REKLAMA

Plusy i minusy Deezera

16.05.2012 15.03
Plusy i minusy Deezera
REKLAMA
REKLAMA

Wśród wyrastających jak grzyby po deszczu witryn muzycznych zdecydowałem się dać szansę Deezerowi, nie bez znaczenia była tu zresztą dość stanowcza rekomendacja ze strony Facebooka, którego – jak niejednokrotnie wspominałem – cenię, używam i bardzo sobie chwalę. 

Nie sądzę by serwisy pokroju Deezera przejęły kiedyś imponującą większość muzycznego rynku w internecie, mogą natomiast stać się na tej arenie całkiem poważnym graczem. Zwłaszcza, że usłudze nie brakuje zalet, choć także i kilku istotnych wad.

Atuty:

+ Spora baza muzyki. W zasobach Deezera można znaleźć całą rzeszę wykonawców, nawet tych mniej znanych – również z Polski, sam serwis zresztą względem Polaków stara się dość stanowczo forsować najnowsze nadwiślańskie premiery muzyczne. To miłe, bo umożliwia bycie na bieżąco i to chyba nawet w troszkę lepszym stopniu niż popularne radiostacje.

+ Przyzwoita jakość muzyki. Część utworów można spotkać nawet w jakości 320 kbps, najpowszechniejszym standardem wydaje się 256 kbps, a to z kolei oferuje całkiem niezłą zabawę dla ucha.

+ Listy ulubionych, własne playlisty. Najciekawszą i ukochaną muzykę możemy łatwo zebrać w jednym miejscu, tworząc przy tym nawet całe playlisty tematyczne lub zapisując sobie ulubione albumy, dzięki czemu łatwo można przygotować składankę na imprezę lub coś uspokajającego na nudne, deszczowe dni.

+ Znakomita aplikacja mobilna. Słuchanie Deezera za pośrednictwem telefonu komórkowego jest możliwe, jest bardzo wygodne, a co najważniejsze – nie tylko w trybie online. Przy dodatkowej subskrypcji abonamentowej możemy zapisywać najciekawsze utwory czy całe albumy w pamięci telefonu korzystając z połączenia WiFi, a następnie delektować się nimi już „w terenie”.

+ Legalność. Po raz pierwszy w swoim życiu, nie licząc serwisu YouTube, mam w internecie dostęp do ogromnych zasobów muzyki w całkowicie legalny sposób. Niezależnie od wyznawanej ideologii, moralnych przekonań czy obowiązującego porządku prawnego, 15 złotych za całkowicie czyste sumienie to fantastyczna sprawa.

+ Integracja z Facebookiem. Deezer umożliwia publikowanie aktualnie słuchanych utworów na łamach serwisu społecznościowego Facebook, znajomi widzą te aktywności, mogą je komentować lub się do nich odnosić. Witryna Zuckerberga tworzy też prywatny ranking najpopularniejszych wykonawców czy utworów.

+ Integracja z Last.fm – dla mnie osobiście jest to wielki hit. Last.fm dość dawno temu powiedziało „dość” nowym odtwarzaczom i przestało tworzyć nowe wtyczki. Dlatego bardzo miła jest informacja, że Deezer się z nimi dogadał. Jeśli słuchamy czegoś za pośrednictwem Deezera, bardzo łatwo jest eksportować to wprost do last.fm, gdzie zapewne wielu z was już od dłuższego czasu kolekcjonuje swoją muzykę.

Niestety, są też wady:

– Nadal mało! Wyraźnie widać, że Deezer artystów pochłania głównie wytwórniami, przez co często zdarza się tak, że brakuje kilku naprawdę istotnych marek (na przykład jest poważny problem z Red Hot Chili Peppers), które czasem ekipa stara się nadrabiać poprzez zdobywanie praw do nieco mniej znanych grup coverujących znanych twórców. Mam nadzieję, że baza Deezera będzie rosła. Podobny jest problem z licznymi remiksami, często lepszymi od oryginału. Pod tym względem serwis nawet w jednej setnej nie ma prawa równać się z zasobami YouTube.

– Trzeba płacić. Zdaję sobie sprawę, że choć kwota abonamentu nie jest duża – 15 złotych miesięcznie – dla wielu może stanowić to ideologiczną przeszkodę. Większym problemem jest dla mnie niestety fakt, że za mobilną wersję Deezera trzeba każdego miesiąca dorzucić kolejne 15 złotych. Choć to nadal niewiele w stosunku do świadczonych usług i możliwości hurtowego pobierania muzyki do telefonu.

– Nie do końca wykorzystany potencjał społecznościowy. Mam wrażenie, że Deezer mimo dość solidnego połączenia z Facebookiem, mógłby zaoferować jeszcze wiele dobrego. Brakuje mi jakiegoś dopasowywania znajomych po muzycznych gustach albo tworzenia porównawczych rankingów. Gdyby tandemowi Facebook-Deezer udało się wprowadzić takie rozwiązanie, last.fm pewnie nie miałby długo racji bytu.

– Jakość nie zawsze doskonała. Niestety, w bazie nie brakuje też piosenek w jakości 128 kbps, która mogła być standardem lata temu (i wszyscy byli szczęśliwi), dziś jednak bolą od niej uszy.

Dopisalibyście coś do tej listy wad i zalet na bazie własnych doświadczeń?

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA