REKLAMA

O co Apple chodzi z tym nano-SIM?

22.03.2012 09.02
O co Apple chodzi z tym nano-SIM?
REKLAMA
REKLAMA

Apple rozważa wprowadzenie kart SIM jeszcze mniejszych od micro-SIM. Na pierwszy i drugi rzut oka rzecz bez większego znaczenia dla biznesu i branży. Skąd zatem protesty Research In Motion, Nokii i Motoroli (czytaj Google)?

Nano-SIM wcale nie ma być rewolucją. Nikt nie będzie w Apple z jego powodu organizował konferencji prasowych. Po prostu, karta SIM będzie o ok. jedną trzecią mniejsza niż stosowane w iPhone czy iPadzie micro-SIM. Mniejsza karta to nieco więcej miejsca w środku urządzenia, które można wykorzystać np. na powiększenie baterii. Najbardziej płaskie ogniwa litowo-jonowe już wkrótce będą miały ok. 2,5 mm grubości (http://venturebeat.com/2012/03/19/how-hp-designed-a-laptop-with-32-hours-of-battery-life/), więc każdy skrawek miejsca się liczy. O co więc szum? Dlaczego, jak donosi „Financial Times”, RIM, Motorola i Nokia zaprotestowały, kiedy Apple zaczęło rozmawiać o tym pomyśle z zatwierdzającym standardy Europejski Instytut Norm Telekomunikacyjnych (ETSI)?

Oczywiście nie chodzi o pojemność baterii. Smartfony i urządzenia mobilne kiepsko radzą sobie z prądem i szybko się to nie zmieni. Częstsze ładowanie to szybsze zużycie baterii i częstsza konieczność wymiany jej lub całego  sprzętu – co oczywiście jest w interesie producentów, sprzedawców, operatorów i całego branżowego łańcucha pokarmowego.

Pomysł Apple budzi obawy z powodu najcenniejszej rzeczy, jaką dziś mogą dysponować firmy – własności intelektualnej. Doniesienia „FT” tego nie wyjaśniają, ale komentatorzy brytyjskiego dziennika sugerują, jakoby zaproponowany przez Apple standard nano-SIM miał zostać obwarowany patentami. Czyli jeśli nano-SIM będzie standardem, inni producenci będą mogli go używać na licencji, oczywiście płatnej. To także jest do przełknięcia dla konkurentów Apple – w końcu przy odrobinie inżynierskich wysiłków wcale nie trzeba pakować do nowego telefonu karty nano- czy nawet micro-SIM, poprzestając przy jej starej, najbardziej rozpowszechnionej wersji.

W protestach chodzi zapewne o precedens polegający na wprowadzeniu branżowego standardu przy jednoczesnym zastrzeżeniu patentów do tego rozwiązania. Nie ma powodów, by nie spodziewać się że jego kluczowe elementy nie zostaną zastrzeżone. Apple przecież patentuje nawet takie rzeczy jak kształt opakowań swoich produktów. Dlatego jeśli – załóżmy – nano-SIM stałby się popularnym rozwiązaniem, Apple zyskałoby potężny oręż w korporacyjnych sporach, choćby takich, jakie toczy z Samsungiem. Koncern z Cupertino mógłby zawsze powiedzieć firmie X „nie podskakujcie, bo wycofamy wam licencję na wykorzystanie nano-SIM”. Oczywiście to gdybanie.

Nie ukrywam jednak, że nie podoba mi się, kiedy firma dysponująca 100 mld dol. gotówki, czyli praktycznie nieograniczonymi środkami na badania i rozwój, forsuje swoje rozwiązanie ubierając go w szaty telekomunikacyjnego standardu. Jasne, te firmy które protestują też mają niezłe portfolio patentów (to dla nich Google przejął Motorolę) i można zapytać czemu to one nie wymyśliły nano-SIM. Mniejsza innowacyjność, problemy na rynku, brak środków na badania – przyczyn pewnie jest mnóstwo. Apple ma możliwości by pracować nad nowym rodzajem SIM-a i ma środki, by to rozwiązanie upowszechnić. Po co więc działania w ETSI i zabiegi dla zapewnienia sobie większości głosów (ETSI zrzesza nie tylko państwa, ale też firmy)? Jak do tej pory rozwiązania, które upowszechniało Apple (np. popularyzacja USB pod koniec lat 90.) nie wymagały administracyjnego wsparcia, bo były po prostu dobre.

RIM, Motorola i Nokia zbierają ostatnio cięgi za małą innowacyjność i ogólne zapóźnienie względem liderów branży mobilnej. Ich protesty w sprawie nano-SIM można łatwo wyśmiać: maruderzy narzekają, że lider znów im ucieka. Tym razem jednak chodzi o coś ważniejszego, niż interfejsy w telefonie i porównywanie współczynnika fajności tych firm z Apple.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA