REKLAMA

Fragmentacja Androida? A kogo to obchodzi?

02.03.2012 14.32
Fragmentacja Androida? A kogo to obchodzi?
REKLAMA
REKLAMA

“Podstawową wadą tego, co pan powiedział o systemie Android, jest to, że w związku ze zmianami do systemu wprowadzanymi przez różnych producentów, nie wszystkie aplikacje będą działać na wszystkich modelach z Androidem w o biegu. Myślę, że w długoterminowym okresie będzie to jeden z kluczowych elementów decydujących o wyborze danej platformy przez konsumenta.” To fragment wywiadu z wiceprezesem Nokii. Podobne komentarze o fragmentacji i o tym, że zgubi ona Androida słychać od bardzo dawna, praktycznie od ponad dwóch lat.

Aplikacje mają być niekompatybilne, co powodować ma frustrację użytkowników, różne nakładki systemowe mają wpływać na to, że na Androida patrzy się nieprzychylnie a opóźnione albo brakujące aktualizacje mają zabić platformę Google’a. Od dwóch lat wciąż ta sama gadka.

Przyznaję, że w pewnym momencie sama w nią uwierzyłam. Wszystko to przez punkt widzenia użytkownika, który potrafi powiedzieć, jakie nazwy mają konkretne wersje systemu, czym się różnią, zna wiele aplikacji i często zmienia urządzenia przekonując się na własnej skórze o tym, że część z nich nie działa na przykład na starych wersjach systemu.

A to bzdura, mówiąc delikatnie. To, że producenci tworzą własne nakładki to jedna z największych zalet systemu. Mogę lubić czystego Androida, ale ja wiem, jak on wygląda. Dla większości świata Samsung robi Galaxy i Wave’y, HTC robi HTC, Sony robi Xperię, LG Swifty i Optimusy. Wszystkie oparte na systemie od Google’a, ale to tyle podobieństw. Dlaczego Samsungi Galaxy sprzedają się świetnie, a na przykład LG już nie? Przecież to wszystko jeden Android w różnych tylko wersjach.

Po części jest tak dlatego, że dany producent robi swój telefon, sygnuje swoją marką i potrafi odróżnić się od konkurencji. Nie tylko dizajnem, zastosowanym szkłem i wielkością ekranu. Nie tylko 5 dodanymi własnymi aplikacjami. Kto miał okazję korzystać z kilku smartfonów z Androidem z różnymi nakładkami wie, jak potrafią się ona różnić. I to jest zaleta albo wada, ale ważniejsza w ujęciu sprzedażowym, niż to, na jakiej wersji Androida działa urządzenie.

Bo z tymi wersjami to też nie do końca prawda. Fakt – Android jest poszatkowany – z wersji 1.x korzysta dziś 1,6% użytkowników, z wersji 2.1 7,6%, z wersji 2.2 aż 27,8%, z 2.3 pół procenta, z 2.3.3 i wyższej 58,1%, a z 4.0 łącznie 1%. Problem może stanowić Froyo na ponad ¼ urządzeń, jednak warto zauważyć, że gros aplikacji, która ma minimalne wymagania odnośnie systemu wymaga właśnie minimum Froyo.

Poza tym nie uwierzę, że ta przeciętna pani Zosia z warzywniaka będzie denerwować się, że na jej urządzeniu ta czy inna aplikacja nie działa. Z prostej przyczyny- pani Zosia ma ważniejsze sprawy na głowie niż wymienianie się z koleżankami ciekawymi aplikacjami z Android Marketu. Nawet, jeśli korzysta z aplikacji trzecich to na zasadzie “działa – świetnie, nie działa – trudno”. I tyle.

Zastanawiające jest dlaczego na przykład HTC ma zapewnić kompatybilność aplikacji z Samsungiem, albo na odwrót? To tak, jakby narzekać, że aplikacje z Symbiana nie działają na Windows Phone 7. Jasne, Android to niby jeden system, ale u przeróżnych producentów. Zamiast więc narzekać na fragmentację warto zastanowić się, czy dla deweloperów dostosowywanie do różnych urządzeń jednej aplikacji napisanej na Androida nie jest łatwiejsze, niż napisanie 5 wersji od nowa dla 5 różnych systemów mobilnych od różnych producentów?

Problem fragmentacji jest realny, ale mocno przegadany. Przegadany przez ludzi z branży, którzy obracają się wśród ludzi z branży i pasjonatów. Prawda jest taka, że pasjonat jest świadomy fragmentacji i sobie z nią poradzi, a zwykły konsument nie wie co to jest i kupuje telefon od konkretnego producenta, z którym może zrobić coś więcej, niż tylko zadzwonić.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA