REKLAMA

Smartfony i tablety niszczą polski język

28.12.2011 20.11
Smartfony i tablety niszczą polski język
REKLAMA
REKLAMA

W dzisiejszej „Gazecie Wyborczej” profesor Jerzy Bralczyk wyartykułował coś, o czym sam często myślę – że nowe formy komunikacji za pośrednictwem urządzeń technologii użytkowej prowadzą w prostej linii do nieuchronnych zmian w języku polskim, który już w nieodległej przyszłości zacznie tracić w pisowni typowo polskie litery, takie jak „ą, ę, ć, ś, ź, ż”. To za sprawą wiadomości SMS oraz e-maili – mówi profesor Bralczyk. Ja bym do tego dorzucił urządzenia mobilne na czele ze smartfonami i tabletami. To tam komunikujemy się najczęściej bez uwzględnienia polskich znaków, a co gorsza, także bez podstawowych zasad polskiej interpunkcji. Niestety zanik polskich liter jest nieuchronny w imię nadrzędnej zasady lingwistycznej – łatwości i szybkości komunikacji. 

Z czasów, gdy sam byłem studentem filologii (angielskiej), w głowie utkwiło mi to, co powtarzał nam inny wybitny językoznawca, profesor Rafał Molenda – czy nam się do podoba, czy nie, takie formy jak „przyszłem”, czy „włanczać” będą wkrótce poprawnymi słownikowymi formami (wspomina też o tym prof. Bralczyk w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”). To dlatego, że to język dostosowuje się do „użytkowników”, a nie odwrotnie. Oczywiście zmiany zawsze przychodzą oddolnie, od tej najmniej wykształconej części społeczeństwa, która ma w nosie (albo po prostu nie posiada stosownej wiedzy) czy to, co mówi jest zgodne z zasadami poprawnej polszczyzny, czy nie. Z czasem te niepoprawne formy przenikają do mowy potocznej znacznie szerszej grupy osób, aby w końcu zostać uznane za poprawne przez tych, którzy zmiany w języku analizują i katalogują. Podobnie będzie z językiem używanym w wiadomościach SMS, e-mailach i komunikatorach, bo zasada jest taka sama – tak jest po prostu prościej i szybciej.

Pisanie po polsku bez polskich znaków na urządzeniach technologii użytkowej jest powszechnym zjawiskiem – warto przeanalizować własne zachowania: w większości przypadków odpowiemy, że tak jest szybciej i prościej. Inni dorzucą, że również taniej, bo polskie litery typu „ą, ę” zamieniane są na ciąg znaków w kodzie wiadomości SMS, przez co zabierają miejsce na inne litery w ograniczonej liczbowo wiadomości. Co ciekawe, dotychczas zjawisko to było tożsame jedynie dla wiadomości SMS pisanych na telefonach komórkowych. Gdy pisaliśmy e-maile na komputerze, używając pełnej klawiatury, to najczęściej polskie znaki stosowaliśmy, choć… co ważne akurat w tym kontekście… to dlatego, że byliśmy (jesteśmy) do tego przyzwyczajeni. Po prostu tak się na początku nauczyliśmy i w naturalny dla nas dziś sposób wrzucamy polskie „ś, ć, ż” zamiast „s, c, z”. Ale to już też powoli przeszłość.

W nieco innej sytuacji są bowiem ci, którzy po polsku pisać za pośrednictwem klawiatury uczą się najpierw na urządzeniach mobilnych: smartfonach i tabletach. W obu przypadkach są to dziś najczęściej klawiatury wirtualne, które jeszcze mniej niż te fizyczne zachęcają do używania polskich znaków. Takie osoby będą przenosić te zwyczaje na język pisany w innych mediach. Dziś takie osoby są w młodym wieku 7 – 10 lat. Za dwadzieścia lat będą mieli odpowiednio pomiędzy 27 a 30 i to oni będą decydować jak wygląda polski język w wersji pisanej.

Więc to dopiero za 20 lat? Skądże znowu. Spójrzmy na dzisiejszych nastolatków, którzy komunikują się za pomocą chata Facebooka, Skype’a, Gadu-Gadu, rzadziej e-maila – oni nie używają polskich znaków prawie w ogóle. Ba, najczęściej stosują dwa rodzaje pisowni polskiej – w zeszytach w szkole, ręcznie stawiają polskie znaki, a na urządzeniach komputerowych nie. Spróbujmy sobie odpowiedzieć na pytanie, który rodzaj pisowni wolą i w którym lepiej się czują…

Ale to jeszcze nie koniec. Coraz częściej zwyczaj pisania po polsku bez stosowania polskich znaków przenika na starsze osoby, wychowane jeszcze w nieco innym świecie. W mojej (byłej już dziś) pracy, trzydziestoparoletni kolega menedżer od zawsze pisze e-maile bez polskich znaków. Na moje pytanie dlaczego tak robi, odpowiadał: dlatego, że czasami wyskakują „krzaki”, gdy systemy pocztowe nadawcy i adresata są niekompatybilne. Założę się, że takich osób jest coraz więcej.

Smartfony i tablety nie pomagają w pielęgnacji polskich wyrazów. Można się spierać czy pisanie na wirtualnej klawiaturze jest wygodne, czy nie, ale chyba nikt nie będzie się spierał z tym, że wstawianie polskich liter jest wygodne. Bo nie jest. Ktoś powie – na iPadzie jest, bo wystarczy nad polską literą szybko przeciągnąć palec do góry, a system rozpozna, że chodzi nam o najpopularniejszą polską wersję standardowej litery. Owszem, tyle że bardzo mało osób użytkujących tablet Apple’a zna ten trick (przyznać się muszę, że ja też długo nie znałem…). Ktoś inny powie – ale w Windows Phone autokorekta działa świetnie i sama zamienia litery standardowe na polskie litery. Owszem, ale użytkownik wpisując je wcale nie wpisuje ich w wersji polskiej, tylko wstukuje wersję bez „ąści”, wychodzi więc na to samo.

Niestety (albo stety – wszystko zależy, po której stronie barykady językoznawczej się deklarujemy; są bowiem i tacy lingwiści, którzy wręcz nawołują do szybszych zmian w słownikowym języku polskim, bo hołdują zasadzie „język dla użytkowników, a nie użytkownik dla języka”), to proces nieunikniony. Jeśli miałbym pokusić się o własną prognozę, to za sprawą tabletów i smartfonów będzie postępować powolny zanik języków lokalnych w kierunku unifikacji z językiem angielskim, który jest standardowym językiem w internecie. No, ale to na pewno nie za życia kogokolwiek z czytających ten nieco przydługawy wpis blogowy, więc nie ma sprawy.

Na koniec najbardziej interesujący wyciąg z wywiadu Agnieszki Kublik z „Gazety Wyborczej” z profesorem Jerzym Bralczykiem:

Panie profesorze, czy pan esemesuje?

Oczywiście, jestem do tego zmuszony, gdy odpisuję esemesami na esemesy. Sam rzadko je wysyłam, zrobiłem to do tej pory zaledwie kilka razy.

W esemesie dba pan o ortografię, interpunkcję?

O tak. Teraz trochę cierpię, bo mam nowego tableta i nie potrafię jeszcze na nim pisać z polskimi znakami. Jestem sfrustrowany, boli mnie, gdy piszę tak niepoprawnie!

Ale w mailu zawsze piszę z polskimi znakami – uważam to za bardzo ważne. Dziś największe zagrożenie dla polszczyzny widzę właśnie w tym, że będziemy musieli, a co gorsza – będziemy chcieli pozbyć się tych charakterystycznych polskich liter. Młodzież wysyła esemesy bez polskich znaków pewnie z powodów ekonomicznych, bo to tańsze, ale zauważam, że młodzi czytają chętnie już bez tych znaków, nie widzą żadnej różnicy. Dla mnie to bardzo przykre, bo ja lubię te polskie „ąści”.

Jak byśmy mówili, gdybyśmy pisali bez polskich znaków?

Anglicy mówią inaczej, niż piszą, i jakoś dają sobie radę. Przypuszczam, że żywa mowa utrzymałaby ę, ą, ś, ć, ale w piśmie by tych znaków już nie było.

Mówi pan to pół żartem, pół serio?

Trzy czwarte serio. Myślę, że kiedyś znikną z polszczyzny te wszystkie „ąści”. To się już zaczyna, od esemesów, od maili. Potem kto wie, czy nie ukażą się elektroniczne formy prasy bez polskich znaków? A potem może i prasa drukowana?

Kiedy może dojść do tych dramatycznych wydarzeń?

Nieprędko, ale być może jeszcze za naszego życia. Wszystko zależy od młodzieży. Czy będzie chciała tylko tak pisać, czy i tak czytać. I kiedy to się zacznie. Bo to użytkownicy kształtują język.

*fot. sxc.hu

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA