REKLAMA

Microsoft gasi pożary, które sam wywołał

26.03.2012 18.57
Microsoft gasi pożary, które sam wywołał
REKLAMA
REKLAMA

Pamiętacie mój wpis o dwóch obliczach Microsoftu? Wygląda na to, że gigant z Redmond czyta Spider’s Web. Na bieżąco gasi pożary, które wywołują jego niefrasobliwi pracownicy.

Wczorajszego dnia wybuchł skandal. Okazało się, że komunikator Microsoftu blokuje łącza prowadzące do witryny The Pirate Bay. Jak stwierdziła Ewa, „Microsoft wie lepiej czego chcemy”. Microsoft kontruje: „to wy wiecie lepiej czego chcecie”. Twórcy Messengera oświadczyli, że The Pirate Bay został zablokowany z uwagi na skargi samych użytkowników.

Windows Live Messenger jest ustawiony tak, by nasi klienci otrzymywali wiadomości wyłącznie od wybranych przez nich osób. Od dawna też blokuje treści, by chronić naszych klientów. Zanim ktokolwiek może wysłać naszym klientom wiadomość, muszą się oni najpierw na to zgodzić i dodać ich do listy kontaktów. Dzięki temu nie otrzymują oni niechcianych wiadomości od nieznajomych, nie są też nękani spamem i spimem. Dodatkowo, używamy techniki SmartScreen by chronić naszych klientów przed złośliwymi i niechcianymi treściami, w tym phishingiem, złośliwym oprogramowaniem czy spamem. Blokujemy wiadomości, jeżeli zawierają złośliwe lub spamerskie łącza na bazie naszych algorytmów, informacji od firm trzecich i skarg użytkowników. Łącza do The Pirate Bay były przez naszych użytkowników zgłaszane jako nieodpowiednie, więc je zablokowaliśmy.

– czytam w oświadczeniu Microsoftu.

W nieoficjalnej rozmowie z jednym z przedstawicieli Microsoftu, zwrócił on moją uwagę na to, że Facebook również blokuje łącza do The Pirate Bay. Z uwagi na nachalne reklamy (mechanizm pop-under) i ich nieautoryzowane ciasteczka śledzące. Dodaje również, że ich konkurencja jest dużo bardziej restrykcyjna. Google, na przykład, nie pozwala wysyłać ani linkować jakichkolwiek plików wykonywalnych exe, niezależnie od ich reputacji.

Microsoft atakuje. Jak obserwuję zagraniczne portale, powyższe oświadczenie zostało wysłane praktycznie wszędzie. Od gigantów, do maluczkich. Przynajmniej jeśli chodzi o anglojęzyczne serwisy. To wyjątkowo ostra reakcja na, umówmy się, drobiazg. Bo tak jak nie podoba mi się blokowanie The Pirate Bay (ani jakiejkolwiek innej witryny), tak raczej niewielu użytkowników Messengera straci lub skorzysta na całym zamieszaniu. Microsoft wreszcie zrozumiał, że dobry produkt nie wystarczy. Równie ważna, jeśli nie ważniejsza, jest obiegowa o nim opinia.

Równie agresywnie Microsoft walczy z niemałą wpadką, jaka przydarzyła się podczas kampanii Smoked by Windows Phone (kto nie kojarzy o co chodzi, pisałem o tym tutaj). To jedna z najlepiej zrobionych akcji marketingowych ostatnich czasów… brutalnie zniszczona przez niekompetencję jednego z pracowników Microsoftu.

Podczas zawodów, jeden z klientów konkurs wygrał. Pracownica Microsoft Store jednak nie była w dobrym nastroju. Zamiast iść z duchem kampanii, pogratulować klientowi świetnego telefonu i wręczyć mu obiecane tysiąc dolarów (co Microsoft już robił, a nawet umieszczał na YouTube) stwierdziła, że nagrody mu nie wręczy. „Bo tak”. Zadanie w konkursie było proste: podać warunki pogodowe w dwóch dowolnych amerykańskich miastach. Klient się ucieszył: miał Galaxy Nexusa i akurat tak się złożyło, że na pulpicie miał dwa widżety pogodowe z dwóch różnych miast. Wygrał (minimalnie). Pracownica Microsoft Store oświadczyła, że pogoda miała być „z dwóch różnych stanów”. Wcześniej o tym nie wspominała.

Microsoft zareagował natychmiastowo. Odnalazł jegomościa na Twitterze i zapronował dwie rzeczy: po pierwsze Windows Phone i laptop gratis. Razem z oficjalnymi przeprosinami. Po drugie: rewanż. Na warunkach dyktowanych przez klienta.

Jeszcze dwa lata temu Microsoft by zignorował sprawę, utrzymując, że ma rację. Niestety, kontakt z konsumentem od zawsze był w Microsofcie kiepski. Firmy? To co innego, ale kto by się przejmował szarym Kowalskim. Microsoft się jednak pilnie uczy od Apple’a (i trochę od Google’a). Przejmuje jego taktykę. Put people first, nawet jeśli oznacza to duże inwestycje (powyższą historią Microsoft wręcz spamuje portale informacyjne, by ugasić pożar) i zmianę zaplanowanej taktyki marketingowej. Pytanie tylko, ile wytrzyma. Jak już pisałem, Microsoft potrafi na coś długo pracować po czym szybko to zrujnować jednym kretyńskim ruchem. Tym razem się chyba udało. Ale kolejne tego typu wpadki nie pomogą Windows Phone’owi wyjść z marginesu, ani zachęcić do kupna tabletu z Windows 8.

Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA