REKLAMA

Nie chmura, tylko synchronizacja

08.03.2010 23.00
Nie chmura, tylko synchronizacja
REKLAMA
REKLAMA

Przed smartfonami i netbookami, normalny człowiek miał zwykle jeden komputer, na którym to komputerze trzymał wszystkie swoje pliki. Często też używał peceta w pracy, ale w nim trzymał zupełnie innego rodzaju dane. I był święty spokój – przerwany tylko od czasu do czasu awariami dysków albo światowymi epidemiami wirusów (oba te zdarzenia różniły się tylko tym, że w pierwszym przypadku schadenfreude odczuwali zwolennicy częstego wykonywania backupu, a w drugim – użytkownicy Mac OS i Linuksa).

Ale to było jakoś w okolicach 2006 roku. Od tego czasu się pozmieniało. Normalny człowiek kupił sobie netbooka, dostał za złotówkę smartfon. Trochę mniej korzysta z domowego komputera, ale oczywiście nie pozbył się go zupełnie. I pewnie jeszcze długo się nie pozbędzie. W końcu, ani smartfon, ani netbook, ani nawet tablet nie są w stanie go zastąpić.
Nawiasem mówiąc: kto wie – może jest to jeden z powodów, dla których iPad nie ma multitaskingu, obsługi flash, kamery, portu USB host, tunera telewizyjnego, czytnika kart pamięci 473-in-1, modemu 56k, macierzy RAID 0, nagrywarki Blu-ray, slotu EISA, ani nawet stacji dyskietek 5,25?? To chyba możliwe, jak sądzicie?
Wracając do normalnego. Ma już smartfon, ma netbooka, oba nawet z dostępem do internetu. Fajne, mobilne i w ogóle. Tylko co z tego, skoro wszystkie jego dokumenty dalej siedzą na dysku domowego komputera. Chyba, że wrzuci je sobie na dżimejla. Albo na pendrajwa. Albo gdzieśtam. W każdym razie wrzuci – a więc: 
  1. pomyśli o tym przed wyjściem z domu;
  2. faktycznie to zrobi;
  3. będzie pamiętał, że to zrobił.
Oczywiście, że tego nie zrobi. Albo inaczej – zrobi, ale nie będzie robił regularnie. Coś jak z backupem.
Cała zabawa polega dziś na tym, żeby to całe komputerowo-smartfonowo-tabletowe tatałajstwo synchronizować. I nie chodzi po prostu o cloud computing, bo nigdy nie będzie tak, żeby wszystko było w chmurze. Tak samo, jak nigdy nie będzie tak, że przestaniemy używać gotówki. 
Chodzi właśnie o synchronizację lokalnych danych. Synchronizację z chmurą i za pośrednictwem chmury, ale jednak synchronizację lokalnych danych. Sam proces musi być w pełni automatyczny i zupełnie przezroczysty dla użytkownika. Trochę jak z iPodem podłączonym do iTunes.
Jak dla mnie, zdolność do przeprowadzenia takiej synchronizacji decyduje o użyteczności dowolnej aplikacji zbierającej dane. Evernote, Listonic, Instapaper, Remember The Milk – nie zamieniłbym żadnej z nich na cokolwiek, co jest ograniczone tylko do desktopa, tylko do chmury albo tylko do smartfonu.
REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA