nickami. Czy ograniczenie anonimowości użytkowników, na przykład poprzez konieczność podpisywania się imieniem i nazwiskiem, mogłaby zmniejszyć ilość hejtu?

Tak, jak najbardziej. Byłem przeciwko ACTA, skakałem przeciw tej ustawie pod budynkiem Parlamentu Europejskiego w Warszawie i wciąż uważam, że ACTA była zła. Skłaniam się jednak ku temu, żeby wprowadzić jakiś proces weryfikacyjny. Na przykład przy logowaniu się do internetu. Może trzeba by podawać swój PESEL, albo imię i nazwisko? Wszystko da się ominąć. Da się podrobić dowód, podać fałszywe dane. W realnym życiu jest tak samo jak w internecie. Podrobienie dowodu jest w realnym świecie karalne, natomiast to, co widzieliśmy w sieci pozostaje bez reakcji.

Jest pan przeciw ACTA, a chciałby pan, żeby wprowadzono kontrolę internetu i brak anonimowości.

To może powiem inaczej – uważam, że w internecie jesteśmy jedną wielką rodziną, miastem, czy kamienicą i powinniśmy starać się załatwić własny syf sami, prać własne brudy. Nie jestem zwolennikiem tego, by nagle weszła ACTA i by ktoś kontrolował nas odgórnie. Niech politycy odczepią się od internetu, bo nie mają o nim zielonego pojęcia. My jako ludzie kulturalni, podejmijmy dyskusję i ustalmy zasady.

Jesteśmy w stanie to zrobić?

Jesteśmy. Tylko musimy zrozumieć, że nie można przyzwyczajać się do chamstwa. Mamy bardzo mądrych vlogerów, nawet takich, którzy się z filmem o Grażynie Żarko nie zgadzają. Zbierzmy ekipę ludzi, którzy wspólnie zastanowią się jak załatwić problemy internetu, zanim góra się za to weźmie, zanim weźmie się za nas.

Przecież za łamanie prawa w sieci też można ponieść konsekwencje.

Ale to nie działa.

Próbowaliście? W stosunku do Grażyny Żarko padały ostre słowa, groźby śmierci. Nie zgłosiliście tego nigdzie?

Długo się nad tym zastanawialiśmy. Finalnie niczego nie zgłosiliśmy. Ja byłem za tym, żeby jednak to zrobić. Grzesiek był raczej przeciwny. Twierdził, że to jest fikcyjna postać i gdy ujawnimy ten film, to nie przełoży się to na żadne działanie odpowiednich służb. Myślałem – co z tego, że to postać fikcyjna, skoro pani Ana odgrywająca rolę Grażyny naprawdę żyje i porusza się po ulicach w realnym świecie i kto wie, co może się jej zdarzyć? Nie chodzi nawet o agresję fizyczną, ale o samo poniżenie, a dla pani Anny to jest bardzo ważna i drażliwa sprawa.

O co więc tak naprawdę chodziło w projekcie? Pojawiły się różne przekazy, że chcieliście pokazać problem przemocy w sieci, źle pojmowanej wolności słowa i braku odpowiedzialności. A może bardziej chodziło o problem YouTube’a, partnerstwa i ludzi, którzy chcą na nim zarabiać? Przekaz gdzieś się po drodze rozmydlił, podzielił na co najmniej dwie różne kwestie.

Tak, przekaz trochę się rozmydlił. Naszym zamiarem było pokazanie procesu łatwości wykorzystania internauty i jego emocji. My wykorzystaliśmy je do filmu, a niektóre firmy i korporacje wykorzystają je w celu zarabiania pieniędzy. Po drodze doszła agresja. Byliśmy przygotowani na agresję słowną, ale doszły do tego filmy i groźby, i wtedy wystraszyliśmy się, i zakończyliśmy projekt pokazując to, co się tam działo. Nie ma w tym trzeciego, piątego, czy dziesiątego dna. To nie był eksperyment – bo my nie jesteśmy naukowcami – tylko pewien dokumentalny zapis zjawiska, które zaobserwowaliśmy pracując przy Baśce. Trzeba było to oczywiście skrócić i trzeba było zrobić terapię szokową, żeby to zadziałało. Przykro mi, że zrobiliśmy to dobrze.

Wszyscy próbują się doszukać drugiego i trzeciego dna. Dziennikarze tak zwanej “starej daty” dyskutują o problemie, młodsi internauci, którzy wychowali się na internecie stwierdzają, że był to zwykły trolling i wszystko było do przewidzenia. Co będzie za rok? Kto będzie pamiętał o Grażynie?

Na pewno ci, którzy ją obrażali, czyli kilkadziesiąt tysięcy osób. Ja chciałbym kontynuować proces pracy nad bezpieczeństwem sieci, bo bardzo mnie to zafascynowało. Nie znam się na tym świetnie, nie jestem specjalistą od internetu, ale to cztero- czy pięcioletnie doświadczenie pracy w internecie daje mi pogląd na sytuację i ukierunkowuje mnie na kwestie bezpieczeństwa. To trudne doświadczenie, bo zebrane na żywym organizmie, na ludziach i na testowaniu ich reakcji. Dzisiaj ub wczoraj czytałem w Gazecie Wrocławskiej świetny tekst – dziennikarka napisała wprost, że jej projekt Grażyna Żarko się nie podoba, bo to jest tak, jakby wsadzić rękę do kontaktu i zdziwić się, że poraził prąd. Drodzy wydawcy! Zastanówmy się – co jest ważniejsze: zarabianie pieniędzy czy rzetelność; wrażliwość, czy wychowanie? Widzę, co się dzieje – portale, które były kiedyś dla mnie bardzo wiarygodne, czyli na przykład TVN24, tracą i liczy się tylko kasa – Madzia, matka Madzi. Partnerzy, sponsorzy, firmy trzecie i opcje polityczne – przecież to nie jest moralne. Trzeba wyczyścić wszystko, zaorać, zacząć od początku i postawić od nowa. To są układy. Wielu ludzi nie zdaje sobie z nich sprawy.

Układy? Co to znaczy?

Na przykład wspomniany TVN – ludzie nie wiedzą, że spółka ITI oprócz tego, że ma TVN24 ma też Onet, ma VOD, że jest właścicielem wielu marek i produktów. Albo że na Onecie ktoś narzeka na TVN, napędza im tym samym ruch na Onecie i TVNie. Tak się to kręci. Jeden wydawca ma kilka tytułów i żeby napędzić sobie ruch celowo skłóca dwa tytuły, żeby wywołać burzę. To samo zresztą jest z vlogerami. W pewnym momencie na YouTube’ie furorę robiła wojenka Niekrytego Krytyka i Matura to Bzdura. Tylko, że to wszystko było ustawione – chłopaki z Matura To Bzdura kontaktowali się ze mną, chcieli, żeby Baśka dołączyła do konfliktu, bo to pomoże we wzajemnym napędzaniu widzów i – jak mówili – skorzystają na tym wszystkie trzy strony. 30 procent wirali, które przekazujemy sobie za pomocą portali społecznościowych to specjalnie przygotowane projekty marek i firm, z czego jako widzowie nie zdajemy sobie sprawy, dajemy się na to naciągnąć. Uważam, że ktoś, kto zarabia w ten sposób pieniądze powinien być uczciwy i robić to od początku do końca przejrzyście.

Zaorać? W jaki sposób?

Nie wiem, ale zastanawiałem się nad jednym – czy nie zrobić drugiej części Grażyny pod tytułem “reakcje na to, co się stało”. Czyli robimy materiały z wywiadów, z jeżdżenia do telewizji, pokazujemy, jaki był wydźwięk tego wszystkiego. Wywołać szum w mediach, w telewizji. Ponieważ oni robią to samo, co my zrobiliśmy Grażyną. Poza tym, jeśli sytuacja mediów się nie zmieni, to wrócimy do tego, co było kiedyś – jedna telewizja, jedna prasa. Jest za dużo dziennikarzy, za dużo podmiotów chce zarabiać na mediach, przez co ceny reklam spadają. Trzeba szukać pieniędzy gdzie indziej. To w końcu padnie, w pewnym momencie nie będzie już wyjścia i trzeba będzie stworzyć to od nowa.

Coraz częściej mówi się, że rolę dziennikarzy przejmują ludzie, że szeroko pojęte dziennikarstwo obywatelskie ma dzięki internetowi i mediom społecznościowym większą rację bytu. Może w tym jest panaceum na obecny stan mediów?

Tak, ale dopóki nie stanie się to, co się stało z Kominkiem.

Co się stało z Kominkiem?

Nie śledziłem go od samego początku, ale teraz za bardzo skupia się na kwestiach finansowych. To znaczy jest atakowany z każdej strony propozycjami finansowymi i z tego korzysta. Nie ma się z resztą co temu dziwić, ale gdzieś w tym wszystkim traci celowość działań. Prędzej czy późnej, z większością dziennikarzy obywatelskich i vlogerów staje się to samo. Widzowie powinni wiedzieć, że blogerzy czy vlogerzy dostają propozycje finansowe i z nich korzystają, niejednokrotnie o tym nie informując.

Miał pan takie propozycje w przypadku Baśki?

Baśka jest specyficzna, hardkorowa i kontrowersyjna. Ze względu na formułę i charakter, niewiele marek i firm chce być z nią kojarzone, co jest zrozumiałe. Jednak tak, zdarzały się takie propozycje. Raz skorzystaliśmy, chodziło o pożyczki.

Czyli zrobiliście to samo, co teraz zarzucacie ludziom i mediom.

Tak, poczuliśmy się odpowiedzialni i winni.

Poinformowaliście o tym widzów, zaznaczyliście, że to sponsorowane?

Nie.

To gdzie jest ta granica?

My ją przekroczyliśmy. U mnie stało się to w momencie, gdy poczułem się winny i poczułem, że oszukuję ludzi. Patrząc jak ludzie i firmy odbierają Baśkę, jak na nią reagują, poczułem się odpowiedzialny, poczułem potrzebę projektu Grażyny Żarko. Wcale się nie nachapaliśmy na Baśce.

Co dalej z Baśką? Po ujawnieniu Grażyny Żarko już chyba wszyscy internauci wiedzą, że to wykreowana postać. Wcześniej część wiedziała, do części to nie docierało, bo oglądali piąte przez dziesiąte. Teraz czytam oburzone komentarze pod Baśką, że “to przecież reżyserowane!” Czy to zmieni coś w odbiorze Baśki?

Ale my już o tym mówiliśmy od dawna. Nie ukrywaliśmy tego. Nie wiem, skąd nagle takie reakcje. Widocznie trzeba było zastosować terapię szokową. Teraz to się zmienia i chcemy, żeby ludzie oglądali Baśkę jako postać komiczną, kabaretową, która poprzez wyreżyserowane i ustawione filmy pokazuje bolączki i komentuje rzeczywistość polskiej sieci.

Ile Baśki jest w Baśce?

Bardzo dużo, 90 procent. Baśka ma ogromną intuicję do ludzi, ogromną. Wyczuwa fałsz, wystarczy że poda komuś rękę i spojrzy w oczy i już wie, czy kogoś polubi i czy ktoś jest naturalny. Przy Baśce trzeba zachowywać się bardzo naturalnie, zero fałszu i kombinowania.

Nie mówicie jej dokładnie jak będzie wyglądał odcinek i nie piszecie tekstu?

Nie, oczywiście, że mówimy. Baśka nie ma scenariusza, ale ma scenopis. Każdy odcinek wymyślany jest tydzień wcześniej, chyba że pojawi się jakaś nagła sytuacja typu powódź, wtedy nagrywamy na bieżąco. Jednak zazwyczaj mamy wszystko zaplanowane, scena po scenie, co będzie się działo i jak, jak ma wybrzmieć, gramy po kilka razy. Zazwyczaj nagrywamy po 2-3 odcinki dziennie.

Jak jest z oglądalnością Baśki?

Baśka powoli spada. Spada, bo ludzie chcą już czegoś więcej, chcą mieć ją w realu. Ona więcej emocji wywołuje na Facebooku – mamy już 360 tysięcy fanów. Ona spada, musi przejść do świata realnego. Trzeba przeformatować jej program, to najwyższa pora.

Całkiem coś nowego, czyli co – Baśka z gośćmi?

Tak, albo Baśka jak Martyna Wojciechowska, podróżniczka po świecie. Testerka różnych form, turystka.

W którym kierunku Bartłomiej Szkop pójdzie teraz jako twórca?

Nie wiem, ale chciałbym zaangażować się społecznie. Pracowałem przy wielu projektach, również komercyjnych, ale w pewnym momencie powiedziałem, że koniec z tym. Chciałbym swoją wiedzę wykorzystywać w jakichś kampaniach społecznych – autyzm, homoseksualizm, starość. Zwłaszcza starość, bo starsi ludzie są spychani gdzieś na margines, pomiatani. Ale racając do Grażyny Żarko, czyli chamstwa i nienawiści w sieci. W pewnym momencie w filmie pojawił się taki zakapturzony chłopak, jako bardzo negatywna postać wyzywająca Grażynę. Pokazał swoją twarz, ale po ujawnieniu prowokacji on też zamieścił przeprosiny, już bez twarzy. I co się stało? Nienawiść odbiorców nie mogła już za bardzo skupić się na Grażynie, więc znalazła ujście właśnie w tym chłopaku. Ludzie zaczęli go hejtować i znaleźli sobie kolejną ofiarę. Zacząłem się bać. To jest młody człowiek. Nie wiadomo czym poskutkuje taki atak nienawiści. Sytuacja się odwróciła – najpierw ten chłopak był agresorem, a potem został ofiarą i poczuł to, co robił na własnej skórze.

Nie przewidzieliście tego?

Nie, do licha, nie o to nam chodziło, żeby nagle ci ludzie ponosili konsekwencje. Dla tego chłopaka największą karą było to, że wystąpił w filmie Grażyna, że pokazał w nim twarz. Zostawmy go w spokoju, bo jestem pewien, że on nigdy więcej nie zrobi już czegoś takiego i dostał nauczkę. Dla nas ważne jest, że pani Anna, która zagrała Grażynę, jest zadowolona – podoba jej się ten cały szum, dziennikarze, występy w telewizji. W pewny momencie przed ujawnieniem prowokacji, gdy pokazaliśmy pani Annie filmik Roja, w którym zabija w grze postać komentując, że to Grażyna, pani Anna przechodziła ciężkie chwile, jednak cały czas mieliśmy z nią kontakt, spotykaliśmy się codziennie, informowaliśmy o sytuacji i zaoferowaliśmy pomoc psychologa. Pani Anna nie chciała, bo wiedziała, że gdy projekt się skończy, to poinformujemy wszystkich, kim naprawdę jest. Wszystko jest w porządku, a pani Anna cieszy się z zainteresowania mediów i tego, że kilka razy na ulicy młodzi ludzie zaczepili ją, rozpoznając aktorkę.

Co mogłoby pomóc mediom czy zaradzić chamstwu w internecie, chociaż doraźnie?

Autorytety wyjdźcie z ukrycia! Nie mamy teraz żadnych autorytetów, nie mamy autorytetów w konkretnych dziedzinach. Przez poprawność polityczną ludzie boją się stać się autorytetem. Mądre głowy powinny jasno mówić – z tym się zgadzam, z tym się nie zgadzam, a tymczasem gdzieś się poukrywały. Może są na tyle mądrzy, że zdają sobie sprawę, że nic nie zmienią. Ale kurczę, no, walczmy!

Dziękuję za wywiad.

Dzięki.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA